[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pozosta³a trójka ubrana by³a w niebieskie koszule i spodnie, jak wszyscyrobotnicy winnic i gajów oliwnych.Koszule nosili wypuszczone na spodnie; ówszczegó³ nie umkn¹³ uwagi biznesmena.Omietli wzrokiem pomieszczenie, Anglik ichnie zainteresowa³, przygl¹dali siê innym pasa¿erom szykuj¹cym siê do odlotu.Nieby³o widaæ Quinna, bo chwilê wczeœniej poszed³ do toalety.Rozleg³o siê ostatniewezwanie pasa¿erów na pok³ad.Pokaza³ siê Quinn.Od razu skrêci³ w prawo, w stronê bramki, wyjmuj¹c po drodze bilet z kieszenibluzy, nie widzia³ wiêc wcale czterech mê¿czyzn z Castelblanc.Szybkim krokiempod¹¿yli za Quinnem.Przez halê poczekalni baga¿owy pcha³ d³ugi w¹¿ z³¹czonychwózków za³adowanych walizami.Angielski biznesmen zbli¿y³ siê do baga¿owego iprzesun¹³ go na stronê.Wyczeka³ w³aœciwy moment i pchn¹³ kolumnê wózków zogromn¹ si³¹.Na g³adkiej marmurowej posadzce za³adowane wózki szybko nabra³yprêdkoœci i przyspieszenia, roznosz¹c czwórkê id¹cych ¿wawo mê¿czyzn.Jeden znich zorientowa³ siê w porê, uskoczy³, lecz potkn¹³ siê i rozci¹gn¹³ jak d³ugi.Kolumna baga¿u r¹bnê³a drugiego mê¿czyznê w biodro, wywróci³a na ziemiê i wrozsypce potoczy³a w trzech kierunkach.Czarno ubrany capu przyj¹³ masê oœmiuwózków na przeponê i z³o¿y³o go we dwoje.Czwarty mê¿czyzna pospieszy³ mu zpomoc¹.Zd¹¿yli siê pozbieraæ i przegrupowaæ w sam raz, ¿eby ujrzeæ plecy Quinnaznikaj¹ce w przejœciu dla pasa¿erów z biletami.Czwórka mê¿czyzn z wioski podbieg³a do szklanych drzwi.Stoj¹ca tam hostessa zobs³ugi naziemnej z zawodowym uœmiechem przekona³a ich, ¿e zbyt póŸno ju¿ naczu³e po¿egnania, za chwilê nast¹pi odlot.Przez szybê widzieli, jak wysokiAmerykanin po odprawie paszportowej wychodzi na p³ytê lotniska.Uprzejma rêkaodsunê³a ich z przejœcia.- B¹dŸ ³askaw mnie przepuœciæ, mój drogi - powiedzia³ angielski biznesmen iprzeszed³ do samolotu.Na pok³adzie usiad³ w czêœci dla pal¹cych, dziesiêæ rzêdów za Quinnem, naœniadanie wzi¹³ sok pomarañczowy i kawê, wypali³ te¿ dwa papierosy King Size wsrebrnej lufce.Podobnie jak Quinn, nie mia³ baga¿u.Na Heathrow by³ czwarty zaQuinnem i szed³ dziesiêæ kroków za nim przez komorê celn¹, podczas gdy inniczekali na baga¿e.Widzia³, jak Quinn wsiada do taksówki, gdy przysz³a jegokolej, wtedy skin¹³ na d³ugi czarny samochód zaparkowany po drugiej stroniejezdni.Wsiad³ w biegu i zanim wyjechali z tunelu ³¹cz¹cego lotnisko zautostrad¹ M4 do Londynu, czarn¹ limuzynê dzieli³y od taksówki Quinna tylko trzypojazdy.Kiedy Philip Kelly mówi³, ¿e rano poprosi Brytyjczyków o obserwacjê przejœægranicznych, mia³ na myœli ranek w Waszyngtonie.Z powodu ró¿nicy w czasieBrytyjczycy odebrali proœbê o jedenastej czasu londyñskiego.Pó³ godziny póŸniejkolega dostarczy³ zawiadomienie o kontroli przejœæ oficerowi paszportowemu naHeathrow, który widzia³ Quinna przechodz¹cego przez jego stanowisko - pó³godziny temu.Przekaza³ to koledze i powiadomi³ zwierzchnika.Dwóch funkcjonariuszy kontrwywiadu, pe³ni¹cych s³u¿bê w sekcji imigracyjnej,przepyta³o pracowników odprawy celnej.Jeden z celników w "zielonym" przejœciuprzypomnia³ sobie wysokiego Amerykanina, którego nawet zatrzyma³ na chwilê, gdy¿by³ on w ogóle bez baga¿u.Zobaczy³ zdjêcie i zidentyfikowa³ Quinna.Na zewn¹trz, przy postoju, ludzie kieruj¹cy ruchem taksówek dla zapobie¿eniakolejkom równie¿ go rozpoznali.Nikt nie zanotowa³ jednak numeru jego taksówki.Taksówkarze stanowi¹ czasem dla policji nieocenione Ÿród³o informacji i poniewa¿ludek taksówkarzy ma pe³ne poszanowanie dla prawa, wyj¹wszy sporadyczneniedopatrzenia w wype³nianiu deklaracji podatkowych - co akurat nie obchodziScotland Yardu - stosunki uk³adaj¹ siê nader poprawnie, o co zabiegaj¹ zreszt¹obie strony.Ponadto taryfiarze obstawiaj¹cy op³acalne kursy z Heathrow stosuj¹zazdroœnie przestrzegany, œcis³y system rotacji.Kolejn¹ godzinê zajê³o dotarciedo kierowcy, który wióz³ Quinna, lecz on tak¿e rozpozna³ swego pasa¿era.- Tak jest - potwierdzi³.- Zawioz³em go do hotelu Blackwooda w Marylebone.Istotnie, podrzuci³ Quinna pod same schodki prowadz¹ce do hotelu, o dwunastejczterdzieœci.Obaj nie zwrócili uwagi na czarn¹ limuzynê, która stanê³a za nimi.Quinn zap³aci³ za kurs i wszed³ po stopniach.Londyñski biznesmen w ciemnymgarniturze znalaz³ siê tu¿ za nim.W tym samym momencie stanêli przy obrotowychdrzwiach.Powsta³a kwestia, kto ma pierwszy wejœæ.Oczy Quinna zwêzi³y siê nawidok mê¿czyzny obok.Biznesmen przelicytowa³ go.- Ale¿ czy to nie pan lecia³ dziœ rano z Korsyki? Nie do wiary, bo ja równie¿.Ach, œwiat jest ma³y.Proszê, mój drogi, ja za panem.Gestem przepuœci³ Quinna do drzwi.Ig³a w koñcówce parasola ju¿ wystawa³a.Quinnprawie nie poczu³ uk³ucia w ³ydkê lewej nogi.Po up³ywie pó³ sekundy ig³azosta³a wyjêta.Wszed³ miêdzy skrzyd³a obrotowych drzwi.Coœ siê po drodzezaciê³o; przystan¹³ uwiêziony miêdzy kolumnami portyku i holem hotelowym.Trwa³oto tylko piêæ sekund.Kiedy wreszcie znalaz³ siê w œrodku, poczu³ siê lekkooszo³omiony.Upa³, z ca³¹ pewnoœci¹.Anglik by³ ca³y czas przy nim, usta mu siê nie zamyka³y.- Diabelne drzwi.Po prostu ich nie znoszê.Chwileczkê, mój drogi, czy wszystkow porz¹dku?Quinn znów zobaczy³ mg³ê przed oczami i zatoczy³ siê.Podszed³ portier wuniformie, z wyrazem zatroskania na twarzy.- Szanowny pan Ÿle siê czuje?Biznesmen zadba³ o wszystko, g³adko i skutecznie.Podtrzymuj¹c Quinna pod pachê,z si³¹ wrêcz zadziwiaj¹c¹, nachyli³ siê do portiera i wsun¹³ mu w rêkêdziesiêciofuntowy banknot.- Obawiam siê, ¿e oto skutki kilku martini przed obiadem.Poza tym d³ugiprzelot.Ale tam stoi mój samochód.Jeœli to nie sprawi k³opotu.Trzymajsiê, Clive, g³owa do góry, zaraz bêdziesz w domu.Quinn próbowa³ siê opieraæ, lecz nogi mia³ jak z waty.Portier zna³ swojeobowi¹zki wobec hotelu i zawsze umia³ rozpoznaæ prawdziwego d¿entelmena.Prawdziwy d¿entelmen z³apa³ Quinna z jednej strony, portier z drugiej.Wyprowadzili go przez wejœcie baga¿owe, bez obracanych drzwi, po trzechschodkach na chodnik.Tam dwóch kolegów prawdziwego d¿entelmena wyskoczy³o zsamochodu i pomog³o Quinnowi usadowiæ siê na tylnym siedzeniu.Biznesmen wpodziêkowaniu skin¹³ portierowi, który odchodzi³, by zaj¹æ siê nowymi goœæmi ilimuzyna odjecha³a.W tym czasie dwa samochody policyjne skrêca³y w Blandford Street, jad¹c wprostdo hotelu.Quinn opad³ na samochodowe siedzenie, wci¹¿ œwiadom, co siê dzieje,lecz cia³o mia³ bezwolne, a jêzyk przypomina³ mu rozgotowan¹ kluskê.Potemfalami ogarnê³a go czerñ, a¿ straci³ przytomnoœæ.ROZDZIA£ SIEDEMNASTYPo przebudzeniu Quinn znajdowa³ siê w sterylnie bia³ym pokoju, le¿a³ p³asko naplecach na sk³adanym ³Ã³¿ku.Nie wykonuj¹c ¿adnych ruchów, rozejrza³ siê.Solidnedrzwi, tak¿e bia³e, przyæmiona ¿arówka, zabezpieczona stalow¹ krat¹.Ktokolwiekurz¹dza³ to miejsce, nie chcia³, by jego mieszkaniec st³uk³ ¿arówkê i podci¹³sobie ¿y³y.Wspomnia³ og³adê angielskiego biznesmena, uk³ucie z ty³u w ³ydkê,utratê przytomnoœci.Szlag by trafi³ Angoli.W drzwiach znajdowa³ siê wizjer.S³ysza³, jak odsuwa siê klapka.Patrzy³o naniego czyjeœ oko.Nie by³o sensu udawaæ nieprzytomnego czy œpi¹cego.Zrzuci³przykrywaj¹cy go koc i postawi³ nogi na pod³odze.Dopiero wtedy zauwa¿y³, ¿e niema na sobie niczego z wyj¹tkiem slipów.Rozleg³ siê zgrzyt odmykanych dwóchzasuw i drzwi otworzy³y siê.Wszed³ niski, krêpy cz³owiek, krótko przystrzy¿ony,w bia³ej marynarce jak steward.Nic nie mówi³.Po prostu wszed³, nios¹c prostystó³ z jasnego drewna, który ustawi³ przy przeciwleg³ej œcianie.Zawróci³ izaraz pojawi³ siê znowu, z du¿¹ blaszan¹ misk¹ i paruj¹cym dzbankiem.Postawi³j¹ na stole.Potem znów wyszed³, lecz tylko na korytarz.Quinn rozwa¿a³, czy niepowinien faceta roz³o¿yæ i próbowaæ ucieczki.Zrezygnowa³ z pomys³u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]