[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie prze¿y³abym tego.Trzeba j¹ natychmiast znaleŸæ.Musi pan to zrobiæ.J¹ te¿ wci¹gnê³a ta gra, oderwaliœmy siê od realnoœci iju¿ ani ona, ani ja nie wiedzieliœmy, jaki jest teraz rok -byliœmy poza czasem, bli¿ej jej czterdziestego drugiegoroku.- Nie mogê odnaleŸæ kartki - powiedzia³em.- Minê³o wielelat.Ale jeœli ty bêdziesz mog³a, wejdŸ tam, piwnica powinnabyæ otwarta.W razie czego powiesz, ¿e to ty upuœci³aœkartkê.I w tym momencie roz³¹czono nas.Niny nie by³o.Coœ zatrzeszcza³o w s³uchawce.Kobiecyg³os powiedzia³:- 143-18-15? Po³¹czenie z Ord¿onikidze.- Pomy³ka - powiedzia³em.- Przepraszam - powiedzia³ kobiecy g³os obojêtnie.Pojawi³y siê krótkie sygna³y.Natychmiast wykrêci³emnumer Niny.Chcia³em j¹ przeprosiæ.Chcia³em poœmiaæ siêrazem z dziewczynk¹.Przecie¿ to wszystko wygl¹da³o naabsurd.- Tak - powiedzia³ g³os Niny.- To pani? - zapyta³em.- A, to ty, Wadim? Czemu nie œpisz?- Przepraszam - powiedzia³em.- Muszê porozmawiaæ z inn¹Nin¹.- Co?Od³o¿y³em s³uchawkê i znowu wykrêci³em numer.- Zwariowa³eœ? - zapyta³a Nina.- Pi³eœ?- Przepraszam - powiedzia³em i znowu od³o¿y³em s³uchawkê.Dzwonienie nie mia³o ju¿ sensu.Telefon z Ord¿onikidzewróci³ wszystko na swoje miejsce.A jaki jest jej w³aœciwytelefon? Arbat - trzy, nie, Arbat - jeden - trzydzieœci dwa -trzydzieœci.Nie, czterdzieœci.Doros³a Nina zadzwoni³a do mnie sama.- Przez ca³y wieczór siedzia³am w domu - powiedzia³a.-Myœla³am, ¿e zadzwonisz, wyjaœnisz, czemu wczoraj siê takzachowywa³eœ.Ale ty najwidoczniej zupe³nie straci³eœ rozum.- Pewnie tak - zgodzi³em siê.Nie chcia³o mi siêopowiadaæ jej o d³ugich rozmowach z inn¹ Nin¹.- I jaka znowu inna Nina? - zapyta³a.- To ma byæprzenoœnia? Chcesz powiedzieæ, ¿e chcia³byœ, ¿ebym by³ainna?- Dobranoc, Nineczko - powiedzia³em.- Jutro ci wszystkowyjaœniê.,.Najciekawsze, ¿e ta dziwna historia mia³a nie mniejdziwne zakoñczenie.Nastêpnego dnia rano pojecha³em do mamy.I powiedzia³em, ¿e zrobiê porz¹dek na antresoli.Trzy lataobiecywa³em, ¿e to zrobiê, a¿ tu nagle przyjecha³em.Wiem,¿e mama nie wyrzuca niczego, co jak s¹dzi, mo¿e siê przydaæ.Przez pó³torej godziny przekopywa³em siê przez stareczasopisma, podrêczniki, zdekompletowane tomy dodatków do"Niwy".Ksi¹¿ki nie by³y zakurzone, ale pachnia³y starym,ciep³ym kurzem.W koñcu odnalaz³em ksi¹¿kê telefoniczn¹ z1950 roku.Ksi¹¿ka spuch³a od w³o¿onych w ni¹ notatek izaznaczonych karteczkami stron o zat³uszczonych iwystrzêpionych rogach.Ksi¹¿ka wygl¹da³a tak znajomo, ¿ewydawa³o siê dziwne, ¿e mog³em o niej zapomnieæ - gdyby nierozmowa z Nin¹, nigdy bym sobie nie przypomnia³ o jejistnieniu.I zrobi³o mi siê wstyd, tak jak przed starymgarniturem, który s³u¿y³ wiernie, a który oddaje siêhandlarzowi starzyzn¹ na pewn¹ œmieræ.Znalaz³em cztery pierwsze cyfry.G-1-32.I wiedzia³em,jeœli nikt z nas nie udawa³ i jeœli nie za¿artowano sobie zemnie, ¿e telefon sta³ w zau³ku Siwcew Wra¿ek 15/25.Nie by³o¿adnych szans na odnalezienie tego telefonu.Wyci¹gn¹³em z³azienki sto³eczek i rozsiad³em siê z ksi¹¿k¹ w przedpokoju.Mama nic nie zrozumia³a, uœmiechnê³a siê tylko przechodz¹c ipowiedzia³a:- Z tob¹ to tak zawsze.Zaczniesz porz¹dkowaæ ksi¹¿ki ipo dziesiêciu minutach któraœ z nich ciê wci¹gnie.A zporz¹dkami koniec.Nie zauwa¿y³a, ¿e czytam ksi¹¿kê telefoniczn¹.Znalaz³emten telefon.Dwadzieœcia lat temu sta³ w tym samymmieszkaniu, co w czterdziestym drugim roku.W³aœcicielk¹by³a Fro³owa K.G.Przyznajê, ¿e zajmowa³em siê g³upotami.Szuka³em tego,czego byæ nie mog³o.Ale przypuszczam, ¿e oko³o dziesiêciuprocent zupe³nie normalnych ludzi zrobi³oby to samo, gdybyznaleŸli siê na moim miejscu.Pojecha³em na Siwcew Wra¿ek.Nowi mieszkañcy nie wiedzieli, gdzie wyjechali Fro³owie.I czy oni w ogóle tu mieszkali? Ale poszczêœci³o mi siê wadministracji domu.Staruszka ksiêgowa pamiêta³a Fro³owów,przy jej pomocy dowiedzia³em siê wszystkiego, czegochcia³em, w biurze adresowym.Œciemni³o siê.Po nowejdzielnicy wœród identycznych wielkop³ytowych wie¿ hula³przejmuj¹cy zimny wiatr.W standardowym jednopiêtrowymsklepie sprzedawano francuskie kury w przezroczystychpokrytych szronem paczkach.Zapragn¹³em kupiæ kurê iprzynieœæ jej, tak jak obieca³em, chocia¿ zdwudziestodwuletnim opóŸnieniem.Ale na szczêœcie niezrobi³em tego.W mieszkaniu nie by³o nikogo.Dzwonekrozbrzmiewa³ donoœnie i wygl¹da³o na to, ¿e nikt tu niemieszka.Wyjechali.Ju¿ mia³em odejœæ, ale stwierdzi³em, ¿e skoro zabrn¹³emju¿ tak daleko, to zadzwoniê do drzwi obok.- Przepraszam, czy Fro³owa Nina Siergiejewna to pañskas¹siadka? - Ch³opak w podkoszulku, z dymi¹c¹ lutownic¹ wrêku, powiedzia³ obojêtnie:- Wyjechali.- Dok¹d?- Ju¿ z miesi¹c bêdzie, jak wyjechali na pó³noc.Przedwiosn¹ nie wróc¹.I Nina Siergiejewna i jej m¹¿.Przeprosi³em i zacz¹³em schodziæ po schodach.Bardzomo¿liwe, pomyœla³em, ¿e w Moskwie mieszka niejedna NinaSiergiejewna Fro³owa, rok urodzenia 1939.I wtedy drzwis¹siadów znowu siê otworzy³y.- Niech pan poczeka - powiedzia³ ten sam ch³opak.- Matkachce panu coœ powiedzieæ.W tym momencie jego matka pojawi³a siê w drzwiach,przytrzymuj¹c po³y szlafroka.- Kim pan dla niej jest?- Tak po prostu - powiedzia³em.- Znajomy.- Nie Wadim Niko³ajewicz?- Wadim Niko³ajewicz.- No proszê - ucieszy³a siê kobieta - o ma³o co, a bympana przegapi³a.Nie wybaczy³aby mi tego nigdy.Nina takw³aœnie powiedzia³a - nie wybaczê.Nawet kartkê przyczepi³ana drzwiach.Tylko pewnie dzieciaki zerwa³y.Ju¿ miesi¹cmin¹³.Powiedzia³a, ¿e pan przyjdzie w grudniu.Nawetmówi³a, ¿e postara siê wróciæ, ale to tak daleko.Kobieta sta³a, patrzy³a na mnie, jakby czekaj¹c, ¿e zarazwyjaœniê jej jak¹œ tajemnicê, opowiem o nie spe³nionejmi³oœci.Pewnie i Ninê drêczy³a: kim on dla ciebie jest? INina te¿ jej powiedzia³a: "Po prostu znajomy".Po chwili zastanowienia kobieta wyjê³a list z kieszeniszlafroka.Drogi Wadimie Niko³ajewiczu!Wiem oczywiœcie, ¿e pan nie przyjdzie.Bo i jak mo¿nawierzyæ dzieciêcym marzeniom, które nawet mnie samej wydaj¹siê tylo mrzonkami.Ale kartka na chleb by³a w tej piwnicy,o której zd¹¿y³ mi pan powiedzieæ.Prze³o¿y³a Ewa Skórska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]