[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Coœ zaszczypa³o go w oczy.- Leæ szybko, strzela³em gazem!Podszed³ do nich, ju¿ z opuszczon¹ broni¹.No tak, przecie¿ to nie pisarz strzela³ do Szedczenki.- Hajretdinow?- Zamkn¹³ siê w gabinecie.- Gdzie tamten!- Uciek³.przed chwil¹.Nawet automat upuœci³! - Pisarz zachichota³ nerwowo.- Apteczkê przynieœ!Siemion przypomnia³ sobie pomiête krzaki.Chyba ga³êzie jeszcze dr¿a³y, gdy wbiega³ do domu.- Apteczkê! On siê wykrwawia!Niekoñcz¹cy siê moment, gdy Siemion próbowa³ dokonaæ wyboru.Szedczenko, na którego przestrzelonej piersi pulsowa³y pêcherzyki krwi, i wróg Wezyra, ju¿ pozbawiony broni, pó³œlepy, uciekaj¹cy.- Szybciej, draniu! - Wrzasn¹³ Jaros³aw.W jego g³osie te¿ coœ by³o.si³a, inna ni¿ u Wezyra, ale jednak si³a, przyt³aczaj¹ca, zmuszaj¹ca do dokonania wyboru.Siemion rzuci³ siê do pokoju ochrony.Ale najpierw zamkn¹³ drzwi wejœciowe.To by³o takie proste, zatrzasn¹æ ciê¿k¹ zasuwê.zatrzymaæ wroga na sekundê.gdyby zrobi³ to wychodz¹c, zd¹¿y³by dogoniæ killera.Strzeliæ mu w plecy, podziurawiæ kulami.Niepotrzebnie siê tak spieszyli.Wieczór by³ granic¹.Kiry³ wiedzia³ to bardzo dok³adnie.Tak siê uk³ada³o, ¿e wczeœniej zawsze ktoœ by³ obok niego.Wiesnin, Arkadij Lwowicz, ¯arow.Oczywiœcie, nie wszyscy byli prawdziwymi przyjació³mi.¯arow na przyk³ad okaza³ siê zdrajc¹.A jednak obok by³ ktoœ doros³y i silny.Gotów jeœli nie pomóc, to choæby odbiæ cios.Mo¿na by³o zapomnieæ o wszystkim, poczuæ siê dzieckiem.Teraz trzeba byæ doros³ym.I to na zawsze.Kiry³ zerkn¹³ na Wizytora.Chyba drzema³.Jechali metrem do stacji Domodiedowska.Tak postanowi³ Wiz i Kiry³ nie domaga³ siê wyjaœnieñ.Wiz wie lepiej, on pamiêta to, o czym Kiry³ zapomnia³.Teraz tak bêdzie zawsze.Bêd¹ decydowaæ za niego.3Sk³adanie zeznañ nie by³o ³atwe.Przykra sprawa nawet dla absolutnie niewinnego cz³owieka.Jaros³aw ¯arow nigdy nie uwa¿a³ siê za wzór uczciwoœci.Opowiada³ o swojej podró¿y s³u¿bowej do Moskwy, o spotkaniu ze starym mi³oœnikiem swoich ksi¹¿ek - politykiem Raszidem Hajretdinowem.Jak siê u niego zatrzyma³ poza Moskw¹ i z tego powodu nie dokona³ rejestracji, obowi¹zkowej dla mieszkañca innego miasta - obywatela drugiej kategorii.O tym, jak zaczê³a siê strzelanina, jak zosta³ ranny Szedczenko, jak zd¹¿y³ zobaczyæ nadbiegaj¹cego zabójcê.O tym, jak Wezyr podszed³ do niego, gdy ju¿ zak³ada³ opaskê na pierœ Szedczenki, jak pokrêci³ g³ow¹, pochyli³ siê nad nim i popatrzy³ pytaj¹co - nie opowiada³.Po co? To by³ tylko moment, krótki i wa¿ny jedynie dla Wys³anników.„Nagroda za wiernoœæ?” - zapyta³ wtedy ¯arow i twarz Wezyra drgnê³a.Szedczenko straci³ wartoœæ.Sta³ siê nawet niebezpieczny - w gor¹czce cz³owiek mo¿e nagadaæ wiele rzeczy.Ale Hajretdinow nie oœmieli³ siê dobiæ pu³kownika przy nim, przy prototypie Twórczoœci, s³abym cz³owieku.Ostatnim pomocniku W³adzy.Jaros³aw siedzia³ w pustym pokoju - chyba przedtem mieszka³ tu Szedczenko.£adny pokój, przytulny, spodoba³ mu siê.Dom by³ pe³en obcych ludzi.Œledczy, oficerowie operacyjni, specnaz w maskach na twarzach.Wezyr siedzia³ w swoim gabinecie z jakimœ bardzo wa¿nym cz³owiekiem, chyba genera³em MWD*.Wracaj¹c z ostatniego przes³uchania - a mo¿e to siê jednak nazywa sk³adanie zeznañ? - ¯arow us³ysza³ g³osy zza drzwi.Niezadowolony g³os genera³a: „Piêcioro zabitych, Raszid! Czterech pañskich ochroniarzy i dziewczyna-cywil! Jeden na reanimacji z zawa³em! Co siê tu, kurwa, dzieje?!” I st³umiony, serdeczny g³os Wezyra: „To wam powierzono zagwarantowanie bezpieczeñstwa deputowanym Dumy.”Oho, ho, generale.jeszcze nie wiesz, w co wdepn¹³eœ.Jeszcze os³ania ciê wysokoœæ twojego stanowiska, wiara w siebie, silnego i nietykalnego stró¿a porz¹dku i prawa w pañstwie rosyjskim.Poczekaj chwilê.Pogadaj z tym, który jest W³adz¹.Jaros³aw próbowa³ zasn¹æ.Nawet siê rozebra³, po³o¿y³ do ³Ã³¿ka i wy³apa³ w starodawnym radiu jak¹œ ³agodn¹ bluesow¹ muzykê.Daremny trud.Teraz pomog³aby mu usn¹æ jedynie butelka wódki albo garœæ œrodków nasennych.Nie mia³ ani jednego, ani drugiego.Nie czu³ nic prócz strachu, ¿e rozlegnie siê stukanie do drzwi i ludzie w maskach zatrzasn¹ na jego nadgarstkach kajdanki, no i idiotycznej, bezsensownej litoœci.Dla Szedczenki, który le¿y teraz na stole operacyjnym, nagi i nieruchomy, z otwart¹ klatk¹ piersiow¹ i wprowadzon¹ w krtañ rur¹ aparatu anestezjologicznego.Dla ch³opców, snuj¹cych siê noc¹ po ulicach Moskwy.Nawet nad sob¹ siê litowa³.Nigdy nie podejrzewa³, ¿e to mo¿liwe.Doczeka³eœ siê, literacie.Twoje fantazje sta³y siê rzeczywistoœci¹ i uderzy³y nieub³aganie.Przyjmij swój Cud.Poczuj to, o czym przekonywa³eœ innych.¯ycie to nie gra.Wsta³, gdy wskazówki zegara dowlok³y siê do dwunastej.Naci¹gn¹³ d¿insy, w³o¿y³ sweter na go³e cia³o.W radiu zaczêli puszczaæ kawa³ki w wykonaniu rosyjskich zespo³Ã³w, skrzywi³ siê, poznaj¹c znajome melodie.Na koñcu korytarza sta³ ch³opak z automatem.Spojrza³ na niego - pod mask¹ pozbawiona emocji twarz, jak u Robocopa.Odwróci³ siê.¯arow wymin¹³ go, staraj¹c siê utrzymaæ twardy krok.Jakby przechodzi³ obok z³ego psa, trzymanego na cienkiej smyczy.- Przepraszam.Jaros³aw odwróci³ siê.- Nie ma pan papierosa? - zapyta³ pó³g³osem ch³opak.- Chwileczkê.Wróci³ do pokoju, znalaz³ paczkê, przy³apuj¹c siê na tym, ¿e robi wszystko zbyt pospiesznie.Wyszed³, poda³ specnazowcowi papierosa.- Dziêkujê - ch³opak zsun¹³ maskê, przypali³ podan¹ zapalniczk¹.- Cholera, zerwali mnie na alarm, wyskoczy³em z pust¹ paczk¹.- Niech mi pan powie, co z nami bêdzie? - zapyta³ ¯arow.Chyba niepotrzebnie, ch³opak od razu spowa¿nia³.- Zwierzchnictwo zadecyduje.Bêd¹ was przes³uchiwaæ.Dok¹d pan idzie?- Wysikaæ siê! - powiedzia³ ze z³oœci¹ Jaros³aw.- Muszê mieæ przepustkê?Ch³opak siê chyba zmitygowa³.- Na mieœcie taki kociokwik.- mrukn¹³ pojednawczo.- Normalny terror.Nigdy czegoœ takiego nie by³o.Wszystkich postawili na nogi.- Rozumiem.To co, mogê przejœæ?- Proszê.¯arow pobieg³ do ³azienki, czystej, lœni¹cej.Wysika³ siê, wyszed³.Trzy korytarze w trzy strony domu.Wszêdzie ludzie z broni¹.W miejscu, gdzie le¿a³ Szedczenko, narysowany kred¹ kontur.Wujowizna, Wezyr.Wolnoœæ dzia³añ zosta³a utracona.Ale czy ta wolnoœæ by³a ci potrzebna?Poszed³ w kierunku gabinetu.Dy¿urowa³ tam jeszcze jeden ochroniarz, najwyraŸniej starszy od niedawnego rozmówcy, ze z³ym b³yskiem w oczach.Jaros³aw szarpn¹³ drzwi gabinetu i ochroniarz warkn¹³:- Nie wolno!Ale drzwi ju¿ siê otworzy³y.¯arow zobaczy³ w fotelu przy kominku genera³a, przenosz¹cego powoli szklany wzrok z Wezyra na niego.Wys³annik W³adzy przechadzaj¹c siê po pokoju mówi³:- Zadania nie wykonali.Zamachowców wypuœcili.Na konstruktywne propozycje nie zareagowali.Jak to nazwaæ?Zerkn¹³ na ¯arowa, którego ochroniarz chwyci³ za ramiê, by go zatrzymaæ.- Generale, dlaczego nie chc¹ tu wpuœciæ naszego przyjaciela?- Co jest? - genera³ skoczy³ jak ra¿ony pr¹dem.- Towarzyszu generale, melduje siê sier¿ant Samojlenko - stalowy uœcisk na ramieniu zel¿a³.- Próbowa³ wejœæ.- Do diab³a, sier¿ancie! - warkn¹³ genera³.- Dlaczego zatrzymujecie naszego przyjaciela?Jaros³aw z trudem powstrzyma³ nerwowy œmiech.Za jego plecami ochroniarz powoli traci³ rozum.- Zgodnie z regulaminem.- Wpuœciæ! Dziesiêæ dni paki! Zameldowaæ dowódcy!- Tak jest.- powiedzia³ ochroniarz g³osem ob³¹kanego.¯arow wszed³, rzuci³ sier¿antowi wspó³czuj¹ce spojrzenie.Ten chyba ¿a³owa³, ¿e go nie zastrzeli³.- Wszystko w porz¹dku, Raszidzie Gulamowiczu? - zapyta³ genera³.- Tak.Ju¿ lepiej.- Wezyr skin¹³ na Jaros³awa.- Siadaj.Ja i towarzysz genera³ omawiamy tu w³aœnie.co?- Jak zniszczyæ terrorystów! - genera³ znowu siê zerwa³.- Grupa jest niedu¿a, ale bardzo niebezpieczna - ci¹gn¹³ Wezyr nieco ³agodniej.- Najemny zabójca.Jego kochanka.Prawdopodobnie maj¹ zak³adników, których gotowi s¹ zabiæ w ka¿dej chwili.Dwoje dzieci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]