[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeœli chodzi o morderstwo, to panrównie¿ zostanie oskar¿ony, ale za wspó³udzia³ w nim.- Morderstwo?! - Lewintermusia³ s³yszeæ to s³owo setki razy w swojej sêdziowskiej karierze, ale nigdydot¹d nie zabrzmia³o ono w jego ustach tak mocno.- Jest pan przyjacielemszeryfa Hartmana, prawda? - Hartmana? - Powtórzy³ Lewinter, któremu coraz mniejpodoba³ siê kierunek, w jakim zmierza³a ta rozmowa.- Tak on twierdzi.Przecie¿pañski sejf ma urz¹dzenie alarmowe po³¹czone bezpoœrednio z jego biurem.- Ach!Hartman! - Jak pan powiedzia³, Hartman.Widzia³ go pan ostatnio? Lewinter musia³zwil¿yæ jêzykiem wargi, jak tylu podejrzanych, których sam przes³uchiwa³.- Niepamiêtam.- Ale przypomina pan sobie, jak on wygl¹da? Nie pozna³by go pan teraz.Naprawdê.Rozsadzi³o mu ca³y ty³ g³owy.To doprawdy nie³adnie z pana strony, ¿ew ten barbarzyñski sposób uszkodzi³ pan przyjacielowi g³owê.- Pan zwariowa³!Oszala³! - twarz Lewintera gwa³townie zaczê³a nabieraæ purpury.- Nie ma pandowodu.- Niech siê pan nie wysila.¯adnego dowodu? Ka¿dy oskar¿ony tak mówi.Gdzie jest pañska sekretarka? - Jaka sekretarka? - ostatnia zmiana kierunkuataku najwyraŸniej sparali¿owa³a procesy myœlowe sêdziego.- Bo¿e, pomó¿! -powiedzia³ Parker, wznosz¹c oczy ku niebu.- A raczej niech Bóg przyjdzie panu zpomoc¹! Bettina Ivanhoe.Gdzie ona jest? - Przepraszam panów - Lewinter podszed³do szafki, nala³ sobie koniaku i wypi³ go jednym haustem.Ale chyba koniakniewiele mu pomóg³.- Mo¿e i potrzebowa³ pan tego - stwierdzi³ Parker - ale niedlatego pan wsta³.Potrzebuje pan czasu na myœlenie.Gdzie ona jest? - Da³em jejwolny dzieñ.- Koniak panu nie pomóg³.Z³a odpowiedŸ.Kiedy rozmawia³ z ni¹ panpo raz ostatni? - Dzisiaj rano.- Znowu k³amstwo! Od wczorajszego wieczora jestw areszcie prewencyjnym.Pomaga policji w œledztwie.A wiêc nie da³ jej panwolnego dnia.Ale - doda³ Parker bezlitoœnie - zdaje siê, ¿e wolny dzieñ da³ pansamemu sobie.Dlaczego nie jest pan w s¹dzie i nie feruje, swoim zwyczajem,nader ciekawych wyroków? - Nie czujê siê dobrze - jego wygl¹d wskazywa³, ¿e mówiprawdê.Jeff zerkn¹³ na ojca, ¿eby zobaczyæ, czy nie przerwie on tego brutalnegoprzes³uchania, ale Ryder przygl¹da³ siê Lewinterowi z ca³kowit¹ obojêtnoœci¹.-Nie czuje siê pan dobrze? W porównaniu ze stanem, w jakim znajdzie siê panwkrótce - staj¹c przed s¹dem przysiêg³ych jako oskar¿ony o morderstwo - pañskiobecny stan zdrowia nazwa³bym kwitn¹cym.Zosta³ pan w domu, poniewa¿ jeden zpañskich szefów czy te¿ wspó³pracowników zadzwoni³ z Bakersfield i kaza³ panunie wytykaæ nosa z domu.Proszê powiedzieæ, co pana ³¹czy z pann¹ Ivanhoe? Wiepan, rzecz jasna, ¿e jej prawdziwe nazwisko brzmi Ivanov? Lewinter znów podszed³do szafki z trunkami.- Jak d³ugo - spyta³ zmêczonym g³osem, prawie z rozpacz¹ -bêdzie trwa³o to przes³uchanie? - Nied³ugo.Je¿eli powie pan prawdê.Zada³empytanie.- Có¿.To moja sekretarka.To wszystko.- Nic wiêcej? - Oczywiœcie, ¿enie.Ryder pokaza³ Lewinterowi fotografiê, któr¹ otrzyma³ w redakcji"Examinera".Lewinter wpatrywa³ siê w ni¹ jak zahipnotyzowany.- £adnadziewczynka - powiedzia³ Ryder swobodnym tonem.- Szanta¿.Wyzna³a nam.To by³tylko dodatek.Przychodzi³a do pana g³Ã³wnie po to, ¿eby t³umaczyæ z rosyjskiegofa³szywe dokumenty.- Fa³szywe? - A wiêc takie dokumenty jednak istniej¹.Zastanawiam siê, dlaczego Morro prosi³ pana o sporz¹dzenie listy in¿ynierów,wiertaczy i specjalistów od poszukiwañ naftowych.A jeszcze bardziej zastanawiamsiê, dlaczego dwudziestu szeœciu z tych ludzi zniknê³o.- Bóg jeden wie, o czympan mówi.- I pan.Nie ogl¹da³ pan dzisiaj rano telewizji? Lewinter potrz¹sn¹³g³ow¹ z og³upia³¹ min¹ cz³owieka, który niczego nie rozumie.- Tak wiêc - podj¹³Ryder - nie wie pan, byæ mo¿e, ¿e jutro o dziesi¹tej rano wybuchnie bombawodorowa w Zatoce Santa Monica albo gdzieœ w jej pobli¿u.Lewinter nieodpowiedzia³ nic, a jego twarz nie wyra¿a³a niczego.Najprawdopodobniej z brakuwyobraŸni.- Jak na szanowanego sêdziego ma pan dziwne towarzystwo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]