[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nie podoba mi siê.— rzek³ powoli Kameni.Nofret wybuchnê³a:— Nie mam ¿adnej skargi na Renisenb.Renisenb jest miêkka, s³aba i g³upia, ale nie próbowa³a zrobiæ mi krzywdy.Czy to ci wystarczy?Br¹zowa twarz Kameniego pociemnia³a.— Nie myœla³em o tym.— S¹dzê, ¿e myœla³eœ.— odpar³a przymilnie Nofret.— Zaczynaj, wykonaj polecenie — pisz.— Tak, pisz — powiedzia³a Henet.— Jestem tym wszystkim taka zmartwiona, tak strasznie strapiona.Z pewnoœci¹ Imhotep musi o tym wiedzieæ.To jego prawo.Nale¿y wype³niaæ swoje obowi¹zki niezale¿nie od tego, jak s¹ nieprzyjemne.Zawsze tak czu³am.Nofret rozeœmia³a siê cicho.— Jestem pewna, ¿e tak w³aœnie myœlisz, Henet.Ty spe³nisz swój obowi¹zek! A Kameni spe³ni swój.A ja.ja zrobiê to, co sprawi mi przyjemnoœæ.Ale Kameni ci¹gle siê waha³.Jego twarz by³a posêpna, prawie gniewna.— Nie podoba mi siê to — powiedzia³.— Nofret bêdzie lepiej, jeœli zastanowisz siê nad tym jakiœ czas.— Ty œmiesz mi to mówiæ?Kameni zaczerwieni³ siê pod wp³ywem jej tonu.Unika³ wzroku dziewczyny, ale ponury wyraz jego twarzy nie zmieni³ siê.— Uwa¿aj, Kameni — doda³a Nofret s³odko.— Mam wielkie wzglêdy u Imhotepa.S³ucha tego, co mówiê.jak dot¹d by³ z ciebie zadowolony — urwa³a znacz¹co.— Straszysz mnie, Nofret? — spyta³ Kameni gniewnie.— Mo¿e.Patrzy³ na ni¹ ze z³oœci¹ przez chwilê, po czym pochyli³ g³owê.— Zrobiê to, co mówisz, Nofret, ale s¹dzê, ¿e bêdziesz tego ¿a³owaæ.— Czy ty mnie straszysz Kameni?— Ostrzegam ciê.Rozdzia³ ósmyDrugi miesi¹c zimy — dzieñ dziewi¹tyIDzieñ up³ywa³ za dniem i Renisenb czu³a czasem, jakby ¿y³a we œnie.Nie próbowa³a ju¿ nawi¹zywaæ kontaktów z Nofret.Teraz bala siê jej.By³o w niej coœ, czego nie rozumia³a.Po scenie na dziedziñcu, tamtego dnia, Nofret siê zmieni³a.By³o w niej jakieœ samozadowolenie, uniesienie, którego Renisenb nie potrafi³a zg³êbiæ.Czasem s¹dzi³a, ¿e myli³a siê uwa¿aj¹c j¹ za g³êboko nieszczêœliw¹.Nofret zdawa³a siê zadowolona z ¿ycia, siebie i swojego otoczenia.A tymczasem jej otoczenie zdecydowanie zmieni³o siê na gorsze.Po wyjeŸdzie Imhotepa Nofret rozmyœlnie, jak s¹dzi³a Renisenb, sia³a niezgodê poœród cz³onków jego rodziny.Teraz rodzina ta zwar³a szeregi przeciw „najeŸdŸcy”.Nie by³o ju¿ niezgody miêdzy Kait i Satipy, Satipy nie z³orzeczy³a ju¿ Jahmosemu.Sobek wydawa³ siê spokojniejszy i mniej siê che³pi³.Ipy by³ mniej bezczelny i bezceremonialny w stosunku do starszych braci.W rodzinie zapanowa³a na nowo harmonia, ale nie przynios³a ona spokoju umys³owi Renisenb, poniewa¿ wszystkiemu towarzyszy³a niezrozumia³a, uporczywa wrogoœæ Nofret.Kait i Satipy nie k³Ã³ci³y siê z ni¹ — unika³y jej.Nie odzywa³y siê do niej i gdziekolwiek siê pojawia³a, natychmiast zabiera³y dzieci i odchodzi³y gdzie indziej.W tym samym czasie mia³y miejsce dziwne, denerwuj¹ce incydenty.Lniana suknia Nofret zosta³a zniszczona zbyt gor¹cym ¿elazkiem, inn¹ poplamiono farbk¹.Czasem w jej odzieniu by³y ostre kolce, znaleziono nawet skorpiona przy jej ³Ã³¿ku.Jedzenie, które jej podawano, by³o przyprawione zanadto lub wcale.W jej porcji chleba znalaz³a siê zdech³a mysz.By³o to ciche, bezlitosne, ma³e przeœladowanie — nic jawnego, nic uchwytnego.Tê kampaniê prowadzi³y g³Ã³wnie kobiety.Potem pewnego dnia stara Esa pos³a³a po Satipy, Kait i Renisenb.Henet ju¿ tam by³a, potrz¹sa³a g³ow¹ i stoj¹c z boku zaciera³a rêce.— Ha! — Esa patrzy³a na nie ironicznie — oto wiêc moje sprytne wnuczki.Co wy najlepszego robicie? Co ma znaczyæ to, co s³yszê o zniszczeniu sukni Nofret i jej niejadalnym jedzeniu?Satipy i Kait uœmiechnê³y siê.Nie by³y to mi³e uœmiechy.Satipy powiedzia³a:— Czy Nofret siê skar¿y³a?— Nie — odpar³a Esa.Przekrzywi³a trochê perukê, któr¹ nosi³a zawsze, nawet w domu.— Nie, Nofret siê nie skar¿y³a.To w³aœnie mnie martwi.— Mnie to nie martwi — odpar³a Satipy odrzucaj¹c w ty³ piêkn¹ g³owê.— Bo jesteœ g³upia — sapnê³a Esa.— Nofret ma dwa razy wiêcej rozumu ni¿ ka¿da z was trzech.— To siê jeszcze oka¿e — powiedzia³a Satipy.By³a w dobrym humorze i wygl¹da³a na zadowolon¹ z siebie.— Có¿ wy sobie wszystkie wyobra¿acie? — spyta³a Esa.Twarz Satipy stê¿a³a.— Jesteœ star¹ kobiet¹, Eso.Nie przemawia przeze mnie brak szacunku — ale te sprawy ciebie ju¿ nie dotycz¹ w taki sposób, w jaki dotycz¹ nas, które mamy mê¿Ã³w i ma³e dzieci.Postanowi³yœmy wzi¹æ sprawê w nasze rêce.Mamy sposoby na kobietê, której nie lubimy i nie zaakceptujemy.— Piêkne s³owa, piêkne s³owa.— Esa zachichota³a, — Ale dobr¹ przemowê mo¿e wyg³osiæ ka¿da niewolnica.— Prawdziwie i m¹drze powiedziane — westchnê³a Henet z k¹ta.Esa odwróci³a siê do niej.— Powiedz, Henet, co mówi Nofret o tym, co siê dzieje.Powinnaœ wiedzieæ, skoro zawsze jej us³ugujesz.— Jak nakaza³ mi Imhotep.Oczywiœcie budzi to we mnie odrazê, ale muszê robiæ to, co pan rozkaza³.Nie myœlicie, mam nadziejê, ¿e.— Wiemy o tobie wszystko, Henet — przerwali Esa.— Zawsze oddana i rzadko nagradzana tak, jak byæ powinnaœ.Co na to wszystko mówi Nofret.O to ciê pyta³am.Henet pokrêci³a g³ow¹.— Nic nie mówi.Tylko siê uœmiecha.— W³aœnie — Esa wziê³a cukierek jujubowy z naczynia stoj¹cego przy jej ³okciu, obejrza³a go i w³o¿ywszy do ust powiedzia³a zgryŸliwie z nag³¹ wrogoœci¹:— Wszystkie jesteœcie g³upie.To Nofret ma si³ê, nie wy.Wszystko, co robicie, jest jej na rêkê.Za³o¿ê siê, ¿e nawet jest z tego zadowolona.Satipy powiedzia³a ostro:— Bzdura.Nofret jest sama poœród nas.Jak¹ mo¿e mieæ si³ê?— Si³ê m³odej, piêknej kobiety zwi¹zanej ze starzej¹cym siê mê¿czyzn¹.Wiecie, o czym mówiê.— Szybko odwracaj¹c g³owê doda³a: — Henet wie, o czym mówiê!Henet drgnê³a.Westchnê³a i zaczê³a wykrêcaæ rêce.— Pan bardzo j¹ lubi.to naturalne, ca³kiem naturalne.— IdŸ do kuchni — powiedzia³a Esa — przynieœ trochê daktyli i syryjskiego wina — aha, i tak¿e miód.Gdy Henet posz³a, staruszka rzek³a:— Coœ niedobrego wisi w powietrzu, czujê to.Satipy, ty jesteœ prowodyrem tego wszystkiego.Uwa¿aj, aby nie okaza³o siê, ¿e twoje sprytne sztuczki dzia³aj¹ na korzyœæ Nofret.Odchyli³a siê i przymknê³a oczy.— Ostrzeg³am was, teraz idŸcie.— My we w³adzy Nofret, te¿ coœ! — mówi³a wzburzona Satipy, gdy sz³y do jeziora.— Esa jest taka stara, ¿e nies³ychane pomys³y przychodz¹ jej do g³owy.To my mamy Nofret w naszej w³adzy! Nie zrobimy przeciw niej nic, o czym mog³aby donieœæ, ale myœlê, ¿e wkrótce bêdzie ¿a³owaæ, ¿e tu przyjecha³a.— Jesteœ okrutna.okrutna — krzyknê³a Renisenb.Satipy wygl¹da³a na ubawion¹.— Nie udawaj, ¿e lubisz Nofret, Renisenb!— Nie.Ale jesteœ taka.taka mœciwa.— Myœlê o moich dzieciach i o Jahmosem! Nie jestem potuln¹ kobiet¹, nie znoszê zniewag.i mam ambicjê.Skrêci³abym kark tej kobiecie z najwiêksz¹ przyjemnoœci¹.Niestety to nie jest takie proste.Nie wolno wzbudzaæ gniewu Imhotepa.Ale myœlê, ¿e mo¿e coœ w koñcu uradzimy.IIList przyszed³ jak cios harpunu dla ryby.Jahmosemu odebra³o mowê, Sobek i Ipy patrzyli w os³upieniu na Horiego, gdy odczytywa³ s³owa ze zwoju papirusu.Czy¿ nie mówi³em Jahmosemu, ¿e obarczê go win¹, jeœli cokolwiek z³ego spotka moj¹ konkubinê? Poniewa¿ robicie to, co robicie, jestem przeciw wam, a wy jesteœcie przeciw mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]