[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mo¿e powróciæ z³oty wiek budowniczych piramid.Montu mówi³ z szacunkiem i uznaniem o królu Nebhepet-Re.Wyœmienity ¿o³nierz, a tak¿e pobo¿ny cz³owiek.Skorumpowana i tchórzliwa Pó³noc nie mog³a mu siê sprzeciwiæ.Zjednoczony Egipt, oto, co by³o potrzebne.A to bez w¹tpienia oznacza³oby wielkie dni dla Teb.Mê¿czyŸni szli razem dyskutuj¹c o przysz³oœci.Renisenb spojrza³a w ty³ na ska³ê i zaplombowan¹ komnatê grobowca.— A wiêc taki jest koniec — mruknê³a.Ogarnê³o j¹ uczucie ulgi.Prawie nie wiedzia³a, czego siê ba³a! Jakiegoœ wybuchu oskar¿eñ w ostatniej chwili? Ale wszystko odby³o siê chwalebnie g³adko.Nofret zosta³a odpowiednio pochowana z zachowaniem wszystkich rytua³Ã³w religijnych.To by³ koniec.— Mam nadziejê, Mam tak¹ nadziejê, Renisenb.— szepnê³a pod nosem Henet.Renisenb odwróci³a siê do niej.— Co masz na, myœli?Henet unika³a jej wzroku.— Powiedzia³am tylko, ¿e mam nadziejê, ¿e to naprawdê jest koniec.Czasem to, co uwa¿a siê za koniec, jest dopiero pocz¹tkiem.A to wcale nie by³oby dobrze.— O czym ty mówisz, Henet? — odpar³a gniewnie Renisenb — Co to za aluzje?— Nie robiê ¿adnych aluzji, Renisenb.Nigdy bym czegoœ podobnego nie zrobi³a.Nofret zosta³a pochowana i wszyscy s¹ zadowoleni.Wiêc wszystko jest tak, jak powinno byæ.— Czy ojciec pyta³ ciê, co s¹dzisz o œmierci Nofret?— Tak.Najdziwniejsze, ¿e ¿¹da³, abym powiedzia³a mu dok³adnie, co myœlê o tym wszystkim.— I co mu powiedzia³aœ?— Oczywiœcie powiedzia³am, ¿e to by³ wypadek.Có¿ to mog³o byæ innego? Nie s¹dzi³eœ chyba ani przez chwile, powiedzia³am mu, ¿e ktoœ z twojej rodziny skrzywdzi³by dziewczynê, prawda? Nie oœmieliliby siê, powiedzia³am.Maj¹ dla ciebie za du¿o szacunku.Mog¹ narzekaæ, ale nic wiêcej, powiedzia³am.Mo¿esz mi wierzyæ, nie sta³o siê nic w tym rodzaju! — Henet pokiwa³a g³ow¹ i zachichota³a.— I ojciec ci uwierzy³?Henet znowu skinê³a g³ow¹ z wielk¹ satysfakcj¹.— Twój ojciec wie, jaka jestem oddana jego sprawom.Zawsze uwierzy s³owom starej Henet.On mnie docenia, nawet jeœli wy nie.Ach, moje oddanie dla was wszystkich jest nagrod¹ sam¹ w sobie.Nie oczekujê podziêkowañ.— By³aœ tak¿e oddana Nofret.— Nie wiem, sk¹d ten pomys³, Renisenb.Musia³am wykonywaæ rozkazy, jak wszyscy inni.— Ona s¹dzi³a, ¿e by³aœ jej oddana.Henet zachichota³a.— Nofret nie by³a a¿ tak sprytna, jak s¹dzi³a.Dumna dziewczyna, myœla³a, ¿e œwiat do niej nale¿y.Musi teraz t³umaczyæ siê sêdziom w zaœwiatach, a tam ³adna buzia jej nie pomo¿e.W ka¿dym razie pozbyliœmy siê jej.Przynajmniej — doda³a szeptem dotykaj¹c jednego ze swoich amuletów — tak¹ mam nadziejê.II— Renisenb, chcê z tob¹ porozmawiaæ o Satipy.— Tak, Jahmose?Renisenb spojrza³a z sympati¹ w ³agodn¹, zmartwiona twarz brata.Jahmose powiedzia³ powoli:— Coœ bardzo z³ego dzieje siê z Satipy.Nie rozumiem tego.Renisenb smutno skinê³a g³ow¹.Nie potrafi³a znaleŸæ s³Ã³w pocieszenia.— Zauwa¿y³em tê zmianê jakiœ czas temu — ci¹gn¹³ Jahmose.— Wzdryga siê i trzêsie na dŸwiêk ka¿dego nieznajomego odg³osu.Nie ma apetytu.Skrada siê jakby.jakby ba³a siê w³asnego cienia.Musia³aœ to zauwa¿yæ, Renisenb?— Tak, rzeczywiœcie zauwa¿y³am.— Pyta³em j¹, czy nie jest chora, czy powinienem pos³aæ po lekarza, ale ona mówi, ¿e nic jej nie jest, ¿e czuje siê zupe³nie dobrze.— Wiem.— Wiêc ty te¿ j¹ o to pyta³aœ? I nic ci nie powiedzia³a, zupe³nie nic?Wypowiedzia³ te s³owa z naciskiem.Renisenb wspó³czu³a mu, rozumia³a jego niepokój, ale nie mog³a powiedzieæ nic, aby mi pomóc.— Upiera siê, ¿e ca³kiem dobrze siê czuje.— Nie sypia dobrze w nocy, krzyczy we œnie — mrukn¹³ Jahmose.— Czy ona.czy mog³aby mieæ jakieœ zmartwienie, o którym nic nie wiemy?Renisenb potrz¹snê³a g³ow¹.— Nie s¹dzê, ¿eby to by³o mo¿liwe.Nic z³ego nie dzieje siê z dzieæmi.Nic siê tutaj nie sta³o oprócz, oczywiœcie, œmierci Nofret, a Satipy chyba nie zamartwia³aby siê z tego powodu — doda³a sucho.Jahmose uœmiechn¹³ siê blado.— Z pewnoœci¹ nie.Wprost przeciwnie.Poza tym, to trwa ju¿ jakiœ czas.Zaczê³o siê, jak s¹dzê, przed œmierci¹ Nofret.Jego g³os by³ trochê niepewny i Renisenb spojrza³a na niego szybko.Jahmose powiedzia³ z umiarkowan¹ stanowczoœci¹:— Przed œmierci¹ Nofret, nie s¹dzisz?— Ja zauwa¿y³am to dopiero potem — odpar³a Renisenb.— I nic ci nie powiedzia³a, jesteœ pewna?Renisenb potrz¹snê³a g³ow¹.— Ale wiesz, Jahmose, Satipy chyba nie jest chora.Wydaje mi siê raczej, ¿e ona siê boi.— Boi? — wykrzykn¹³ Jahmose ogromnie zdziwiony.— Ale czego mia³aby siê baæ Satipy? Zawsze mia³a odwagê lwa.— Wiem — przyzna³a Renisenb beznadziejnie.— Zawsze tak myœleliœmy, ale ludzie siê zmieniaj¹.to dziwne.— Czy myœlisz, ¿e Kait wie cokolwiek? Czy Satipy z ni¹ rozmawia³a?— Bardziej prawdopodobne, ¿e rozmawia³a z ni¹ ni¿ ze mn¹, ale nie przypuszczam.W³aœciwie jestem nawet pewna, ¿e nie.— A co Kait o tym myœli?— Kait? Kait nigdy o niczym nie myœli.Wszystko, co zrobi³a Kait, w odczuciu Renisenb, to wykorzystanie wyj¹tkowej s³aboœci Satipy dla zagarniêcia najlepszych p³Ã³cien, na co dawna Satipy nigdy by nie pozwoli³a.Dom rozbrzmiewa³by zapalczywymi k³Ã³tniami! Fakt, ¿e Satipy zrezygnowa³a prawie bez protestów, zrobi³ na Renisenb wiêksze wra¿enie ni¿ cokolwiek innego.— Czy rozmawia³eœ z Es¹? — spyta³a Renisenb.— Nasza babka zna siê na kobietach.— Esa — odpar³ Jahmose z lekk¹ irytacj¹ — ka¿e mi byæ wdziêcznym za tê odmianê.Mówi, ¿e to by³oby zbyt wiele mieæ nadziejê, ¿e Satipy pozostanie tak s³odko rozs¹dna.— Czy pyta³eœ Henet?— Henet — skrzywi³ siê Jahmose.— Nie, doprawdy.Nie mówi³bym o takich sprawach z Henet.I tak zbyt wiele na siebie bierze.Ojciec j¹ psuje.— Och, wiem o tym.Jest naprawdê mêcz¹ca.Ale mimo wszystko — Renisenb zawaha³a siê — Henet zwykle wie.— Czy zapyta³abyœ j¹, Renisenb? I powiedzia³a potem mnie? — poprosi³ Jahmose.— Jeœli chcesz.Renisenb zada³a to pytanie w chwili, gdy by³a z Henet sam na sam.Sz³y razem do tkalni.Trochê ku swemu zdziwieniu zauwa¿y³a, ¿e zaniepokoi³o ono Henet.Znik³o ca³e jej zami³owanie do plotek.Dotknê³a amuletu i spojrza³a przez ramiê.— To nie ma ze mn¹ nic wspólnego.Nie do mnie nale¿y obserwowanie, czy ka¿dy jest sob¹ czy nie.Ja pilnujê w³asnych spraw.Jeœli jest jakiœ k³opot, nie chcê byæ w to wmieszana.— K³opot? Jaki k³opot?Henet rzuci³a jej krótkie spojrzenie spod oka.— ¯aden, mam nadziejê.W ka¿dym razie nic, co powinno nas obchodziæ.Ty i ja, Renisenb, nie mamy sobie nic do wyrzucenia.To dla mnie wielkie pocieszenie.— Czy chcesz powiedzieæ, ¿e Satipy.co masz na myœli?— Nic nie chcê powiedzieæ, Renisenb, i proszê ciê, nie zaczynaj wyobra¿aæ sobie, ¿e chcê.Jestem tylko odrobinê wiêcej ni¿ s³u¿¹c¹ w tym domu i nie do mnie nale¿y wypowiadaæ opinie o rzeczach, które mnie nie dotycz¹.Jeœli mnie pytasz, to jest to zmiana na lepsze i jeœli tak zostanie, wszystkim to wyjdzie na dobre.A teraz, Renisenb, muszê sprawdziæ, czy dobrze oznaczaj¹ datê na p³Ã³tnach.Takie te kobiety nieuwa¿ne, ci¹gle rozmawiaj¹, œmiej¹ siê i zaniedbuj¹ pracê.Renisenb patrzy³a niezadowolona, jak Henet pomknê³a do tkalni.Ona sama wróci³a powoli do domu.Wesz³a bezszelestnie do pokoju Satipy, która zerwa³a siê z krzykiem, gdy Renisenb dotknê³a jej ramienia.— Och, przestraszy³aœ mnie, myœla³am.— Satipy — powiedzia³a Renisenb — co siê dzieje? Nie powiesz mi? Jahmose martwi siê o ciebie i.Satipy dotknê³a palcami ust.Jej oczy by³y ogromne i przestraszone:— Jahmose? Co.co powiedzia³? — spyta³a j¹kaj¹c siê nerwowo.— Jest niespokojny.Krzyczysz przez sen.— Renisenb! — Satipy chwyci³a jej ramiê.— Coœ powiedzia³am.co powiedzia³am? Czy Jahmose myœli.? Co ci powiedzia³?— Oboje s¹dzimy, ¿e jesteœ chora.lub nieszczêœliwa.— Nieszczêœliwa? — Satipy powtórzy³a to s³owo cichutko ze szczególn¹ intonacj¹.— Czy jesteœ nieszczêœliwa, Satipy?— Mo¿e.Nie wiem.To nie to.— Nie.Ty siê boisz, prawda?Satipy spojrza³a na ni¹ z nag³¹ wrogoœci¹
[ Pobierz całość w formacie PDF ]