[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcia³a,upadam do nóg!- W³aœnie teraz prosi, abyœ pozwoli³ jej zejœæ.- Nie mam nic przeciwko temu.Hej, s³yszycie! - za-wo³a³ Santerre zwracaj¹c siê do batalionu.- Wdowa Ca-pet bêdzie siê przechadza³a po ogrodzie.Naród pozwala jejna to.Pilnujcie tylko, aby nie uciek³a przez mur, bowszystkie wasze ³by sta³yby siê ³upem kata.Homerycznym œmiechem przyjêto ¿art obywatela gene-ra³a.it"- A teraz - rzek³ Santerre - kiedy ju¿ was o wszyst-kim uprzedzi³em, b¹dŸcie zdrowi.Jadê do Gminy.Zdajesiê, ¿e schwytano Rolanda i Barbaroux i ¿e trzeba bêdziewydaæ im paszporty na tamten œwiat.Ta w³aœnie wiadomoœæ wprawi³a obywatela genera³aw tak dobry humor.Santerre ruszy³ galopem.Za nim poci¹gn¹³ batalion,220schodz¹cy 2 warty, a dy¿urni gwardziœci ust¹pili miejscanowo przyby³ym.Jeden z nich poszed³ do Marii Antoniny z zawiadomie-niem, ¿e genera³ zadoœæuczyni³ jej proœbie.„O! - pomyœla³a patrz¹c przez okno - czy li¿ gniewTwój, Panie, ju¿ uœmierzyæ raczy³eœ, czy¿ ju¿ Twa strasznaprawica przestanie na nas ci¹¿yæ?"- Dziêkujê panu - rzek³a do gwardzisty z owym cza-ruj¹cym uœmiechem, za którym tylu szala³o i który zgubi³Barnave'a.- Dziêkujê!Potem zwróci³a siê do ma³ego pieska, który na tylnych³apkach skaka³ obok niej, jakby wyczyta³ z oczu swejpani, ¿e dzieje siê coœ nadzwyczajnego.- ChodŸ, Black - rzek³a - pójdziemy na przechadzkê.Piesek zacz¹³ skomleæ i skakaæ, a spojrzawszy na gwar-dzistê odgad³ widocznie, ¿e to on przyniós³ jego pani takpomyœln¹ wiadomoœæ, bo czo³gaj¹c zbli¿y³ siê ku niemui zacz¹³ siê ³asiæ.Gwardzista by³by mo¿e pozosta³ nieczu³y na proœby kró-lowej, ale wzruszy³o go przymilanie psa.- Choæby dla tego zwierz¹tka powinnaœ by³a, obywa-telko Capet, czêœciej wychodziæ - powiedzia³.- Huma-nitaryzm nakazuje opiekowaæ siê wszelkim stworzeniem.- O której godzinie wyjdziemy, panie? - spyta³a kró-lowa.- Najlepiej bêdzie w samo po³udnie, jak mi siêzdaje.- Wyjdziesz, obywatelko, kiedy zechcesz - odpowie-dzia³ gwardzista - w tym wzglêdzie nie mamy ¿adnegopolecenia.Je¿eli jednak chcesz wyjœæ w po³udnie, tym le-piej, zmieniaj¹ siê wówczas placówki, nie bêdzie wiêc tyleruchu w wie¿y.- Dobrze wiêc, w po³udnie, zgoda! - rzek³a królowai po³o¿y³a rêkê na piersi, chc¹c uspokoiæ gwa³towne bicieserca.Potem spojrza³a na cz³owieka, który wydawa³ siê sym-231patyc2n.iejs.zy ni¿ jego •wspó³towErzyssEe, a który w n&gr&dêza swoj¹ pob³a¿liwoœæ w stosunku do jej ¿¹dañ straci mo¿e¿ycie w walce, jak¹ przygotowali spiskowcy.Ale w chwili gdy litoœæ mia³a zmiêkczyæ serce kobiety,obudzi³a siê dusza królowej.Pomyœla³a o dniu dziesi¹tymsierpnia i o trupach przyjació³, walaj¹cych siê po kobier-cach jej pa³acu.Pomyœla³a o drugim wrzeœnia i o g³owieksiê¿nej de Lamballo, zatkniêtej na ostrzu piki przed jejoknami, pomyœla³a o dwudziestym pierwszym styczniai o swym mê¿u gin¹cym na rusztowaniu przy odg³osiebêbnów, zag³uszaj¹cych jego s³owa.Wspomnia³a syna, nie-szczêœliwe dziecko, którego krzyki s³ysza³a nieraz w po-koju, nie mog¹c jednak przyjœæ mu z pomoc¹.Serce jejstê¿a³o na skutek tych myœli.- Niestety - szepnê³a - nieszczêœcie jest jak krewhydry: u¿yŸnia ziemiê pod nowe nieszczêœcia.XXVIBLACKGwardzista wyszed³, aby przywo³aæ towarzyszy i odczy-taæ raport z dnia wczorajszego, z³o¿ony przez stra¿ników,którzy odeszli.Królowa pozosta³a ze szwagierk¹ i córk¹.Najpierwwszystkie trzy spojrza³y po sobie, potem córka królewskarzuci³a siê w objêcia matki, a ksiê¿niczka poda³a jej rêkê.- Módlmy siê, ale módlmy siê cichutko - rzek³a kró-tów,a - aby nikt nie domyœli³ siê, ¿e rozmawiamy z Bo-giem.Istniej¹ okrutne chwile, w których modlitwa, naturalnyg³os, jakim Bóg obdarzy³ serce cz³owieka, staje siê czymœpodejrzanym w oczach innych ludzi.Bo modlitwa to aktnadziei lub wdziêcznoœci, nadzieja zaœ lub wdziêcznoœæ fcró-222Iowcj waalieca³y zawsze niepokój w jej stró¿ach.Królowi.mog³a spodziewaæ siê jednej tylko rzeczy - ucieczki, a zaumo¿liwienie jej gor¹co dziêkowa³aby Bogu.Skoñczywszy krótk¹ modlitwê, trzy kobiety zachowa³ynajg³êbsze milczenie.Na koniec wybi³a godzina dwunasta.W chwili gdy ucich³ ostatni dŸwiêk zegara, da³ siê s³y-*szeæ na schodach szczêk broni, który doszed³ do uszukrólowej.- Oto ju¿ zmieniaj¹ placówki - rzek³a.- Wkrótceprzyjd¹ po nas.Widz¹c zaœ, ¿e szwagierka i córka zblad³y, doda³a:- Odwagi - i poblad³a sama.- Ju¿ po³udnie - zawo³ano z do³u.- Wypuœciæ uwiê-zione.- Jesteœmy, moi panowie - odpowiedzia³a królowa,z pewnym nawet ¿alem rzucaj¹c ostatnie po¿egnalne spoj-rzenie na czarne mury, wœród których spêdzi³a tyle godzinw samotnoœci i smutku.Otworzy³y siê pierwsze drzwi, wiod¹ce na korytarz, któ-rego ciemnoœci ukry³y wzruszenie maluj¹ce siê na twa-rzach uwiêzionych.Ma³y Black bieg³ przodem.Gdy dosz³ydo drugich drzwi, do tych w³aœnie, od których Maria An-tonina pragnê³a odwróciæ swój wzrok, wierne zwierz¹tkoprzytknê³o swój pyszczek do ogromnych æwieków, jakimiby³y nabite, kilka razy ¿a³oœnie szczeknê³o i d³ugo, bole-œnie zawy³o.Królowa szybko przesz³a, nie maj¹c si³y przy-wo³aæ pieska, i po chwili opar³a siê o œcianê.Nogi odmówi³y jej pos³uszeñstwa - musia³a stan¹æ.Sio-stra króla ³ córka zbli¿y³y siê do niej i przez chwilê wszy-stkie trzy zastyg³y w bezruchu.,-Wreszcie przybieg³ Black.- I có¿ - zawo³a³ jakiœ g³os - schodzi ona czy nieschodzi?223- Jesteœmy - odpowiedzia³ gwardzista, który rAwmeŸprzystan¹³, oddaj¹c szacunek tak wielkiej boleœci.- ChodŸmy - rzek³a królowa i ruszy³a dalej.Gdy przyby³y na koniec krêconych schodów i znalaz³ysiê na wprost ostatnich drzwi, przez których szczelinyprzedostawa³y siê szerokie wstêgi z³otego s³onecznegoœwiat³a, dal siê s³yszeæ odg³os bêbna wzywaj¹cego wartê.Potem nast¹pi³o g³êbokie milczenie, wywo³ane ciekawoœ-ci¹, i otworzy³y siê ciê¿kie drzwi skrzypi¹c na zardzewia-³ych zawiasach.Jakaœ kobieta siedzia³a, a raczej opiera³a siê na kamieniuumieszczonym przy drzwiach.By³a to stara Tison, którejkrólowa nie widzia³a od dwudziestu czterech godzin, dzi-wi¹c siê bardzo wczoraj wieczór i dziœ rano jej nieobec-noœci.Królowa widzia³a ju¿ œwiat³o, drzewa, ogród i chciwymokiem szuka³a poza krat¹ otaczaj¹c¹ ogród chatki, w któ-rej bez w¹tpienia czekali na ni¹ przyjaciele, gdy wtem naodg³os jej kroków stara Tison roz³o¿y³a rêce.Maria An-tonina dojrza³a jej twarz blad¹ i zbola³¹, i siwe w³osy.Królowa by³a tak zdziwiona zmian¹, jak¹ dostrzeg³aw jej twarzy, ¿e stanê³a.Wówczas stara, z w³aœciw¹ ob³¹-kanym powolnoœci¹, przyczo£ga³a siê do drzwi i uklêk³a,zamykaj¹c drogê Marii Antoninie.- Czego chcesz, moja kobieto? - spyta³a królowa.- On powiedzia³, ¿e trzeba, abyœ mi przebaczy³a.- Kto taki? - spyta³a królowa.- Cz³owiek w p³aszczu.- odrzek³a stara.Królowa, zdziwiona, spojrza³a na ksiê¿niczkê El¿bietêi córkê.- No, no - odezwa³ siê gwardzista - przepuœæ wdowêCapet.Pozwolono jej przespacerowaæ siê po ogrodzie.- Wiem o tym - rzek³a stara - i dlatego czeka³amtu na ni¹.Nie chciano mnie wpuœciæ na gorê, a ¿e powin-224nam prosiæ ja o przebaczenie, musia³am koniecznie na ni¹zaczekaæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]