[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. — Powiedz mi, Dan — spytaÅ‚ Sneer, nim pożegnaÅ‚ lekarza — czy możliwe jest takie dziaÅ‚anie na ludzkie mięśnie, by zwielokrotniÅ‚y swÄ… siÅ‚Ä™? — MyÅ›lisz o treningu czy o Å›rodkach farmakologicznych? — Nie.Chodzi mi o bodźce fizyczne, stymulacjÄ™ bioelektrycznÄ… czy coÅ› w tym rodzaju. — Wiem, że na przykÅ‚ad w hipnozie czÅ‚owiek może przejawiać pewne cechy fizyczne, nie ujawniajÄ…ce siÄ™ w normalnym stanie organizmu.Stymulacja.Bo ja wiem? Może, w pewnym stopniu.WymagaÅ‚oby to chyba dość skomplikowanej aparatury, wÅ‚Ä…czonej w system nerwowy.Wiesz, organizm ludzki kryje w sobie tyle nieznanych możliwoÅ›ci.KiedyÅ› zajmowano siÄ™ takimi badaniami, ale ostatnio jakoÅ› nie sÅ‚yszy siÄ™ o nowych osiÄ…gniÄ™ciach w tej dziedzinie. Po wyjÅ›ciu od lekarza Sneer udaÅ‚ siÄ™ na DwunastÄ… PrzecznicÄ™, gdzie miaÅ‚ swój antykwariat digger Benny.W sklepiku byÅ‚o kilka osób.Benny wyglÄ…daÅ‚ na zdenerwowanego i Sneerowi wydaÅ‚o siÄ™, że daje dyskretne znaki.ZaczÄ…Å‚ wiÄ™c przeglÄ…dać półki z drobiazgami, spod oka obserwujÄ…c pozostaÅ‚ych klientów.Dwoje z nich — starsza kobieta i siwy mężczyzna, wyglÄ…dajÄ…cy co najmniej na dwojaków — interesowaÅ‚o siÄ™ grafikÄ…, rozwieszonÄ… na jednej ze Å›cian.Trzeci, mÅ‚ody czÅ‚owiek o tÄ™pawym wyrazie twarzy, skrupulatnie przeglÄ…daÅ‚ stare książki stojÄ…ce na regale w gÅ‚Ä™bi sklepu.Ze sposobu, w jaki jego ciężkie dÅ‚onie trzymaÅ‚y i otwieraÅ‚y tom po tomie, można byÅ‚o wnioskować, że nieczÄ™sto miewaÅ‚ w rÄ™ku tak niezwykÅ‚y przedmiot jak książka. To w jego wÅ‚aÅ›nie stronÄ™ biegÅ‚y niespokojne spojrzenia wÅ‚aÅ›ciciela antykwariatu, szczupÅ‚ego, ruchliwego staruszka o bladoniebieskich, Å›widrujÄ…cych oczach, krÄ™cÄ…cego siÄ™ niespokojnie wokół stoÅ‚u peÅ‚nego starych czasopism, ceramiki, antycznych zegarków i mnóstwa innych staroci. Sneer powoli zbliżyÅ‚ siÄ™ do stoÅ‚u, Benny rzuciÅ‚ mu krótkie, wymowne spojrzenie, a potem, obserwujÄ…c wciąż mężczyznÄ™ przy regale, odchyliÅ‚ nieco ku górze plik starych tygodników, ukazujÄ…c ukryte tam papiery.Sneer zbliżyÅ‚ siÄ™ powoli, a Benny podszedÅ‚ do półek z książkami, zapewne dla odwrócenia uwagi stojÄ…cego przy nich klienta. WertujÄ…c tygodniki, Sneer wygarnÄ…Å‚ spod nich kilka cienkich broszurek, powolnym ruchem wsunÄ…Å‚ je za bluzÄ™ i leniwie skierowaÅ‚ siÄ™ ku wyjÅ›ciu.Manipulacje te nie uszÅ‚y widocznie uwagi faceta szperajÄ…cego w książkach. — Panie! — usÅ‚yszaÅ‚ Sneer za sobÄ…, gdy kÅ‚adÅ‚ dÅ‚oÅ„ na gaÅ‚ce drzwi.— ChwileczkÄ™! ZatrzymaÅ‚ siÄ™ i odwróciÅ‚ twarzÄ… do tamtego, stojÄ…cego teraz na Å›rodku sklepu.Benny, tuż za jego ramieniem, miaÅ‚ dość przerażonÄ… minÄ™ i bezradnie opuszczone rÄ™ce.Pozostali klienci, rzuciwszy bystre spojrzenia za siebie, powrócili do oglÄ…dania obrazków na Å›cianie udajÄ…c, że niczego nie zauważajÄ…. — ProszÄ™ mi to pokazać! — zażądaÅ‚ mÅ‚ody czÅ‚owiek, robiÄ…c dwa kroki w stronÄ™ Sneera. — Co? — Papiery, które pan schowaÅ‚. WyciÄ…gniÄ™ta rÄ™ka ledwo zdążyÅ‚a chwycić klapÄ™ bluzy Sneera, który objÄ…Å‚ jÄ… dÅ‚oniÄ… w nadgarstku i Å›cisnÄ…Å‚.Nie puszczaÅ‚, dopóki nie usÅ‚yszaÅ‚ chrzÄ™stu pÄ™kajÄ…cej koÅ›ci promieniowej.ZobaczyÅ‚ przed sobÄ… twarz wykrzywionÄ… bólem.RozwarÅ‚ dÅ‚oÅ„, rÄ™ka przeciwnika opadÅ‚a bezwÅ‚adnie, a Sneer odwróciÅ‚ siÄ™ ku drzwiom i niezbyt szybko oddaliÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ zejÅ›cia do kolei podziemnej.Po chwili dogoniÅ‚ go skrzekliwy gÅ‚os Benny'ego, wykrzykujÄ…cy coÅ› na temat Å‚obuzów atakujÄ…cych spokojnych klientów.Sneer uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do siebie, przyspieszyÅ‚ kroku i zniknÄ…Å‚ w podziemnym przejÅ›ciu. W hotelu obejrzaÅ‚ broszury.ByÅ‚o to kilka egzemplarzy tego samego tekstu, zatytuÅ‚owanego „BrakujÄ…cy rozdziaÅ‚", odbitego prymitywnÄ… metodÄ… na trwaÅ‚ym papierze.JednÄ… schowaÅ‚ do kieszeni, a pozostaÅ‚e ukryÅ‚ w tapczanie.WiedziaÅ‚, że trzeba odÅ‚ożyć na później kolejnÄ… wizytÄ™ u Benny'ego.ZÅ‚amanie rÄ™ki funkcjonariuszowi administracji, którym niewÄ…tpliwie byÅ‚ mÅ‚ody „bibliofil", musiaÅ‚o pociÄ…gnąć za sobÄ… Å›ledztwo i inwigilacjÄ™ wÅ‚aÅ›ciciela antykwariatu, i tak już podejrzanego o przechowywanie nielegalnych druków. WyjrzaÅ‚ przez okno.ByÅ‚o wczesne popoÅ‚udnie.Argoland zaczynaÅ‚ wylÄ™gać na ulice, tÅ‚umy kolorowych mrówek dreptaÅ‚y po chodnikach, zapeÅ‚niaÅ‚y siÄ™ sklepy i lokale rozrywkowe. Z wysokoÅ›ci siedemnastego piÄ™tra patrzyÅ‚ na ten beztroski i szczęśliwy Å›wiat popoÅ‚udniowo-wieczornego miasta, przypominajÄ…cy jakiÅ› festyn czy lunapark, gdzie wszyscy, pod koniec każdego dnia, zapominajÄ… o codziennych kÅ‚opotach i bawiÄ… siÄ™ jak dzieci. CzuÅ‚ siÄ™ wÅ‚aÅ›nie jak dziecko, które ktoÅ› wywleka za rÄ™kÄ™ ze Å›wiata barwnych karuzeli, wspaniaÅ‚ych zabaw, niezwykÅ‚ych atrakcji.MiaÅ‚ wrażenie, że wkrótce opuÅ›ci ten Å›wiat na zawsze, bo jeÅ›li nawet wróci tu kiedykolwiek, nie bÄ™dzie już w stanie caÅ‚kowicie poddać siÄ™ jego umownoÅ›ci. A jednak — myÅ›laÅ‚, wpatrzony w gÄ™stniejÄ…ce potoki przechodniów — mimo caÅ‚ej umownoÅ›ci, ten wÅ‚aÅ›nie Å›wiat jest najprawdziwszy, realny; w nim przecież żyjÄ… miliony skÅ‚adajÄ…ce siÄ™ na ludzkość.JeÅ›li nawet istniejÄ… inne miejsca, ekskluzywne enklawy rozumu, to czymże sÄ… wobec tych tÅ‚ocznych lunaparków, gdzie toczy siÄ™ prawdziwe życie caÅ‚ej prawie ludzkoÅ›ci? CzÅ‚owiek dorosÅ‚y, wracajÄ…cy do krainy dzieciÅ„stwa, nie potrafi już bawić siÄ™ beztrosko zabawkami, które niegdyÅ› byÅ‚y tak wspaniaÅ‚e.Nie umie już nie dostrzegać, że piÄ™kne ongiÅ› paÅ‚ace zbudowane sÄ… z kiepsko pomalowanej dykty, a ze starej lalki sypiÄ… siÄ™ trociny. Sneer zdawaÅ‚ sobie z tego sprawÄ™ i byÅ‚o mu smutno, gdy siÄ™gaÅ‚ do kieszeni po wizytówkÄ™ i kÅ‚adÅ‚ palce na klawiaturze telefonu. Dlaczego siÄ™ zgadzam? Co mnie do tego zmusza? — zastanawiaÅ‚ siÄ™, i w tej samej chwili wzrok jego padÅ‚ na miedzianÄ… bransoletÄ™. W jego podÅ›wiadomoÅ›ci bÅ‚ysnęła na uÅ‚amek sekundy nieuchwytna sekwencja skojarzeÅ„, której nie umiaÅ‚by Å›wiadomie, krok po kroku odtworzyć, lecz po chwili znaÅ‚ już odpowiedź: Ona tego chciaÅ‚a.Spodziewa siÄ™ tego po mnie.Tego, i czegoÅ› jeszcze, niewiadomego, czego dowiem siÄ™ we wÅ‚aÅ›ciwym czasie. Szybkimi ruchami palców wybraÅ‚ numer wydrukowany na wizytówce.* Dyżur, rozpoczynajÄ…cy siÄ™ o trzeciej po poÅ‚udniu, byÅ‚ stosunkowo najmniej nieprzyjemny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]