[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy patrzyli w ekrany, wydawa³o im siê, ¿e poruszaj¹ siê z trudem i powoli.Czêsto mieli wra¿enie, ¿e krêc¹ siê w kó³ko lub wiecznie zataczaj¹ ³uki.Prowadzenie pojazdów by³o trudne, tote¿ od czasu do czasu Simon i Sax zastêpowali Michela i Kaseia, postêpuj¹c zgodnie z ich wskazówkami.Ann ci¹gle siê nie odzywa³a, tote¿ nikt jej nie pyta³, czy nie zechcia³aby przez jakiœ czas pokierowaæ pojazdem.Sax, prowadz¹c, jednym okiem popatrywa³ na ekran swojego AI, który przekazywa³ mu dane meteorologiczne.Ann widzia³a te odczyty ze swego k¹ta po przeciwnej stronie pojazdu i nie móg³ jej uwadze umkn¹æ pewien fakt, który podkreœli³o AI.Mianowicie uderzenie Fobosa znacznie zagêœci³o atmosferê: o niebagateln¹ liczbê piêædziesiêciu milibarów.A nowo powsta³e kratery nadal siê odpowietrza³y.Sax zanotowa³ tê zmianê ze swoim zwyk³ym sowim zadowoleniem, niepomny na œmieræ i zniszczenie, z którym siê ³¹czy³a.Nagle zauwa¿y³ wzrok Ann i powiedzia³:- Jest chyba tak jak w epoce Noachian.- Mia³ jeszcze coœ dodaæ, ale Simon uciszy³ go wzrokiem i szybko zmieni³ temat.W nastêpnym pojeŸdzie Maja i Frank zabijali czas, przekrzykuj¹c siê nawzajem.Zadawali Michelowi setki pytañ o ukryt¹ koloniê, dyskutowali z Saxem na temat pojawiaj¹cych siê zmian atmosferycznych albo rozprawiali o wojnie.Rozpamiêtywali i omawiali wszystko bez koñca, próbuj¹c zrozumieæ, co i dlaczego siê zdarzy³o.Gadanie, gadanie, gadanie.W Dniu S¹du Ostatecznego, pomyœla³a Ann, kiedy ca³y œwiat bêdzie martwo trwa³ w oczekiwaniu, Maja i Frank ci¹gle jeszcze bêd¹ gadaæ, próbuj¹c ustaliæ, co siê dzieje.I gdzie oni sami pope³nili b³¹d.Dobiega³a koñca trzecia noc ich podró¿y, gdy pojazdy zjecha³y na ni¿szy koniec lus, a potem dotar³y do d³ugiego pasa w kszta³cie ¿ebra, który dzieli³ kanion.Wjechali na Autostradê Marineryjsk¹ i pod¹¿yli ni¹ ku po³udniowemu rozwidleniu.W ostatniej godzinie przed œwitem zauwa¿yli nad g³ow¹ kilka chmur i œwit wyda³ im siê o wiele jaœniejszy ni¿ w poprzednie dni.By³o wystarczaj¹co jasno, aby zdemaskowaæ ich obecnoœæ, tote¿ zatrzymali siê obok skupiska g³azów przy podnó¿u po³udniowej œciany kanionu i zebrali siê w pierwszym pojeŸdzie, aby przeczekaæ d³ugi dzieñ.St¹d mieli widok na zewn¹trz, na szeroki obszar Melas Chasma, najwiêkszego kanionu.W porównaniu z jego g³adkim, równym czerwonym pod³o¿em, ska³a lus by³a bardziej chropowata i nieco ciemniejsza.Ann przysz³o do g³owy, ¿e byæ mo¿e oba kaniony sk³adaj¹ siê ze staro¿ytnych kamiennych p³yt tektonicznych, które kiedyœ porusza³y siê obok siebie, potem zbli¿y³y siê i tak zastyg³y ju¿ na zawsze.Podró¿nicy siedzieli przez ca³y d³ugi marsjañski dzieñ, pogr¹¿eni w dyskusjach.Wszyscy byli spiêci i wyczerpani, w³osy mieli brudne i rozczochrane, a twarze ponure.Zewsz¹d otacza³ ich czerwony mia³ s³abn¹cej burzy py³owej.Tylko czasami widzieli chmury, niekiedy zaœ mg³ê lub nag³e przeœwity jasnoœci.Po po³udniu rover nagle zako³ysa³ siê na amortyzatorach.Przestraszeni szarpnêli siê w górê, by spojrzeæ na ekrany.Tylna kamera ³azika wskazywa³a lus i Sax nagle dotkn¹³ ekranu i pokaza³ wszystkim to, co sam zobaczy³.- To mróz - stwierdzi³.- Zastanawiam siê.Kamera pokaza³a zmro¿ony potok, który gêstniej¹c z ka¿d¹ chwil¹, sp³ywa³ w dó³ kanionu ku miejscu, gdzie stali.Autostrada znajdowa³a siê na tarasie nieco ponad g³Ã³wnym dnem po³udniowego rozwidlenia lus.Na szczêœcie, poniewa¿ w tym momencie roverem wstrz¹sn¹³ huk i g³Ã³wne dno zniknê³o, zalane niewysok¹ œcian¹ czarnej wody i brudn¹ bia³¹ papk¹.By³ to niszczycielski wodospad lodowych kloców, tocz¹cych siê kamieni, piany, mu³u i wody; papka ta zala³a teraz wnêtrze kanionu.Huk by³ tak donoœny jak grzmot burzy.Nawet wewn¹trz pojazdu nie mogli przekrzyczeæ tego ryku, a ³azik ca³y dygota³.Dno kanionu, znajduj¹ce siê pod tarasem, na którym sta³y rovery, mia³o mo¿e z piêtnaœcie kilometrów szerokoœci.PowódŸ wype³ni³a ca³y ten obszar w ci¹gu zaledwie kilku minut i natychmiast zaczê³a siê podnosiæ przy d³ugim pochy³ym stoku, który wystawa³ ze stromego urwiska.Poziom powodzi ustabilizowa³ siê, woda skupi³a siê przy tej naturalnej tamie, i na oczach ludzi zamieni³a siê w lity lód: bry³owaty, bezbarwny lód, nagle dziwnie spokojny.Teraz mogliby z pewnoœci¹ dos³yszeæ w³asne s³owa ponad odg³osami ³oskotu i wszechobecnego ryku burzy, ale ¿adne nie mia³o nic do powiedzenia.Bez s³owa patrzyli tylko przez niskie okienka albo w ekrany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]