[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy przynieœæ wiêcej wina?- Tak - odpar³a Krystyna stanowczo.- Bardzo prosimy.***Wiadomoœæ, ¿e Iza przyjecha³a do Warszawy, spad³a na mnie jak grom z jasnego nieba.Iza by³a moj¹ najbardziej nie lubian¹ przyjació³k¹ i odznacza³a siê tym, ¿e jeszcze od szkolnych czasów z maniackim uporem usi³owa³a podrywaæ moich ch³opaków.Nie interesowali jej inni, tylko ci, przynale¿ni do mnie, przy czym, nie wiadomo dlaczego, ch³opakom Krystyny dawa³a spokój.Mo¿e by³a to kwestia gustu.Byæ mo¿e nawet w pierwszych chwilach nie zdawa³a sobie sprawy, której z nas wydziera amanta, ale w praktyce z regu³y pada³o na mnie, przysparzaj¹c mi razem zdenerwowania i triumfów, bo sukcesy osi¹ga³a bardzo mierne.Parê lat temu wyjecha³a do Stanów i mia³am z ni¹ spokój, wystarczy³o unikaæ spotkañ, kiedy sk³ada³a wizyty w ojczystym kraju.Poœlubi³a jakiegoœ milionera i obros³a w dostatki wrêcz nieprzyzwoite, nie ciekawi³o mnie to specjalnie, prawie o niej nie pamiêta³am.Okropnej informacji udzieli³a mi teraz Krystyna, która dzwoni³a do Warszawy co drugi dzieñ, pilnuj¹c Andrzeja, ¿eby przypadkiem nie wyjecha³ do tego idiotycznego Tybetu.Tym razem trafi³a na Agnieszkê, jego m³odsz¹ siostrê, i zanim podszed³ do telefonu, Agnieszka zd¹¿y³a uszczêœliwiæ j¹ oceanem plotek.Zna³a nas obie, zna³a tak¿e Paw³a.- S³uchaj, ona mówi, ¿e ta suka owdowia³a i siedzi na strasznej forsie - powiedzia³a moja siostra nerwowo, odrywaj¹c mnie od hinduskich dupereli, które usi³owa³am oczyœciæ z kurzu i wyceniæ.- Przyjecha³a i krêci siê ko³o Paw³a.Jak dot¹d, ma³o ukrêci³a, bo Pawe³ dopiero co wróci³ sk¹dœ tam, ale strze¿onego i tak dalej.O interesownoœæ jej nie pos¹dzi, to odpada, ona siê tarza w z³ocie.Miedziany dzbanek z brzêkiem wylecia³ mi z r¹k.Krystyna podnios³a go odruchowo i razem z tym dzbankiem zaczê³a lataæ po pokoju, kontynuuj¹c sprawozdanie.- Ja w ogóle wracam, to znaczy nie wiem, czy ca³kiem, mo¿e tu wrócê, ale wracam.Andrzej wytrzyma³ dwa miesi¹ce, a teraz go niesie.Muszê mu zawieŸæ plon po prababci, inaczej krewa, mo¿e kocha tak¿e i mnie, ale wiêcej kocha himalajskie zielsko, niech to cholera.Mówi³am, ¿eby tu przyjecha³, ale powiada, ¿e to ostatnia chwila na jesienne zbiory, diabli nadali pory roku, nie ma si³y, rzucam pracê, jadê z nim razem, parê z³otych z tego spadku chyba mamy.?Zatrzyma³a siê nagle i popatrzy³a na mnie pytaj¹co, tul¹c dzbanek do ³ona.Og³uszona w³asn¹ komplikacj¹, spróbowa³am oprzytomnieæ.- W rêkach trzymasz w tej chwili jakieœ dwa tysi¹ce dolców - odpar³am z rozgoryczeniem.- Czekaj, ja te¿ jadê.Sprzeda¿ tych rzeczy musia³aby potrwaæ, a Izunia, nie ma obawy, weŸmie dobre tempo.Pewnie przywioz³a rolls-royca ze z³otymi klamkami.Poza tym, szkoda mi tego.Krystyna z lekkim roztargnieniem obejrza³a dzbanek i odstawi³a go na komodê.- Nie odebra³yœmy z sejfu bi¿uterii przodków - przypomnia³a.- Bi¿uterii te¿ by³oby nam szkoda, zapewniam ciê.- Mo¿e jest tam coœ cennego i œmiertelnie obrzydliwego.? Nie, co ja mówiê, wszystko wymaga czasu.Trudno, jadê!Podnios³am siê z krzes³a, bo wreszcie przesta³yœmy u¿ywaæ pod³ogi, jako jedynego siedziska.Ju¿ zaczê³am myœleæ konstruktywnie.Zamierza³am pierwotnie zrobiæ tu porz¹dek, posegregowaæ antyki, przymierzyæ siê do ewentualnej sprzeda¿y, ale wszystko to by³o dla Paw³a.Bogata i wolna Iza stanowi³a zagro¿enie œmiertelne, wreszcie kobieta, która jego forsê mo¿e mieæ gdzieœ, skusi go, a mnie tam nie ma, ¿adnej zapory.O nie, tego to ja tak nie zostawiê! Te¿ jadê natychmiast, byle jakoœ racjonalnie.- Zabieramy kapelusz - rzek³am stanowczo.- Musimy jechaæ przez Pary¿, trzeba zrobiæ przelew na konta.Trochê weŸmiemy gotówk¹.- Du¿o gotówk¹, bo przelew d³ugo idzie.-.i rzucimy okiem na te rodzinne precjoza.Mo¿e znajdzie siê w nich jaki efektowny pierœcionek albo co.- Ale ¿adnego nocowania! Mam gdzieœ kamienice prababci! Ruszamy od razu i jedziemy jednym ci¹giem!- To bierz siê za robotê i pakuj ten przyrodniczy ch³am.Czekaj, bez wyg³upów, jedenasta dochodzi, musimy siê przespaæ i ruszamy jutro rano.Wczesnym popo³udniem mia³yœmy za³atwione wszystko.Pieni¹dze na konta posz³y, gotówki mia³yœmy przy sobie znacznie wiêcej ni¿ pozwala³y jakiekolwiek przepisy, ale obie o zamierzonym wykroczeniu zapomnia³yœmy natychmiast, bo bi¿uteria przodków znacznie przeros³a nasze nadzieje.Wybra³yœmy z niej parê skromnych sztuk, resztê nadal pozostawiaj¹c w sejfie.- I to siê nazywa³o zubo¿enie - mruknê³a Krystyna, przesuwaj¹c miêdzy palcami rozmigotany naszyjnik.- To przecie¿ prawdziwe.? Diamenty co najmniej po cztery karaty, gdzie ja siê w to ubiorê?! Na plaster mi to w ogóle, to ty masz siê obwiesiæ jak choinka wielkanocna, a nie ja! No nic, a¿ do naszej granicy spokój, ale nie wiem, czy u nas nie popatrz¹.- Powiemy, ¿e sztuczne.Jeœli ju¿, prêdzej siê uczepi¹ kapelusza.A w ogóle nie zawracaj g³owy, kogo obchodz¹ drobiazgi, gdybyœmy jecha³y wagonem kolejowym, to jeszcze.- A owszem, wagon kolejowy na szosie móg³by obudziæ sensacjê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]