[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— powiedzia³ Rick Terroni.— To znaczy,zaczynam czuæ siênieswojo, jakbym wam bardzo przeszkadza³.Z ³atwoœci¹ znajdê sobie inny k¹t doprzenocowania.— Czy twoi rodzice rzeczywiœcie mieszkaj¹ w Santa Barbara? —zapyta³aKathy.— Oczywiœcie.— Kiedy ostatnio pracowa³eœ? To znaczy — dla kina, dlatelewizji?—Kilka miesiêcy temu.Dublowa³em Keillera Pierce’a w „Nightmare II”.Mia³zlecieæ z balkonu.Popatrzy³ w dó³ z tego balkonu, z którego mia³ polecieæ i powiedzia³: — „Je-œliserio myœlicie, ¿eskoczê tam, to chyba trzymaj¹ siê was pierdolone ¿arty”.Wtedy re-¿yserodrzek³ mu: — „Keiller,to jest bardzo ³atwe”.I popchn¹³ go.Keiller spad³ z balko-nu i po³ama³ sobieobie nogi wkostkach, a zdjêcia trzeba by³o przerwaæ na siedem mie-siêcy, dopóki nienauczy³ siê chodziæ.Noi gdy przysz³o do tej balkonowej sceny, to ja skoczy³em.— I to by³y ostatnietwoje zdjêcia do tejpory?— Jestem na liœcie kandydatów do nowego serialu kryminalnego.246247Kathy potrz¹snê³a g³ow¹ i uœmiechnê³a siê do niego.— ChodŸ — powiedzia³a.— Danielpoda ci porcjê wspania³ych sma¿onych krewe-tek.Musisz wiedzieæ, ¿e Danieljest kimœ wrodzaju restauratora.Jest geniuszem, jeœli chodzi o gotowanie.— Gotowaniejest substytutemoralnego seksu, wiedzia³eœ o tym? — zapyta³ Daniel przewrotnie.— Myœla³em, ¿ejest odwrotnie— powiedzia³ Rick.— Myœla³em, ¿e to seks oralny jest substytutem gotowania.Weszli do domu.Rick z przewieszonym przez ramiona plecakiem.By³ to typowy dla Hollywood domekdowynajêcia, z salonem w hiszpañskim stylu, z g³adko wypolero-wanym parkietem,ma³¹ kuchenk¹i bia³awymi dywanami w sypialni, które zapewne by³y bia³e, kiedy by³y nowe.—Nie jest toBeverly Wilshire — stwierdzi³ Daniel.— Jak dla mnie, jest O.K.Z pewnoœci¹nie jest to te¿schronisko Y.M.C.A.— odpar³ Rick.— Daniel! — zawo³a³a Kathy.W jej g³osieby³o coœtakiego, ¿e Daniel znierucho-mia³.— Co jest?— Ktoœ tutaj by³.Drzwi do ogrodus¹ wy³amane.Pamiêtam, ¿e przekrêci³am klucz w zamku, gdy wychodziliœmy.Daniel poczu³nag³y dreszczalarmu, przebiegaj¹cy jego cia³o.Prêdko ruszy³ w kie-runku Kathy, cichootworzy³ drzwisypialni, obejrza³ j¹, póŸniej sprawdzi³ ³azienkê, otwieraj¹c drzwikopniakiem.Dom by³ pusty,nie by³o jednak cienia w¹tpliwoœci, ¿e ktoœ po nim buszowa³ tego popo³udnia.Rick ci¹gle sta³tam, gdzie go zostawili, w hallu, z plecakiem u nóg; wygl¹da³ na zaskoczonegoizdenerwowanego.— S³uchajcie, czy jesteœcie zupe³nie pewni, ¿e wam niezawadzam? Bo jeœlitak, to bez s³owa sobie pójdê.— Nie, w porz¹dku, zostañ — powiedzia³ Daniel.— Przynajmniejmam nadziejê, ¿e wszystko jest w porz¹dku.— Mo¿e tu byæ bomba w tym domu,prawda? —spyta³a Kathy.— Bomba? — wykrzykn¹³ Rick.— Jezusie, zaczynam ¿a³owaæ, ¿enie stojê sobiespo-kojnie na autostradzie Pacific Coast.— WeŸ sobie piwo i zamknij siê —warkn¹³ Daniel.—Jest w lodówce.Rick otworzy³ lodówkê i wyci¹gn¹³ paczkê szeœciu butelekCoors’a.— No,przynajm-niej wiemy, ¿e nie ma bomby w lodówce — powiedzia³a Kathy.Rickspojrza³ na ni¹ zprzera¿eniem.— A przypuszcza³aœ ¿e jest?Daniel wzruszy³ ramionami.246247W salonie, na stoliku przy sofie, znaleŸli list.Koperta by³a staranniezaadresowanacienkim zielonym mazakiem do D.Korvitza.— Daniel, mo¿e nie powinieneœ tegodotykaæ?Mo¿e s¹ tam jakieœ odciski palców? — ostrzeg³a Kathy.Daniel zignorowa³ j¹ irozerwa³ kopertê.W jej wnêtrzu znajdowa³a siê g³adka kartka papieru zape³niona tym samymstarannym pismem,którym ktoœ wykaligrafowa³ jego nazwisko na kopercie.Szybko przebieg³ j¹wzrokiem.„Drogipanie Korvitz.Jesteœmy obecnie w Los Angeles i mamy ze sob¹ pana córkê.Chcielibyœmyprzedyskutowaæ z panem kilka powa¿nych zagadnieñ, co wymaga osobi-stegospotkania.Jeœlizechce pan przybyæ do wielopiêtrowego parkingu na Santa Moni-ca Boulevard wWilcox, jutrorano o godzinie 9.15, zwrócimy pañsk¹ córkê, a pana za-bierzemy ze sob¹ naintensywnerozmowy”.Rêce Daniela dr¿a³y, gdy czyta³ list.Kiedy skoñczy³, wrêczy³ gobez s³owa Kathy.—Czy wiesz, co maj¹ na myœli, pisz¹c o „kilku powa¿nych zagadnieniach”? — zapy-ta³.Kathyod³o¿y³a list i po³o¿y³a mu rêkê na ramieniu.— Chc¹ ciê zabiæ, Danielu.Jestem tego pewna.Niepowinieneœ tam jechaæ.— A Susie?— Nie wiem.Nie wiem, co ci poradziæ.Mo¿enadszed³ czas,aby o wszystkim zawia-domiæ policjê?— Prawdopodobnie oni s¹ policj¹, jeœli to,co mówi³aœ oKubie zawiera choæ ziarn-ko prawdy.— Wiêc co zamierzasz robiæ? — naciska³aKathy.—Poddaæ siê jak krowa id¹ca na rzeŸ? Jaki sens ma uwolnienie Susie, je¿eli tyzginiesz? Kto bêdziesiê ni¹ opiekowa³?— Ona ma matkê.— Och, przestañ zgrywaæ teraz zasranegobohatera.Danielodebra³ ponownie list z jej r¹k.— To nie ma, do cholery, nic wspólnego zbohaterstwem, Kathy.To jest moja córecz-ka.Wychowujê j¹ dzieñ po dniu, od siedmiu lat.Ona masiedem lat i jedenBóg wie, jak¹ te bêkarty robi¹ jej teraz krzywdê.Pomyœl o tym, co zrobilitobie.A w koñcu —mo¿e jednak nie zamierzaj¹ mnie zabiæ? Mo¿e tylko przestraszyæ?— Daniel — Kathynieustêpowa³a.— Gdybyœ by³ jednym z nich, gdybyœ wiedzia³, ¿e odkryto wszystkiefakty zwi¹zanez pope³nionymi przez ciebie morderstwami, wszyst-kie motywy zbrodni, co byœ,do diab³a,zrobi³?— A jednak muszê tam pojechaæ — powiedzia³ Daniel.Jego strach iniepokój o Su-sie by³wszechogarniaj¹cy.Rozmawiaj¹c traci³ g³owê — krzycza³ na Kathy, jakby ta by³aczemukolwiekwinna.Na Boga, je¿eli tylko któryœ z tych brudnych skurwysynów tkn¹³ chocia¿jednym palcemSusie.Nie móg³ myœleæ o niczym innym tylko o twarzy Susie,248249nabrzmia³ej i zniekszta³conej od ci¹g³ych uderzeñ, o jej ciele,zgwa³conym przez œmier-dz¹cych mê¿czyzn.— Daniel! — zawo³a³a Kathy.Gdy odwróci³ siê do niej,powiedzia³a:—Daniel, musi byæ jakieœ inne wyjœcie.— Nie mogê wymyœleæ ¿adnego, a ty? Jakimamy wybór?Albo Susie umrze, albo nie.Jeœli nie, to bêdzie ju¿ moje zwyciêstwo.Có¿,Kathy, jestem o wieleod niej starszy.A przynajmniej mam tê odrobinê si³y i doœwiadczenia, aby siêbroniæ.A ona? Tozaled-wie siedmioletnie dziecko, które zna³o do tej pory tylko przyjaŸñ iuœmiech.— Daniel!—Nie odwiedziesz mnie od tego! Nie próbuj!Kathy zacisnê³a oczy pod wp³ywemnapiêcia izmêczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]