[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W październiku możesz pan mieć pieniądze.Po·wyjściu Ochockiego Wokulski położył się spać.Doznał dziś tylu silnych i sprzecznych wrażeń, że nie umiał ich uporządkować.Zdawało mu się, że od chwili zerwania z panną Izabelą wchodził na jakąś straszną wysokość, otoczoną przepaściami, i dopiero dziś dosięgnął jej szczytów, a nawet zeszedł na drugi skłon, gdzie ujrzał jeszcze niewyraźne, lecz całkiem nowe horyzonty.Jakiś czas snuły mu się przed oczyma roje kobiet, a między nimi najczęściej pani Wąsowska; to znowu widział gromady parobków i robotników, którzy zapytywali go, co im dal w zamian za swoje dochody.Nareszcie twardo zasnął.Obudził się o szóstej rano, a pierwszym wrażeniem było uczucie swobody i rześkości.Wprawdzie nie chciało mu się wstawać, lecz nie doznawał żadnego cierpienia i nie myślał o pannie Izabeli.To jest myślał, ale mógł nie myśleć; w każdym razie wspomnienie jej nie nurtowało go w sposób jak dotychczas bolesny.Ten brak cierpień znowu zatrwożył go.Czy to nie przywidzenie? - pomyślał.Przypomniał sobie historię dnia wczorajszego; pamięć i logika dopisywały mu.Może i wolę odzyskam? - szepnął.Na próbę postanowił, że wstanie za pięć minut, wykąpie się, ubierze i natychmiast pójdzie na spacer do Łazienek.Patrzył na posuwającą się skazówkę zegarka i z niepokojem zapytał: A może ja się nawet na to nie zdobędę ?.Skazówka dosięgła pięciu minut i Wokulski wstał bez pośpiechu, ale też i bez wahania.Sam nalał sobie wody do wanny, wykąpał się, wytarł, ubrał i już w pół godziny szedł do Łazienek.Uderzyło go, że przez cały ten czas nie myślał o pannie Izabeli, tylko o pani Wąsowskiej.Oczywiście, coś się w nim wczoraj zmieniło: może zaczęły działać jakieś sparaliżowane komórki w mózgu?.Myśl o pannie Izabeli straciła nad nim władzę.Co to za dziwna plątanina - mówił.- Tamtą wyrugowała pani Wąsowska, a panią Wąsowską może zastąpić każda inna kobieta.Jestem więc naprawdę uleczony z obłędu.Przeszedł nad stawem i obojętnie przypatrywał się czółnom i łabędziom.Potem skręcił w aleję ku Pomarańczarni, na której byli wtedy oboje, i powiedział sobie, że.zje śniadanie z apetytem.Ale gdy wracał tą samą drogą, opanował go gniew i z dziką radością złośliwego dzieciaka poprzednie ślady własnych stóp zacierał nogą.Gdybym mógł wszystko tak zetrzeć.I tamten kamień, i ruiny.Wszystko!.W tej chwili uczuł, że budzi się w nim niepokonany instynkt niszczenia pewnych rzeczy; lecz zarazem zdawał sobie sprawę, że jest to objaw chorobliwy.Wielką też robiło mu satysfakcję, że nie tylko spokojnie może myśleć o pannie Izabeli, ale nawet oddawać jej sprawiedliwość.O co ja się irytowałem? - mówił do siebie.- Gdyby nie ona, nie zdobyłbym majątku.Gdyby nie ona i nie Starski, za pierwszym razem nie wyjechałbym do Paryża i nie zbliżyłbym się z Geistem, a pod Skierniewicami nie uleczyłbym się z głupoty.Wszakże to moi dobrodzieje ci państwo.Nawet powinien bym wyswatać tę dobraną parę, a przynajmniej ułatwiać im schadzki.I pomyśleć, że z takiej mierzwy kiedyś wykwitnie metal Geista!.W Ogrodzie Botanicznym było cicho i prawie pusto.Wokulski wyminął studnię i z wolna począł wstępować na ocieniony pagórek, na którym przeszło rok temu po raz pierwszy rozmawiał z Ochockim.Zdawało mu się, że wzgórze jest podwaliną tych ogromnych schodów, na szczycie których ukazywał mu się posąg tajemniczej bogini.Ujrzał ją i teraz i ze wzruszeniem spostrzegł, że chmury otaczające jej głowę rozsunęły się na chwilę.Zobaczył surową twarz, rozwiane włosy, a pod spiżowym czołem żywe, lwie oczy, które wpatrywały się w niego z wyrazem przygniatającej potęgi.Wytrzymał to spojrzenie i nagle uczuł, że rośnie.rośnie.że już przenosi głową najwyższe drzewa parku i sięga prawie do obnażonych stóp bogini.Teraz zrozumiał, że tą czystą i wieczną pięknością jest Sława i że na jej szczytach nie ma innej uciechy nad pracę i niebezpieczeństwa.Wrócił do domu smutniejszy, ale wciąż spokojny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]