[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.na którą się zdecydować.Książka z herbami byłanajpiękniejsza, ale stanowczo zbyt ciężka, żeby brać ją na długą wędrówkę.Ta oteologii była najmniejsza, lecz brązowa wcale tak bardzo nie przewyższała jejrozmiarami.W końcu zdecydowałem się właśnie na tę, z jej opowieściami zzaginionych światów. Następnie ruszyłem w górę po schodach wieży, mijając magazyn izbrojownię, by wreszcie znaleĄć się w pokoju o szklanym dachu, poszarzałychekranach i dziwacznie przechylonych krzesłach: Nie zatrzymałem się tam jednak,tylko wspiąłem się po wąskiej drabinie jeszcze wyżej, aż wreszcie stanąłem naprzezroczystych, śliskich taflach, płosząc swoim pojawieniem się stado czarnychptaków, które uleciały w niebo niczym płatki sadzy.Nad moją głową łopotałczarny sztandar konfraterni. Stary Dziedziniec wydawał się stąd mały, a nawet ciasny, alejednocześnie nieskończenie swojski i wygodny.Wyłom w murze był większy, niżkiedykolwiek przypuszczałem, ale po obydwu stronach Czerwonej i NiedĄwiedziejWieży potężna ściana stała mocna i dumna.Najbliższy naszej wieży WiedĄminiecbył smukły, ciemny i wysoki - powiew wiatru przyniósł do mnie strzęp dzikiegośmiechu, który dopadł mnie szponiastym uściskiem strachu, chociaż my, kaci,zawsze żyliśmy w zgodzie z naszymi siostrami - wiedĄmami. Za murem, na zboczu schodzącym aż do brzegów Gyoll, którejbłyszczące wody mogłem dostrzec między rozpadającymi się dachami domów,rozciągała się wielka nekropolia.Po drugiej stronie rzeki zaokrąglona kopułakhanu wydawała się nie większa od kamyczka, a otaczające go miasto przypominałodywan z różnokolorowego piasku, po którym kroczyli przed wiekami mistrzowiebractwa katów. Dostrzegłem kaik o wysokim, prostym dziobie, takiej samej rufiei wydętym wiatrem żaglu płynący z prądem na południe; mimo woli popłynąłem przezchwilę wraz z nim, aż do otoczonej bagnami delty, a potem do roziskrzonegomorza, w którym drzemie wielki potwór Abaia, przyniesiony w przedlodowychczasach z najdalszych brzegów wszechświata i czekający teraz, aż przyjdzie jegoczas i będzie mógł pożreć kontynenty. Potem odwróciłem myśli od skutego lodami morza i zwróciłem jena północ, ku szczytom i górnemu biegowi rzeki.Przez długi czas (nie wiemdokładnie, jak długi, ale kiedy się ocknąłem, słońce wydawało się być już wzupełnie innym miejscu) patrzyłem właśnie na północ.Góry widziałem jedynieoczami duszy, bowiem tymi prawdziwymi mogłem dostrzec tylko miliony dachówmiasta, a w dodatku potężne, srebrne wieże Cytadeli zasłaniały mi niemal półhoryzontu.W niczym mi jednak nie przeszkadzały i w gruncie rzeczy niemal ichnie dostrzegałem.Na północy znajdował się Dom Absolutu, katarakty i Thrax,Miasto Bezokiennych Pokoi.Na północy były rozległe równiny, nieprzebyte lasy, awreszcie opasujące świat, gnijące dżungle. Kiedy już niemal oszalałem od tych wszystkich myśli, zszedłemdo gabinetu mistrza Palaemona i powiedziałem mu, że jestem gotów odejść.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]