[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaparę chwil ktoś może zauważyć, że Schleim się ociąga z wyjściem.Tymczasem onmusiał być pewien, że sala będzie pusta.Była ona zbyt dźwiękoszczelna! I mogłybyć w niej ekrany - rozejrzał się dokoła.W górnym kącie znajdowało się jakieśurządzenie.Czyżby to było urządzenie wizyjne? Trudno powiedzieć.Złe światło.Ten projektor też może być urządzeniem wizyjnym.Nie, lepiej poczekać iprzekonać się, czy przypadkiem jeszcze ktoś tu nie zajrzy. Nareszcie! Gospodarz - jakby płynął - ruszył w stronę drzwi,wciąż coś mrucząc nad listą.Schleim zaczął iść tuż za nim.Tolnep prawie jużdochodził do drzwi i sięgał łapą, by je zamknąć, gdy gospodarz nagle sięzatrzymał. Prawie stojąc już w drzwiach, lord Schleim, który na nic innegonie zwracał w tym momencie uwagi, został zaskoczony nagłym pojawieniem się dwóchtechników.Tych samych techników, którzy ustawili w sali projektor.Spieszylisię do sali, aby go stamtąd zabrać. Zderzenie było nagłe i gwałtowne. Berło wypadło z łapy Schleima. Jeden z techników zauważył mignięcie kłów tuż przed swojątwarzą, więc podniósł do góry ramię.Rękaw ciężkiego ubioru technika walnąłSchleima prosto w usta.Reakcja Tolnepa była błyskawiczna.Wgryzł się w rękaw!Wgryzał się mocno i kilkakrotnie, sycząc przy tym z wściekłością! Technik zwrzaskiem zatoczył się do tyłu.Zaczął uciekać chwiejnym krokiem, przyciskającrękaw drugą ręką i znikł w jakichś drzwiach. Drugi technik, przerażony, zaczął trajkotać przeprosiny wjakimś języku.Chińskim? Nachylił się, podniósł z podłogi złoty przedmiot idrżącymi rękoma podał go Schleimowi. Schleim chwycił berło mocno w łapy.Działało! Poprawił okularyi wydał westchnienie ulgi.Przynajmniej berło było bezpieczne.Gospodarz czyściłmu szaty, pokornie przepraszając.W czasie tego wykonał niecierpliwy gest ręką wstronę technika i dopiero wtedy ten przerażony człowiek wszedł do sali, zabrałprojektor i wywiózł go na zewnątrz. Ociągając się z wyjściem i udając obrażonego, Schleimowi udałosię w końcu, korzystając z tego, że sala była pusta, zamknąć drzwi na zamek.Zrobił to tak, że zatroskany gospodarz nawet tego nie zauważył.Schleim nawetudawał, że trochę kuleje.Ale powiedział gospodarzowi, żeby się tym nieprzejmował.I odszedł, by przyłączyć się do innych emisariuszy. W szpitalu doktor Allen wraz z pielęgniarką zdejmowali zchińskiego "technika" jego kaftan.Robili to bardzo delikatnie.Doktor Allenodciął wywatowany rękaw - nie dotykając go rękaw wpadł do podstawionegoszerokiego słoja.Na materiale widać było krople trucizny. - Nie ma nawet zadrapania na ciele - powiedział doktor Allen wpsychlo - dobrze, że założyliśmy ci dodatkową skórzaną osłonę.Dokonałeśodważnego czynu, Czong-won. Szef zignorował ten komplement.Rzucił na ziemię cienki sztyleti mały miotacz energii. - Sztylet miał na karku, a miotacz w bucie.Pomyślałem, że mogąsię nam także przydać. - Czy jesteś pewien, że to wszystko, co miał przy sobie?zapytał doktor Allen.- Nie chciałbym łatać więcej dziur w ciele Jonnie'ego. - Wszystko - odparł Czong-won - jeśli nie liczyć tego berła,którym może kogoś rąbnąć po łbie. - Jestem pewien, że Jonnie, potrafi zrobić unik, jeśli dojdziedo walki - powiedział doktor Allen.- Ten lord Schleim to bardzo niebezpiecznakreatura. Gestem dłoni wskazał słój, w którym znajdował się rękaw. - Siostro, proszę to zanieść do laboratorium, żebyśmy mogliopracować odtrutkę na ten jad.6 Pułkownik Iwan leżał w ciemnościach zmiotaczem płomieni położonym na piętrzących się przed nim workach z piaskiem.Znajdował się na pierwszym zakręcie labiryntowego przejścia podziemnego, któreprowadziło do wnętrza bazy.Na każdym dalszym zakręcie zbudowano z worków zpiaskiem podobny szaniec, który obsadzono uzbrojonymi żołnierzami. Broda pułkownika Iwana była osmalona, dłonie pokryte bąblami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]