[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.By³ chodz¹cym zaprzeczeniem teorii Paula Prudhomme'a, ¿e ka¿dy kucharz wa¿¹cymniej ni¿ sto piêædziesi¹t kilogramów jest do niczego.- Louis, to jest niezrównane - odpar³ Lloyd.Louis skromnie potrz¹sn¹³ g³ow¹.- Mo¿e nie a¿ niezrównane, monsieur.Ale dok³adnie takie jak byæ powinno.Gdy ju¿ poszed³ z powrotem do kuchni, Lloyd potrz¹sn¹³ g³ow¹ i uœmiechn¹³ siê.- Czy pani to s³ysza³a? "Takie jak byæ powinno".Ten cz³owiek nie uznajekompromisów.Widywa³em, jak wyrzuca³ do œmieci homary tylko dlatego, ¿e niepodoba³ mu siê kolor ich skorupek.- Wie pan, ¿e mnie pan zaskoczy³ - odrzek³a Kathleen.- Nie wygl¹da pan nacz³owieka, który chcia³by otworzyæ restauracjê.Lloyd wzruszy³ ramionami.- To by³ zupe³ny przypadek, jak s¹dzê.Mia³em powy¿ej uszu ubezpieczeñ,potrzebowa³em swobody.Myœla³em o otwarciu w³asnej firmy, produkuj¹cej doczepnesilniki do ³odzi.w rzeczy samej mia³em do tego lepsze kwalifikacje ni¿ doczego innego.Potrafiê taki silnik z³o¿yæ i roz³o¿yæ z zamkniêtymi oczyma.Alepomyœla³em sobie, gdzie w tym jakaœ klasa, gdzie presti¿? Co to za przyjemnoœæ?- Ale prowadzenie restauracji to taka ciê¿ka praca.- Pani chyba ¿artuje? To nie ¿adna praca.To ca³kowite i dog³êbne dobrowolneniewolnictwo od œwitu a¿ do nocy.A klienci i tak nie s¹ zadowoleni.Œwiadomoœæ, ¿e s¹ tu razem z powodu ¿a³oby, nie opuszcza³a ich do koñcaprzystawek.Lecz przy halibucie na kwaœno zdali sobie sprawê, ¿e ³¹czy ich du¿owiêcej ni¿ nag³a œmieræ ukochanej osoby.Oboje lubili teatr, muzykê i sportywodne.Oboje przepadali za Mari¹ Callas, Robbiem Robertsonem i Woodym Allenem.- Jesteœ nadzwyczajny - powiedzia³a mu Kathleen, gdy opuœcili Bazê Rybn¹ iodetchnêli ciep³ym powietrzem nocy.- Trudno siê dobrze bawiæ w takichokolicznoœciach, ale rzeczywiœcie bawi³am siê œwietnie.- Œwiat nie przestanie siê krêciæ, choæby nie wiadomo co siê zdarzy³o -odpowiedzia³ jej Lloyd.- A teraz mo¿e odwiozê pani¹ do domu? Swój samochód mo¿etu pani zostawiæ na parkingu, a jutro ka¿ê któremuœ z kelnerów, ¿eby goodprowadzi³.- A¿ do Escondido? Daj spokój, Lloyd, jest pan zmêczony.Mogê wzi¹æ taksówkê.- Có¿.jeœli to nie zabrzmi zbyt obcesowo, to mo¿e najpierw wejdzie pani domnie czegoœ siê napiæ, a póŸniej zadecyduje, na co ma ochotê.Ujê³a go za rêkê.- To wcale nie brzmi zbyt obcesowo.W rzeczy samej zaproszenie jest bardzokusz¹ce.Z powietrzem wdycha³ woñ jej perfum, Ombre Rose, w œwietle latarni drobneniteczki jej w³osów zyska³y dodatkowy po³ysk.W jakiœ sposób zwyk³a czarnasukienka czyni³a j¹ jeszcze bardziej ponêtn¹.Nie ma co udawaæ: Kathleen bardzomu przypad³a do gustu.Wsiedli do BMW i Lloyd wyprowadzi³ samochód z parkingu.- Nie mogê wyjœæ z podziwu nad pañsk¹ tablic¹ rejestracyjn¹ - rzek³a Kathleen.- Co, RYBKA? Nie wiem.Mnie ten dowcip ju¿ trochê siê znudzi³.D³ugimi serpentynami zje¿d¿ali w dó³ szos¹, która powinna doprowadziæ do NorthTorrey.By³o nieco mglisto, nadchodzi³a oceaniczna nocna mg³a i pal¹ce siê wokó³œwiate³ka by³y zamazane i rozmyte.- Wie pan, co Mike zawsze mi powtarza³? - odezwa³a siê Kathleen.Lloyd rzuci³ jej szybkie spojrzenie.- Proszê mówiæ dalej.Co zawsze pani powtarza³ Mike?- Opowiada³, ¿e kiedy zmar³ jego dziadek, pojecha³ daleko na pó³noc, a¿ doEureka, a nawet jeszcze dalej.Powiedzia³, ¿e to by³o najwa¿niejszedoœwiadczenie duchowe w ca³ym jego ¿yciu.Sta³ zim¹ nad brzegiem morza daleko napó³nocy i s³ysza³, jak jego dziadek przemawia do niego g³osem donoœnym jakdzwon.Mówi³, ¿e dziadek powiedzia³ mu, i¿ nikt nie umiera, póki nie zostanieca³kiem zapomniany, póki wszyscy ci, którzy go pamiêtaj¹, równie¿ nie umr¹.- Wydaje mi siê, ¿e to prawda - powiedzia³ Lloyd.- S¹dzê, ¿e dziêki temuodrobinê ³atwiej to znieœæ.- No có¿, mo¿e i tak - odpar³a Kathleen.- Ja jednak uwa¿am, ¿e czu³abym siêlepiej, gdyby Mike odszed³ na dobre.Znikn¹³, rozumie pan, o co mi chodzi? Takjakby go nigdy nie by³o.Mój Bo¿e, Lloyd, jeszcze tydzieñ temu by³ ¿ywy.Trzyma³mnie w ramionach.A teraz nie zosta³o nic.Nic! Doprawdy, trudno mi siê z tympogodziæ.- Czy Mike nale¿a³ mo¿e do jakiejœ sekty religijnej? - zapyta³ Lloyd.Kathleen popatrzy³a nañ uwa¿nie.- Mike? Pan ¿artuje! On i religia! Dlaczego pan o to pyta?- Nie wiem, po prostu pytam - asekuruj¹c siê odpowiedzia³ Lloyd.Nie chcia³ jejmówiæ zbyt wiele o Ottonie, jeszcze nie teraz.- Dwa razy w tygodniu chadza³ wieczorem na krêgle - z w³asnej inicjatywypowiedzia³a Kathleen.- Czy wie pani dok¹d? Przygl¹da³a mu siê z uwag¹.- Nie, nie wiem dok¹d.Chodzi³ wraz z ca³¹ paczk¹ kolegów z biura.Mówi pan tak,jakby to by³o coœ bardzo wa¿nego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]