[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzy³a na siebie i zastanawia³a siê, jaka bêdzieprzysz³oœæ.Czy zjawi siê jakiœ ksi¹¿ê? Czy zdobêdziewspania³¹ pracê? Co j¹ czeka? Studia? Przyjêcia? Przygody?Nigdy przez milion lat nie zdo³a³aby sobie wyobraziætakiej przysz³oœci.- Tak.Sk¹d wiedzia³aœ? - Edmund usiad³ i przeci¹gn¹³siê, rozp³aszczaj¹c rêce o dach samochodu.Matt te¿ siêpodnios³a, przekrêci³a siê i usiad³a po turecku, twarz¹ doniego.- Zanim to mi siê przydarzy³o i musia³em zdecydowaæ, coz tym zrobiæ, mia³em trzech przyjació³ - powiedzia³.-Robiliœmy ró¿ne rzeczy ka¿dego popo³udnia po szkole,g³upoty, takie jak pójœcie do kogoœ do domu i ogl¹daniekreskówek, jedzenie p³atków prosto z pude³ka albo zje¿d¿aniena rowerze z górek jak idioci, tylko po to, ¿eby sprawdziæ,czy zdo³amy zahamowaæ, zanim zderzymy siê z czymœ na dole.Spêdzaliœmy ca³e popo³udnia na sklejaniu samolotów z ma³ychplastykowych czêœci.Ciekawe, kim stali siê moi przyjaciele.Nie myœla³em o nich od bardzo dawna.- Pewnie byœ ich teraz nie pozna³.Uœmiechn¹³ siê.- Myœlê, ¿e bym pozna³.Byliœmy naprawdê dobrymiprzyjació³mi.- A oni by ciê poznali? - Matt przypomnia³a sobie, jakzapuka³a do drzwi swojej siostry w Seattle i otworzy³ jejmê¿czyzna.Od razu siê skrzywi³.Matt zrozumia³a to.Miêdzyni¹ a pralni¹, w której ostatni raz by³a, le¿a³y ju¿ trzystany, za to tylko kilka mil dzieli³o j¹ od fryzjera, uktórego ogoli³a sobie g³owê; ostatnio jecha³a w ciê¿arówce zcebul¹.Na ramieniu mia³a czarn¹ torbê na œmieci,zawieraj¹c¹ ca³y jej dobytek.Jej wojskowa kurtka by³a map¹spotkañ z ró¿nymi rodzajami brudu i smaru.W butach mia³adziury.- O co chodzi? - zapyta³ mê¿czyzna g³osem prawie mi³ym.- Czy Pam jest w domu?- Chwileczkê.- Zamkn¹³ drzwi.Otworzy³y siê kilkaminut póŸniej, by ods³oniæ ciê¿k¹, d³ugow³os¹ kobietê wokularach o niebieskich oprawkach i d³ugiej, zielonej sukni, wktórej wygl¹da³a prawie jak królowa.- Pam? - odezwa³a siê Matt.- Mattie? Czy to ty? Och, Mattie! - Siostra chwyci³a j¹w ciep³e objêcia.tak jak Edmund obj¹³ j¹ wczoraj w nocy.Ciep³o, wygoda, bezpieczeñstwo.U Pammy szybko to minê³o.Potem by³o zbyt wiele pytañ.- Nie wiem, czyby mnie poznali - powiedzia³ Edmund.Jego uœmiech siê poszerzy³.- Mog³oby byæ zabawnie tosprawdziæ.- A co z twoim rezerwatem?- Mo¿e ju¿ czas na przerwê w pracy z duchem.- W chwilêpo tym, gdy to powiedzia³, jego oczy siê rozszerzy³y,rozejrza³ siê po swoim samochodzie, popatrzy³ na ni¹, nasufit, jakby czekaj¹c na sygna³ lub cios.Nic siê nie sta³o.- Ciê¿ko by³oby przestaæ byæ ksiêdzem, a potem zostaænim znowu - stwierdzi³a Matt.- Prawda?- Nie chcê przestawaæ.- Siedzia³ przez chwilê bezruchu, patrz¹c przez jej ramiê, marszcz¹c brwi z niepokojem.- Spróbowa³bym pozostaæ w takim stanie, kiedy jestemwra¿liwy na oznaki tego, co trzeba albo nale¿y zrobiæ.Aledla odmiany wybiera³bym w³asn¹ drogê zamiast dryfowania.Zadawa³bym pytania, bo chcia³bym poznaæ odpowiedzi, a nietylko dowiedzieæ siê, co mam dalej robiæ.Czy to w porz¹dku?Spojrza³ na dach, na zaparowane i pokryte szronem okna,na przód samochodu.- Matt te¿ tam spojrza³a i zobaczy³a, ¿ena tablicy rozdzielczej le¿¹ suche liœcie, drewienka, pióra,mech, ¿o³êdzie i nasiona, muszle, skorupki jaj dzikichptaków, pogniecione sreberko od gumy do ¿ucia, medalik,kamyki g³adkie i kostropate, zrzucona skóra wê¿a.Skóra wê¿a unios³a siê w powietrze.Matt objê³a siê ramionami.Skóra przelecia³a nad przednimi siedzeniami i owinê³asiê wokó³ nadgarstka Edmunda, trzyma³a siê tam przez chwilê,po czym spad³a.- Dziêkujê - powiedzia³, podnosz¹c skórê i przyciskaj¹cdo policzka.- Czy to znaczy "tak"? - spyta³a Matt.Uœmiechn¹³ siê.- Zmiana i wzrost.Weso³ych Œwi¹t.- Czyli odszukasz swoich przyjació³?- Tak.A co bêdzie, jeœli ich znajdzie, a oni go nie poznaj¹albo zapomnieli o nim? Lub jeœli ich znajdzie i niespodobaj¹ mu siê? Albo jeœli zmieni³ siê tak bardzo, ¿e bêd¹siê go bali? Kiedy spojrza³a na niego i przypomnia³a sobie,jak wyszed³ z muru, trudno jej by³o po³¹czyæ go zch³opcem, który ogl¹da³ kreskówki i jad³ p³atki.Co, jeœlion i jego przyjaciele nie maj¹ ju¿ ze sob¹ nic wspólnego?Jeœli czeka³o go rozczarowanie, w jasny zimowy poranek?By³ doros³ym mê¿czyzn¹ i czarodziejem albo kimœ w tymrodzaju.Radzi³ sobie sam od wielu lat tak jak ona.Umia³siê sob¹ zaj¹æ.Pomyœla³a o tym, jak p³acz wyrwa³ siê z niej zesz³egowieczora, zaginiona rzeka gdzieœ ze œrodka, zatamowana odtak dawna, i jak Edmund przeczeka³ ten wodospad, nie zadaj¹cpytañ, nie stawiaj¹c ¿¹dañ, nic nie mówi¹c, nie os¹dzaj¹cani nic w tym rodzaju.A jeœli on te¿ mia³ w œrodku tak¹rzekê? Czy kiedykolwiek mia³ kogoœ, kto by³by przy nim,gdyby pozwoli³ jej siê wyrwaæ? Mo¿e jego duch zajmowa³ siêtakimi rzeczami, ale mo¿e i nie.Duch, który przysy³a ciskórê wê¿a, to nie to samo, co czyjeœ ramiona obejmuj¹ceciê, kiedy jest ci zimno i smutno.- Czy ja te¿ mogê pojechaæ? - zapyta³a.Jego uœmiech siê poszerzy³.- To by³oby wspaniale.To by³oby wariactwo.Nigdy przedtem nie zada³a takiegopytania.Co ona sobie myœla³a? ¯e mo¿e mu pomóc?Mo¿e mog³a.Prze³o¿y³a Anna Dorota Kamiñska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]