[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zobaczy³ jej oczy.Nic ju¿ nie mog³o siê zmieniæ.Us³ysza³ g³os.Nic.Krzykn¹³, by zag³uszyæ s³owo, które powtarza³a.Nic nie mog³o.Ci¹³.Uderzy³ pewnie, jak setki razy przedtem, œrodkiem brzeszczotu, i natychmiast, kontynuuj¹c rytm ruchu, zrobi³ czwarty krok i pó³obrót.Klinga, pod koniec pó³obrotu ju¿ wolna, sunê³a za nim b³yszcz¹c, wlok¹c za sob¹ wachlarzyk czerwonych kropelek.Kruczoczarne w³osy zafalowa³y rozwiewaj¹c siê, p³ynê³y w powietrzu, p³ynê³y, p³ynê³y, p³ynê³y.G³owa upad³a na ¿wir.Potworów jest coraz mniej?A ja? Czym ja jestem?Kto krzyczy? Ptaki?72 Andrzej SapkowskiKobieta w ko¿uszku i b³êkitnej sukni? -Ró¿a z Nazairu?Jak cicho!Jak pusto.Jaka pustka.We mnie.Nivellen, zwiniêty w k³êbek, wstrz¹sany kurczami i dreszczem, le¿a³ pod murem pa³acyku w pokrzywach, obejmuj¹c g³owê ramionami.- Wstañ - powiedzia³ wiedŸmin.M³ody, przystojny, potê¿nie zbudowany mê¿czyzna o bladej cerze, le¿¹cy pod murem, uniós³ g³owê, rozejrza³ siê dooko³a.Wzrok mia³ b³êdny.Przetar³ oczy knykciami.Spojrza³ na swoje d³onie.Obmaca³ twarz.Jêkn¹³ cicho, w³o¿y³ palec do ust, d³ugo wodzi³ nim po dzi¹s³ach.Znowu z³apa³ siê za twarz i znów jêkn¹³, dotykaj¹c czterech krwawych, napuch³ych prêg na policzku.Zaszlocha³, potem zaœmia³ siê.- Geralt! Jak to? Jak to siê.Geralt!- Wstañ, Nivellen.Wstañ i chodŸ.W jukach mam lekarstwa, s¹ potrzebne nam obu.- Ja ju¿ nie mam.Nie mam? Geralt? Jak to? WiedŸmin pomóg³ mu wstaæ, staraj¹c siê nie patrzeæ na drobne, tak bia³e, ¿e a¿ przezroczyste rêce, zaciœniête na ¿erdzi utkwionej pomiêdzy ma³ymi piersiami, oblepionymi mokr¹ czerwon¹ tkanin¹.Nivellen jêkn¹³ znowu.- Vereena.- Nie patrz.ChodŸmy.Poszli poprzez dziedziniec, obok krzaku niebieskich "ró¿, podtrzymuj¹c jeden drugiego.Nivellen bezustannie obmacywa³ sobie twarz woln¹ rêk¹.- Nie do wiary, Geralt.Po tylu latach? Jak to mo¿liwe?- W ka¿dej baœni jest ziarno prawdy - rzek³ cicho wiedŸmin.- Mi³oœæ i krew.Obie maj¹ potê¿n¹ moc.Magowie i uczeni ³ami¹ sobie nad tym g³owy od lat, ale nie doszli do niczego, poza tym, ¿e.- ¯e co, Geralt?- Mi³oœæ musi byæ prawdziwa.G£OS ROZS¥DKU 3- Jestem Falwick, hrabia Moen.A to rycerz Tailles z Domdal.Geralt uk³oni³ siê niedbale, patrz¹c na rycerzy.Obaj byli w zbrojach i karminowych p³aszczach ze znakiem Bia³ej Ró¿y na lewym ramieniu.Zdziwi³ siê nieco, bo w okolicy, jak wiedzia³, nie by³o ¿adnej komandorii zakonu.Nenneke, pozornie swobodnie i niefrasobliwie uœmiechniêta, dostrzeg³a jego zdziwienie.- Ci szlachetnie urodzeni panowie - powiedzia³a od niechcenia, rozsiadaj¹c siê wygodniej na swym przypominaj¹cym tron fotelu - pozostaj¹ w s³u¿bie mi³oœciwie w³adaj¹cego tymi ziemiami diuka Herewarda.- Ksiêcia - poprawi³ z naciskiem Tailles, m³odszy z rycerzy, wlepiaj¹c w kap³ankê jasne, niebieskie oczy, w których by³a wrogoœæ.- Ksiêcia Herewarda.- Nie bawmy siê w nazewnicze szczegó³y - Nenneke uœmiechnê³a siê drwi¹co.- Za moich czasów ksi¹¿êtami zwyk³o siê tytu³owaæ tylko tych, w ¿y³ach których p³ynê³a królewska krew, ale dzisiaj nie ma to, zdaje siê, wiêkszego znaczenia.Wróæmy do prezentacji i wyjaœnienia celu wizyty rycerzy Bia³ej Ró¿y w mojej skromnej œwi¹tyni.Trzeba oto ci wiedzieæ, Geralt, ¿e kapitu³a zabiega w³aœnie u Herewarda o nadania dla zakonu, dlatego wielu rycerzy Ró¿y wst¹pi³o na s³u¿bê do ksiêcia.A niema³o tutejszych, jak obecny tu Tailles, z³o¿y³o œluby i przyjê³o czerwony p³aszcz, w którym tak mu twarzowo.- Zaszczyt dla mnie - wiedŸmin sk³oni³ siê ponownie, równie niedbale jak poprzednio.74Andrzej Sapkowski- W¹tpiê - rzek³a zimno kap³anka.- Oni nie przyjechali tu, by siê zaszczycaæ.Wrêcz przeciwnie.Przybyli z ¿¹daniem, byœ siê st¹d jak najprêdzej wyniós³.Przybyli, by ciê wypêdziæ, mówi¹c krótko a treœciwie.Uwa¿asz to za zaszczyt? Ja nie.Ja to uwa¿am za obelgê.- Szlachetni rycerze trudzili siê bez powodu, jak s³yszê - wzruszy³ ramionami Geralt.- Nie zamierzam siê tu osiedlaæ.Wyniosê siê st¹d sam bez dodatkowych bodŸców i ponagleñ, i to niebawem.- Natychmiast - warkn¹³ Tailles.- Bez chwili zw³oki.Ksi¹¿ê rozkazuje.- Na terenie tej œwi¹tyni rozkazy wydajê ja - przerwa³a Nenneke zimnym, w³adczym g³osem.- Staram siê zwykle, by moje rozkazy nie sta³y w nadmiernej sprzecznoœci z polityk¹ Herewarda.O ile ta polityka jest logiczna i zrozumia³a.W tym konkretnym przypadku jest ona irracjonalna, nie bêdê jej wiêc traktowaæ powa¿niej, ni¿ na to zas³uguje.Geralt z Rivii jest moim goœciem, panowie.Jego pobyt w mojej œwi¹tyni jest mi mi³y.Dlatego Geralt z Rivii pozostanie w mojej œwi¹tyni tak d³ugo, jak zechce.- Masz czelnoœæ sprzeciwiaæ siê ksiêciu, niewiasto? -krzykn¹³ Tailles, po czym odrzuci³ p³aszcz na ramiê, demonstruj¹c w ca³ej okaza³oœci ¿³obkowany, lamowany mosi¹dzem napierœnik.- Oœmielasz siê kwestionowaæ autorytet w³adzy?- Ciszej - powiedzia³a Nenneke i zmru¿y³a oczy.-Zni¿ ton.Uwa¿aj, co mówisz i do kogo mówisz.- Wiem, do kogo mówiê! - rycerz post¹pi³ krok.Falwick, ten starszy, chwyci³ go mocno za ³okieæ, œcisn¹³, a¿ zazgrzyta³a pancerna rêkawica.Tailles szarpn¹³ siê wœciekle.- Mówiê zaœ s³owa, które s¹ wol¹ ksiêcia, pana tych w³oœci! Wiedz, niewiasto, ¿e mamy na podwórcu dwunastu ¿o³nierzy.Nenneke siêgnê³a do mieszka przy pasku, wyjê³a z niego niedu¿y porcelanowy s³oiczek.- Naprawdê nie wiem - powiedzia³a spokojnie - co siê stanie, jeœli rozwalê ci to naczynie pod nogami, Tailles.Mo¿e pêkn¹ ci p³uca.Mo¿e poroœniesz sierœci¹.A mo¿e i jedno, i drugie, któ¿ to wie? Chyba tylko mi³oœciwa Melitele.G£OS ROZS¥DKU 3 75- Nie wa¿ siê groziæ mi twymi czarami, kap³anko! Nasi ¿o³nierze.- Wasi ¿o³nierze, jeœli którykolwiek z nich dotknie kap³anki Melitele, bêd¹ wisieli na akacjach wzd³u¿ drogi do miasta, i to zanim jeszcze s³oñce dotknie horyzontu.Oni wiedz¹ o tym bardzo dobrze.I ty o tym wiesz, Tailles, przestañ wiêc zachowywaæ siê jak cham.Odbiera³am twój poród, zasrany smarkaczu, i ¿al mi twojej matki, ale nie kuœ losu.Nie zmuszaj mnie, bym nauczy³a ciê manier!- Dobrze ju¿, dobrze - wtr¹ci³ wiedŸmin, znudzony ju¿ nieco ca³ym wydarzeniem.- Wygl¹da na to, ¿e moja skromna osoba urasta do rozmiarów przyczyny powa¿nego konfliktu, a nie widzê powodu, aby tak mia³o byæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]