[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Motor parskn¹³ raz i drugi, zawy³.i umilk³.Na jeziorze nasta³a cisza, jedynie fale wywo³ane przez œlizgacz marszczy³y powierzchniê wody ze strug¹ ksiê¿ycowego œwiat³a, która lekko drgaj¹c, przypomina³a jasn¹ smugê w sierœci jakiegoœ wielkiego, czarnego potwora.— Ch³opaki.Wracamy! — us³ysza³em rozkazuj¹ce wo³anie Lisiej Skórki.— On uwi¹z³! Nie ucieknie nam.Teraz go dostaniemy.Pos³usznie zawrócili, kieruj¹c siê do uwiêzionego w trzcinach œlizgacza.Zrozumieli, ¿e Nemo przesta³ byæ groŸny, ¿e nie poradzi sobie z czterema przeciwnikami.— Biegnê po wehiku³! — krzykn¹³em do Franka.Lecz Czarny Franek jakby mnie nie s³ysza³.Bez s³owa zrzuci³ z siebie ubranie i skoczy³ do wody.Przez sekundê przemknê³a mi myœl, ¿e mo¿e œpieszy na pomoc swoim dawnym kompanom.Nie by³o jednak czasu na w¹tpliwoœci.Co tchu popêdzi³em po wehiku³.A gdy zjecha³em nim nad jezioro, oczom moim ukaza³ siê taki widok.W strudze ksiê¿ycowego œwiat³a widzia³em wyraŸnie g³owy ch³opaków z bandy, którzy byli ju¿ bardzo blisko œlizgacza.O trzy metry od Nemo znajdowa³ siê równie¿ Czarny Franek, p³yn¹cy szybko kraulem.A Kapitan Nemo choæ zapewne dobrze zdawa³ sobie sprawê z gro¿¹cego mu niebezpieczeñstwa i móg³ ratowaæ siê ucieczk¹ wp³aw do brzegu przecie¿ nie ucieka³.Sta³ wyprostowany na œlizgaczu, w potokach ksiê¿ycowego œwiat³a, jakby oczekuj¹c, a¿ ch³opaki z bandy podp³yn¹ jeszcze bli¿ej.A potem zrzuci³ p³aszcz z kapturem i chwyci³ w rêce spinning.Kapitan Nemo bez czarnego p³aszcza i kaptura.Kapitan Nemo z odkryt¹ twarz¹!Na œlizgaczu sta³a drobna, szczup³a dziewczyna z d³ugim warkoczem.Marta.Na krótki moment ch³opaki z bandy znieruchomieli, przesta³ tak¿e p³yn¹æ Czarny Franek.Jakby ich sparali¿owa³a œwiadomoœæ, kim jest Nemo.— Tak, to ja jestem Kapitanem Nemo! — zawo³a³a Marta.— To przede mn¹ tyle razy uciekaliœcie w najwiêkszym strachu.To ja was tyle razy pokona³am.I teraz te¿ siê was nie bojê.Zbli¿cie siê tylko, a mój spinning pójdzie w ruch.Pomyœla³em: „Nemo jak zwykle kocha efekty”.Ale tym razem „go” rozumia³em.Kiedy zobaczy³, ¿e bêdzie musia³ ulec przewa¿aj¹cej sile, wola³ sam pokazaæ, kim jest, ni¿ pozwoliæ, aby z niego zdzierano p³aszcz i kaptur.To by³oby zbyt upokarzaj¹ce.Czarny Franek krzykn¹³:— Nie bój siê ich.Ja ci pomogê.Kilkoma wyrzutami r¹k zbli¿y³ siê do œlizgacza.Po sekundzie ju¿ przelaz³ przez burtê i stan¹³ obok dziewczyny.Zapali³em œwiat³a reflektorów, przycisn¹³em klakson i zjecha³em do wody, kieruj¹c siê w stronê œlizgacza i ³Ã³dki.— Milicja! — wrzasn¹³ ktoœ z bandy.Zapewne wziêli mój wehiku³ za milicyjn¹ motorówkê.I w najwiêkszym pop³ochu, nawo³uj¹c siê wzajemnie, zawrócili do brzegu, gdzie oczekiwa³a ich reszta bandy.— Dziêkujê ci, Franek — powiedzia³a Marta do ch³opaka.— A teraz mo¿e bêdziesz ³askaw oddaæ mi pierœcionek.Czarny Franek rozeœmia³ siê:— No pewnie, ¿e ci go zaraz oddam.Ale mam go w ubraniu na brzegu.Najpierw uwolniê œrubê z trzcin.I wskoczy³ do wody.Zatrzyma³em wehiku³ tu¿ przy burcie blaszanej ³Ã³dki.Dziewczyna narzuci³a na siebie swój p³aszcz z kapturem.— Sk¹d siê tutaj wziêliœcie? — zapyta³a mnie.— Napotkaliœmy wczoraj ten ¿ak i pomyœleliœmy, ¿e banda spróbuje wybraæ z niego ryby.— To ¿ak mojego ojca — wyjaœni³a.— Ojciec ba³ siê, ¿e i jemu go zniszcz¹ jak rybakowi Plicie.Chcia³ czuwaæ przy ¿aku ca³¹ noc, ale potem by³by zmêczony i w dzieñ nie móg³by pracowaæ.Wiêc ja podjê³am siê pilnowaæ.— Jesteœ córk¹ rybaka? — zainteresowa³ siê Czarny Franek.Dalszego ci¹gu ich rozmowy nie s³ysza³em, bo odp³yn¹³em wehiku³em w stronê drugiego brzegu.Chcia³em zobaczyæ, co robi banda.Ale choæ p³yn¹³em wolno wzd³u¿ pasa trzcin, oœwietlaj¹c l¹d reflektorami, to nikogo nie zauwa¿y³em.Banda czmychnê³a chyba do swego tajnego obozu.Zawróci³em.Œlizgacz mia³ ju¿ œrubê woln¹ od trzcin, silnik zapali³ bez ¿adnego trudu, ale Marta nie zamierza³a jeszcze wracaæ do domu.— Banda chyba nie ma nic do jedzenia — powiedzia³a.— Gdy nas nie bêdzie, mo¿e znowu zechc¹ dostaæ siê do ¿aka? Zaczekajmy tu do œwitu.Podci¹gnêliœmy œlizgacz i ³Ã³dkê bli¿ej l¹du.Wyjecha³em wehiku³em na brzeg.Usiedliœmy na trawie pod drzewami.Ksiê¿yc ju¿ znika³ za horyzontem, zrobi³o siê bardzo ciemno, jak to zazwyczaj bywa na krótko przed œwitem.— I có¿, Kapitanie? — zwróci³em siê do Marty.— Czy po tej lekcji zamierzasz dalej prowadziæ samotn¹ walkê z band¹? A mo¿e jednak warto siê zastanowiæ, czy nie dzia³aæ w wiêkszej gromadzie, z przyjació³mi?— Muszê wypêdziæ st¹d tê bandê.Na zawsze.Inaczej nigdy tu nie bêdzie spokoju — upiera³a siê Marta.A potem szturchnê³a w bok Czarnego Franka.— No, oddaj mi pierœcionek.Ch³opak wrêczy³ jej go bardzo niechêtnie.— Szkoda, ¿e mi go zabierasz — rzek³.— To by³aby fajna pami¹tka po pewnej niezwyk³ej dziewczynie.Wzruszy³a ramionami.— Wcale nie jestem niezwyk³a.— A twój œlizgacz? To rzucanie spinningiem? To przezwisko Kapitan Nemo? — mówi³ z zachwytem Czarny Franek.Lekcewa¿¹co machnê³a rêk¹.— Powiadam ci, ¿e nie ma w tym nic niezwyk³ego.Mój ojciec jest rybakiem, urodzi³am siê nad tym jeziorem, nauczy³am siê ³owiæ ryby i rzucaæ spinningiem.Ojciec powiedzia³, ¿e jeœli po skoñczeniu szko³y zdam egzamin i bêdê studiowaæ ichtiologiê, wujo zrobi mi œlizgacz, a ojciec wyremontowa³ du¿y motor, który okazyjnie kupi³ w Olsztynie.A trzeba ci wiedzieæ, ¿e mój wujo jest szkutnikiem w Ostródzie, a ojciec ma kilka ³odzi z ró¿nymi motorami.Zda³am na studia, a gdy ukoñczê ichtiologiê, bêdê rybakiem jak mój ojciec, tylko ¿e wykszta³conym, prowadz¹cym gospodarkê rybn¹ na jeziorze.A co do mojego przezwiska, to po prostu moj¹ najulubieñsz¹ ksi¹¿k¹ by³o 20.000 mil podmorskiej ¿eglugi Verne'a.W domu ci¹gle mówi³am o kapitanie Nemo, a¿ ojciec przezwa³ mnie Kapitanem Nemo.Wykorzysta³am to do walki z band¹.Bo przecie¿ zwyk³ej Marty nikt by siê nie ba³.A z tajemniczym Kapitanem Nemo to zupe³nie inna sprawa.Nagle doda³a tym samym tonem:— Uwaga! Ktoœ jest w krzakach i nas obserwuje.ROZDZIA£ SIEDEMNASTY [top]JAK SCHWYTA£EM PODS£UCHUJ¥CEGO • NA CZYM POLEGA£Y „NIETAKTY TOWARZYSKIE” • DOBRANA KOMPANIA DZIWNYCH POSTACI • KTO JEST WROGIEM ŒLIZGACZY? • CZYM ZAIMPONOWAÆ MARCIE • MARZENIA • CZY MO¯NA £OWIÆ RYBY „NA PUPÊ” • BUNT PANA KAZIAMarta mia³a jakiœ szósty zmys³.D³ugoletnie wspó³¿ycie z jeziorem i lasem uczyni³o j¹ wra¿liw¹ na ka¿dy niemal szelest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]