[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po paru godzinach takich słownych utarczek pułkownikIwan się poddał. Tego dnia, jeszcze przed świtem, Rosjanie zamknęli amerykańskąbazę podziemną oraz magazyn pocisków jądrowych.Gdyby ktoś, kto nie znał drogilub nie miał kluczy, chciał się do nich dostać, zostałby rozerwany na strzępy.Samoloty zostały już przygotowane do drogi powrotnej i cały materiał, którymieli wywieźć za granicę, był już załadowany.Tuż przed świtem niewielki konwójciężarówek i samochodów opuścił bazę.Jechali, by wykonać ostatnie zadanie:zabrać z równin konie. Droga z bazy wiodła przez starożytne ruiny Denver, a niewieluRosjan było tam kiedykolwiek.Co więcej, ostatnio zaczęli otrzymywać pobory.Wybierali się do domu, a każdy miał tam żonę, siostrę, matkę czy też swojądziewczynę lub przyjaciół. Ostatnio otwarto w Denver parę niewielkich sklepików, którychwłaścicielami byli przybysze z innych okolic, a klientami ludzie z całego świataodbywający pielgrzymkę do bazy.Towarami były w nich rzeczy bądź znalezione wruinach i zreperowane, bądź też stanowiące wyrób miejscowych plemion.Ubrania,obuwie, materiały, biżuteria, naczynia domowe, pamiątki i różne zabytkowe rzeczy- wszystko to stanowiło główną masę towarową.Ponieważ do zaplanowanej godzinyodlotu, który miał się odbyć dopiero wieczorem z polowego lotniska przyAkademii, pozostało jeszcze dużo czasu, więc Rosjanie nie lubiący bezczynnegosiedzenia na trawie i wyczekiwania zdecydowali, że przeznaczą trochę czasu narobienie zakupów w Denver. Zaparkowali pojazdy w pobliżu Kapitolu, gdyż było tam dużomiejsca, a jego kopuła była zewsząd widoczna i mogła służyć jako punktorientacyjny, do którego łatwo było trafić.Rozproszyli się po mieście i każdyposzedł swoją drogą. Bittie wybrał się do miasta z zaprzyjaźnionym silnym inieustępliwym Rosjaninem, który nazywał się Dmitrij Tomlow.Pułkownik Iwanpolecił mu nie spuszczać Bittie'ego z oka, być czujnym i nie rozstawać się anina chwilę z karabinem szturmowym i torbą pełną zapasowych magazynków.Bittie ijego "strażnik" znaleźli mały sklepik z biżuterią i różnymi błyskotkami, któregowłaścicielami było starsze szwajcarskie małżeństwo z synem.Stary Szwajcarwygrzebał skądś i naprawił maszynę grawerską.Potrafił również naprawiać różnerzeczy ze srebra lub złota znalezione w starożytnych zrujnowanych składach,gdzie żądni metalu Psychlosi jakoś je przeoczyli. Syn właścicieli znajdował się na zapleczu sklepu, gdziedochodził do siebie po próbach obrony sklepu przed Zbójami, którzy chcieli goobrabować.Zbóje chodzili po mieście i mówili, że są "policją".Nosili przysobie maczugi i zabierali wszystko, co się im tylko podobało, do własnychkieszeni.Rada, do której zwracało się nieliczne grono mieszkających teraz wDenver ludzi, potwierdziła, że Zbóje faktycznie są "policją", a ponieważ prawo iporządek były sprawami najistotniejszymi, więc jakikolwiek opór przeciwko"policji" stanowił przestępstwo.Nikt naprawdę nie wiedział, co znaczyło słowo"policja", ale wszyscy doszli do wniosku, że było to coś bardzo niedobrego.Stary Szwajcar postanowił więc wyjechać z Denver i dlatego wyprzedawał towary pobardzo niskich cenach. Na Dmitrija czekała żona.Miał również wielu krewnych.Ale jegopierwszym zakupem była końska szpicruta ze srebrną gałką dla Bittie'ego.Chociażchłopcu nigdy by nie przyszło na myśl, by uderzyć konia, to jednak szpicrutawyglądała bardzo ładnie.Miała około dwóch stóp długości, co odpowiadałowymiarom łuku Zbójów, chociaż nikt na to wówczas nie zwrócił uwagi. Pomimo naprawdę niskich cen, Bittie przeżywał nie ladarozterki.Chciał kupić coś specjalnego dla Pattie.Myślał, że już wkrótce się znią zobaczy.Ale nie miał przy sobie za wiele pieniędzy: jego pensja wynosiładwa kredyty tygodniowo, podczas gdy każdy żołnierz otrzymywał jeden kredytdziennie.Przez długi czas w ogóle nie otrzymywali zapłaty.Bittie miał tylkocztery kredyty, a co lepsze rzeczy kosztowały dziesięć kredytów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]