[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powstawały pęcherze.Nie mógł dopuścić do przegrzania złota, boprzechodziło wówczas w postać gazową i można było wiele stracić w parach.Belkidachu tej starej odlewni musiały być nasycone złotem wydzielanym zeskondensowanych par.Obserwował uważnie termometry.Zołtopomarańczowa zawartośćkotła przybrała postać ciekłą, więc zmniejszył intensywność grzania.Rozstawiłwszystkie kokile.Były przeznaczone do odlewania pokryw trumien, produkowanychna miejscu w warsztatach bazy.Nałożył rękawice bez palców i chwycił wielkiczerpak.Rozpoczął przelewanie płynnego złota do pierwszej kokili. Dwieście funtów złota na trumnę.Dziesięć pokryw.Pracowałszybko i z wprawą, uważając, aby nie uronić ani kropli.Syk roztopionego metalu,stykającego się z formą, brzmiał w jego uszach jak najwspanialsza muzyka. Jakie to wszystko proste.Towarzystwo nalegało, aby trumny byłyrobione z ołowiu.Od czasu do czasu na jakiejś odległej planecie zdarzały sięprzypadki śmierci pracowników spowodowane promieniowaniem.Po kilku paskudnychawariach, takich jak rozpadnięcie się trumien w czasie transfrachtu, i innych,mniejszych wypadkach, przyczynę których stanowiło promieniowanie, Towarzystwo -pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt tysięcy lat temu - ustanowiło sztywne zasady.NaPsychlo ołowiu było w bród, mieli go ogromne ilości.Mieli też obfitość żelaza,miedzi i chromu.Brakowało natomiast złota, boksytu, molibdenu i kilku innychmetali.Tak więc trumny zawsze wykonywano z ołowiu usztywnianego dodatkamistopowymi, takimi jak bizmut.Poza pokrywami nie musiał zrobić nic więcej.Trumien w kostnicy były stosy.Musiał oczywiście działać skrycie, wyglądałoby tonieco podejrzanie, gdyby robił dodatkowe pokrywy i dokładał je do stosów jużistniejących. Wkrótce miał już napełnionych dziesięć kokil.Ta ostatniawymagała nieco sprytu.Kocioł był już prawie pusty, a na dnie znajdowała sięjedynie mieszanina odłamków skał i osadów.Musiał się śpieszyć, pracę trzebabyło ukończyć przed brzaskiem.Szybko ostudził masę zalegającą dno i wrzucił jądo gąsiora z kwasem, aby rozpuścić skały i wydzielić osady.Następnie znówwłączył grzanie.Widok oparów gotującego się kwasu sprawił mu przyjemność.Zgarnął rozpuszczony szlam i ponownie podgrzał złoto.Wykorzystując każdądrobinę, zdołał całkiem poprawnie wykonać ostatnią pokrywę.Aby ciężar jejzgadzał się z innymi, dodał trochę roztopionego ołowiu.Podczas gdy kokilestygły, oczyścił kocioł i czerpak.Upewnił się, że nie ma śladów na podłodze. Pokrywy nie stygły dostatecznie szybko, więc skierował na niestrumień powietrza z przenośnego wentylatora.Delikatnie opukał jedną z nich.Dobrze! Wyjął ostrożnie pokrywy z kokil i ułożył je na stole.Wydobyłmolekularny natryskiwacz, osadził w nim ołowiowo-bizmutowy pręt i zacząłpokrywać złoto warstewką obu metali.Na nadanie dziesięciu trumiennym pokrywomwyglądu ołowianych zużył prawie siedem prętów. Zdjął rękawice i skompletował sprzęt do znakowania, pochodzącyze standardowego wyposażenia kostnicy.Wyjął z kieszeni listę.Z wielkązręcznością naniósł na pokrywy dziesięć nazwisk, służbowe numery Towarzystwa idaty śmierci. Zdobycie dziesięciu ciał nastręczało pewien kłopot.Trzynależały do wartowników, którzy zginęli przy eksplozji broni, było ciało Numpha,był Jayed (niech go szlag trafi!).Ale realizowany przez medyków kopalni programbezpieczeństwa pracy sprawiał, że liczba wypadków była ostatnio mniejsza niżnormalnie i od czasu ostatniego - pół roku temu - odpalenia zdarzyły się wkopalni tylko trzy wypadki śmiertelne.Tak więc Terlowi długo brakowało dwóchciał. Jedno zdobył, podrzucając ładunek detonujący do otworustrzelniczego przed napełnieniem go materiałem wybuchowym.Sądził, że będą ztego dwa lub trzy trupy, ale zginął tylko miner.Z ostatnim były pewnekomplikacje.Obluzował drążek sterowniczy trójkołowca.Pojazdy te jeździłymiędzy przeszkodami z dość dużą prędkością. Ale musiał czekać całe trzy nudne dni, zanim wreszcie drążeksię urwał i kierowca się zabił.W końcu miał całą dziesiątkę w komplecie. Nazwiska wybił znacznikiem w miękkim metalu pokryw.Sprawdziłje.Z dwóch napisów przebijało złoto, a tak być nie mogło.Sięgnął raz jeszczepo molekularny natryskiwacz i poprawił warstwę ołowiowo-bizmutową.Teraz byłoznakomicie.Czubkiem pazura dokonał próby.Warstwa nie dała się zdrapać.Wytrzyma prawdopodobnie i transport na wózkach widłowych.Znów sięgnął poznacznik i w dolnym lewym narożniku każdej pokrywy wykonał mały znak "x", trudnodostrzegalny dla kogoś, kto go nie szukał. Czas naglił.Sprzątnął narzędzia i odłączył od kotła grzejniki.Rozejrzał się wokół - miał wszystko.Wyłączył światła, doprowadził ciężarówkęprzed drzwi i załadował na nią pokrywy.Na wierzch wrzucił sprzęt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]