[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam nadziejê, ¿e nie si¹dzie - powiedzia³, posy³aj¹c sprê¿ynie ca³usa.- Chyba ¿e ten Claymore ma g³owicê wodorow¹, ale wtedy i tak najpierw wyparujemy - odpar³ Filipek z szelmowskim uœmiechem, niemniej, przed naciœniêciem wyzwalacza, prze¿egna³ siê.Sprê¿yna wytrzyma³a, nie drgnê³a nawet, choæ py³ obsypa³ ich rzêsistym deszczem.Zawada, pluj¹c szarym proszkiem i przecieraj¹c okular maski, wygramoli³ siê pierwszy.Chcia³ podbiec do otworu, lecz komandos poci¹gn¹³ go z powrotem.- Co robicie - jêkn¹³ major, t³uk¹c siê boleœnie w kolano, gdy druga eksplozja rozdar³a powietrze, a za ni¹ kolejna i jeszcze jedna.- Kurwa - szepn¹³, wystawiaj¹c g³owê ponad krawêdŸ betonowej os³ony.- Pomyliliœmy siê.To jakiœ magazyn amunicji.- Raczej odpowiedŸ naszych przyjació³ - mrukn¹³ Filipek po kolejnej eksplozji.- Chyba przebiliœmy siê do wnêtrza kompleksu.NajwyraŸniej ktoœ rzuca granatami.Pos³uchajcie.Zamilkli.Cisza nie trwa³a d³ugo, metaliczny klekot poprzedzi³ kolejne dwie eksplozje.- Ale jaja.- Adamczyk zaœmia³ siê, ale zaraz zrzed³a mu mina.- Jeœli otwór jest wystarczaj¹co du¿y.- Dok³adnie, mog¹ tu zejœæ.- Musimy siê rozdzieliæ - uzna³ Adam.- Rozstawimy siê po trzech stronach i likwidujemy tych, którzy pojawi¹ siê w otworze.Strzelamy kolejno, Adamczyk pierwszy, Filipek drugi, ja trzeci.- Zanim zejd¹, puszcz¹ tu kilka hukowych.- To mamy przetrenowane.- Panowie - Adamczyk przerwa³ rozmowê.- Nie wiem czy zwróciliœcie uwagê, ale przestali pukaæ.Rzeczywiœcie, zapad³a cisza.Kurz i dym powoli opada³y.Otwór w betonowej pow³oce bunkra rzeczywiœcie siêga³ wnêtrza centrum dowodzenia.Adam musia³ zdj¹æ noktowizor, ¿eby nie oœlepn¹æ.Widocznie zapasowe generatory w centrum nadal pracowa³y.Poznaniacy byli naprawdê ostro¿nymi ludŸmi.Chcia³ coœ powiedzieæ, ale komandos da³ mu znak, by szepta³.- A mo¿e by tak podczo³gaæ siê tam i wrzuciæ im na zgodê parê cukiereczków? - zaproponowa³ œciszonym g³osem Adamczyk.- Nie radzê.- Adam spojrza³ raz jeszcze w kierunku otworu.- Na pewno czaj¹ siê wokó³ dziury i tylko czekaj¹.- Mam jeszcze jednego Claymore’a.- Filipek wzi¹³ do rêki minê.- Mogê go przyczepiæ do betonu tu¿ obok otworu, nie wchodz¹c w pole widzenia.Jeœli zrobiê to doœæ cicho, nawet siê nie zorientuj¹, a potem sprowokujemy ich do otwarcia ognia i odpalimy ³adunek.Komandos wyjrza³ zza zas³ony i przez d³u¿szy moment lustrowa³ teren.- Na prawo od dziury jest niewielki wystêp ska³y, doskona³e miejsce na kryjówkê przed ewentualnym granatem.Od³amkiem nie dostanê, co najwy¿ej og³uchnê.- A rykoszety? - Adam nie bardzo wierzy³ w powodzenie tego planu.- Od³amki wejd¹ w beton jak w mas³o.- Adamczyk lekcewa¿¹co machn¹³ rêk¹.- Raczej nie ma siê czym przejmowaæ.- To idê.- Filipek wysun¹³ siê z kryjówki ciszej ni¿ w¹¿ wype³zaj¹cy z nory.Adam ze zdziwieniem spostrzeg³, ¿e ciê¿ar spoczywaj¹cy na jego nogach jest automatem komandosa.Spojrza³ zdziwiony na Adamczyka, a ten uspokajaj¹co skin¹³ g³ow¹.- Tam nie bêdzie mu potrzebny, a my w razie czego mo¿emy go os³aniaæ.Adam skin¹³ g³ow¹ i podniós³ pistolet.Sprawdzi³ bezpiecznik i prze³o¿y³ pas przez ramiê.- Dok¹d to? - zapyta³ komandos, widz¹c jego przygotowania.- Mieliœmy siê rozdzieliæ.- Pan tu zostanie, pu³kowniku, ja pójdê.- Ale.- Nie ma o czym dyskutowaæ.Mam w tym wiêksz¹ wprawê.Jeœli coœ us³ysz¹, zadbaj¹ na pewno o rozrywkê, a nie chcia³by pan pewnie zeskrobywaæ naszego uroczego przyjaciela z munduru.Poza tym to on ma nasze fajki.Zawada musia³ przyznaæ mu racjê.Klepn¹³ Adamczyka w plecy, po czym u³o¿y³ siê wygodniej i obserwowa³ okolice otworu.Py³ jeszcze ca³kiem nie opad³, wiêc niewiele widzia³.Spogl¹da³ co chwilê na zegarek, ale czas jakby zwolni³.Móg³by przysi¹c, ¿e sekundnik zatrzymuje siê, gdy na niego nikt nie patrzy.Wreszcie dostrzeg³ pojedyncze b³yœniecie latarki skierowane wprost na jego stanowisko.Znak niewidoczny z góry.Siêgn¹³ do swojej latarki i mign¹³ raz w stronê Adamczyka.W ka¿dym razie obra³ najbardziej prawdopodobny kierunek, jaki móg³by wybraæ komandos.Okaza³o siê, ¿e pomy³ka wynosi³a tylko kilka stopni.OdpowiedŸ nadesz³a natychmiast.Trzy krótkie b³yski.Adam skuli³ siê za os³on¹, gdy us³ysza³ grzechot rzuconego kamienia.To by³a podpucha, o której mówili komandosi.W kompletnej ciszy us³yszeli jakiœ g³os i znajomy ju¿ metalowy klekot.Tym razem wybuch nast¹pi³ znacznie szybciej.Filipek odpali³ Claymore’a, gdy us³ysza³ pierwszy tocz¹cy siê granat.W kilka sekund po pierwszej eksplozji rozleg³y siê nastêpne, ale ju¿ nie po tej stronie œciany bunkra.Wybuch miny zaskoczy³ kilku nastêpnych obroñców centrum z odbezpieczonymi granatami.Jeœli nie zginêli od pierwszej eksplozji, ich w³asna broñ dokoñczy³a dzie³a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]