[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cofnê³a siê.Znowu strzeli³a, i znowu.Zacharcza³.Krew skapywa³a z jego cielska i b³yszcza³a oleiœcie miêdzy kroplami rosy.Odwróci³ siê i odszed³, ³ami¹c ga³êzie, w zalegaj¹c¹ poza drzewami ciemnoœæ.- Schowaj siê! - wrzeszcza³ Sherrinford.- Jesteœ poza polem ochronnym!44Nad jej g³ow¹ przep³ynê³a mglistoœæ.Niemal w tej' samej chwili zobaczy³a na skraju polany now¹ postaæ.- Jimmy! - wrzasnê³a.- Mamo! - Wyci¹gn¹³ ku niej rêce.Œwiat³o ksiê¿yców skrzy³o siê w jego ³zach.Odrzuci³a broñ i pobieg³a ku niemu.Sherrinford skoczy³ w pogoñ.Jimmy cofn¹³ siê w krzaki.Barbro wpad³a tam za nim, miêdzy szponiaste ga³¹zki.Chwilê potem zosta³a schwytana i uniesiona w ciemnoœæ.Stoj¹c nad swym wiêŸniem Sherrinford wzmacnia³ natê¿enie fluoro-œwiat³a, a¿ las za oknem przesta³ byæ widoczny.Ch³opak krêci³ siê niespokojnie pod t¹ kaskad¹ bezbarwnej jasnoœci.- Bêdziesz mówi³ - powiedzia³ mê¿czyzna spokojnie, mimo surowoœci maluj¹cej siê na jego twarzy.Ch³opiec spojrza³ przez zas³onê spl¹tanych w³osów.Na jego szczêce purpurowia³o st³uczenie.W czasie, w którym Sherrinford goni³ i utraci³ kobietê, ch³opak niemal odzyska³ zdolnoœæ do ucieczki.Po powrocie detektyw z trudem go schwyta³.Posi³ki Zewnêtrznych mog³y nadejœæ w ka¿dej chwili, nie by³o wiêc czasu bawiæ siê w uprzejmoœci.Sherrinford uderzy³ go piêœci¹ i zaci¹gn¹³ do wnêtrza pojazdu.Teraz ch³opak siedzia³, przywi¹zany do obrotowego fotela.Splun¹³.- Mówi³ z tob¹, b³otniaku? - Jednak pot b³yszcza³ mu na skórze i oczy skaka³y niespokojnie po metalu, który by³ jego wiêzieniem.- Podaj jakieœ imiê, którym móg³bym ciê nazywaæ.- ¯ebyœ rzuci³ na mnie czar?- Moje brzmi Eryk.Jeœli nie.zostawisz mi wyboru, bêdê musia³ ciê nazywaæ.hmmm.Wilko³ak.- Jak? - Zwi¹zany, mimo ¿e wygl¹da³ tak dziwnie, by³ podobny do ka¿dego ch³opca w jego wieku.- A wiêc Pasterz Mg³y.- Œpiewny akcent w jego angielskim podkreœla³ jeszcze z³y humor ch³opaka.- To tylko znaczenie mego imienia, ale ono nie brzmi w ten sposób.W ka¿dym razie takie jest moje mówione imiê, ¿adne inne.- Aha, imiê, które uwa¿asz za prawdziwe, trzymasz w tajemnicy?- Nie ja, Ona.Ja sam nie wiem, jakie ono jest.Ale Ona zna prawdziwe imiona wszystkich.45Shernnford uniós³ brwi- Ona?- Ta, która panuje Niech mi wybaczy, ale nie mogê wykonaæ gestu szacunku, gdy mam zwi¹zane rêce Niektórzy najeŸdŸcy nazywaj¹ j¹ Królow¹ Powietrza i Mroku- Ach taki - Shernnford wydoby³ fajkê i tytoñ Cisza wzbiera³a gdy j¹ zapala³ W koñcu powiedzia³ - Muszê przyznaæ, ze Dawni Ludzie mnie zaskoczyli Nie spodziewa³em siê, ze w twojej grupie jest istota tak potê¿na To, czego siê dotychczas dowiedzia³em, wskazywa³o, ze oni oddzia³uj¹ na moj¹ rasê - i twoj¹ równie¿, ch³opcze - poprzez kradzie¿e podstêpy i omamyPasterz Mg³y skin¹³ zaczepnie g³ow¹- Nasza Pani dopiero niedawno stworzy³a pierwszych nikorow Niech pan me myœli, ze ona ma w swym repertuarze tylko og³upiaj¹ce sztuczki- Nie myœlê Jednak porz¹dna, obleczona w stal kulka tez niez³e siê sprawia, prawda^Shernnford mówi³ nadal, miêkko g³Ã³wnie do siebie- Ci¹gle jednak uwa¿am, ze, hmm mkory - i w ogóle wszystkie wasze humanoidy - s¹ po to, zêby je pokazywaæ, a nie zêby ich u¿ywaæ Moc tworzenia mira¿y na pewno jest w du¿ym stopniu ograniczona zarówno pod wzglêdem zasiêgu, jak i iloœci osobników które j¹ maj¹ W przeciwnym razie ona nie musia³aby dzia³aæ tak powoli i delikatnie Nawet poza nasz¹ tarcz¹ ochronn¹ Barbro, moja towarzyszka mog³a siê oprzeæ omamowi, mog³a pozostaæ œwiadoma, ze to, co zobaczy³a, by³o nierzeczywiste gdyby tak bardzo me uleg³a emocjom i pragnieniu, gdyby by³a mniej wzburzonaShernnford otoczy³ sw¹ g³owê ob³okiem dymu- Niewa¿ne, czego ja doœwiadczy³em-powiedzia³ -Nasze odczucia nie mog³y byæ takie same Myœlê, ze po prostu wydano nam rozkaz "Zobaczcie, jak to, czego najbardziej pragniecie, ucieka przed wami w g³¹b iasu" Oczywiœcie niedaleko zasz³a, zanim nikor j¹ pochwyci³, a ja me mog³em przecie¿ liczyæ na to, ze uda mi siê ich wyœledziæ, nie jestem arktykañskim traperem, a poza tym ³atwo by im by³o zastawiæ na mnie pu³apkê Wróci³em do ciebie - l groŸniej - Jesteœ nici¹, która mnie zaprowadzi do twej pani- Myœlisz, ze ciê zaprowadzê do Starhaven lub Carheddm, b³otmaku? Spróbuj mnie zmusiæ'- Chcê ubiæ z tob¹ interes46- Podejrzewam, ¿e chce pan czegoœ wiêcej - w odpowiedzi Pasterza Mg³y kry³a siê zaskakuj¹ca przenikliwoœæ.- Co im pan powie po powrocie do domu?- Taak, na tym w³aœnie polega ca³y problem, prawda? Barbro Cullen i ja nie jesteœmy zastraszonymi pionierami.Pochodzimy z miasta.PrzywieŸliœmy ze sob¹ sprzêt nagrywaj¹cy.Bêdziemy pierwszymi ludŸmi, którzy z³o¿¹ sprawozdanie ze spotkania z Dawnym Ludem i bêdzie ono szczegó³owe i wiarygodne.Wywo³a wiele szumu, za którym pójd¹ dzia³ania.- Wiêc sam pan widzi, ¿e nie bojê siê œmierci - oœwiadczyæ Pasterz Mg³y, choæ usta lekko mu dr¿a³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]