[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W nor-malnych warunkach w tej chwili trwa³yby igrzyska.Wtedy zobaczy³abyœprawdziw¹ gracjê.— Igrzyska? Aha.Wasza wersja legendarnej olimpiady.Mnóstwobiegania i skakania, jak s¹dzê? Skin¹³ ostro¿nie g³ow¹.— Rozgrywamy zawody w szybkoœci i zrêcznoœci.Inne natomiastpozwalaj¹ najlepszym i najodwa¿niejszym spoœród nas sprawdziæ sw¹wytrzyma³oœæ, odwagê i zdolnoœæ adaptacji.— Wszystko to s¹ cechy wysoko cenione przez tych, którzy obdarzyliludzkoœæ istnieniem — stwierdzi³a Ling.Jej uœmiech by³ pob³a¿liwy, lekkoprotekcjonalny.— Cz³onkowie szeœciu gatunków nie rywalizuj¹ chyba zesob¹ bezpoœrednio, mam racjê? Chodzi mi o to, ¿e trudno sobie wyobraziæ,¿eby g'Kek przeœcign¹³ ursê albo qheuen skaka³ o tyczce!Rozeœmia³a siê.Lark wzruszy³ ramionami.Mimo aluzji Ling do sprawy o wielkiej wadze— kwestii pochodzenia ludzkoœci — zacz¹³ traciæ zainteresowanie rozmow¹.— Tak.Chyba rzeczywiœcie.Trudno sobie wyobraziæ.Odwróci³ siê, bypopatrzeæ na wielk¹ równinê przemykaj¹c¹ za oknem: fale uginaj¹cych siêtraw, urozmaicone ciemnymi gajami busów albo oazami ko³ysz¹cych siê³agodnie drzew.Odleg³oœæ, której pokonanie wymaga³oby kilku dni podró¿ykarawan¹, zosta³a za nimi po niewielu durach beztroskiego lotu.Nastêpnie wpolu widzenia pojawi³y siê dymi¹ce szczyty po³udniowego ³añcucha.Besh, pilotka piratów, zatoczy³a kr¹g, by przyjrzeæ siê bli¿ej P³omiennejGórze, lec¹c pod takim k¹tem, ¿e okno Larka by³o dok³adnie na wprostrozleg³ej p³yty lawy, co przyprawia³o go o zawrót g³owy.Dawne warstwyerupcji pokrywa³y okolicê spustoszon¹, lecz zarazem277w posêpny sposób odnowion¹.Dostrzeg³ na chwilê piece do wytapiania, któreskupi³y siê na œrodku potê¿nej wynios³oœci.Ukszta³towana tak, byprzypomina³a miejscowe kana³y i tafle magmy kuŸnia wypuszcza³a z siebieparê i dym, które nie ró¿ni³y siê od tych pochodz¹cych z pobliskichnaturalnych otworów.Oczywiœcie kamufla¿u nie zaprojektowano z myœl¹ obadaniu z tak bliska.Lark zauwa¿y³, ¿e Besh wymieni³a porozumiewawcze spojrzenie zKunnem, który w³¹czy³ jeden ze swych magicznych ekranów.Spoœródkilkudziesiêciu jarz¹cych siê czerwieni¹ œwiate³ widocznych na konturze góry,jedno by³o zaznaczone wyraŸnymi symbolami i lœni¹cymi strza³kami.Kropkowane linie oznacza³y podziemne przejœcia i pracownie, w którychs³awne uryjskie kowalice wyrabia³y narzêdzia ze specjalnych stopówusankcjonowanych przez mêdrców, ustêpuj¹ce jakoœci¹ jedynieprodukowanym dalej na po³udniu, w pobli¿u wynios³ego szczytu MountGuenn.Niewiarygodne — pomyœla³ Lark.Stara³ siê zapamiêtaæ nawet naj-drobniejsze szczegó³y pokazywane na ekranie Kunna, by z³o¿yæ raportLesterowi Cambelowi.By³o oczywiste, ¿e monitor ma niewiele wspólnego zrzekomym celem wyprawy: poszukiwaniem zaawansowanych form ¿yciabêd¹cych „kandydatami".Z kilkakrotnej wymiany przelotnych uwag Larkwywnioskowa³, ¿e Kunn nie jest biologiem.Coœ w jego postawie i sposobieporuszania siê przypomina³o skradaj¹cego siê przez las Dwera.Wydawa³ siêjednak groŸniejszy.Nawet po kilku pokoleniach wzglêdnego spokojuniektórzy mê¿czyŸni i kobiety na Stoku nadal poruszali siê w ten sposób —eksperci, których najwa¿niejszym zadaniem by³o wêdrowanie ka¿dego lata odwioski do wioski i szkolenie miejscowej ludzkiej milicji.Na wszelki wypadek.Ka¿dy z pozosta³ych piêciu gatunków mia³ podobnych specjalistów.By³ato rozs¹dna polityka, gdy¿ nawet obecnie regularnie dochodzi³o do drobnychkryzysów: tu jakieœ przestêpstwo, ówdzie zbieg³e plemiê przedterminowychosadników, a do tego przyp³ywy gwa³townych napiêæ miêdzy osadami.Wystarczy, by pojêcie „wojownik okresu pokoju" nie by³o antynomi¹.To samo mog³o te¿ dotyczyæ Kunna.Sprawia³ wra¿enie groŸnego ikompetentnego, ale to nie musia³o znaczyæ, ¿e jest napiêty niczym struna i, wka¿dej chwili gotowy pope³niæ morderstwo.278Po co tu przyby³eœ, Kunn? — zastanawia³ siê Lark, obserwuj¹c yskaj¹cena ekranie symbole, których odbicia tworzy³y siatkê krzy¿u-cych siê linii natwarzy cudzoziemca.Czego w³aœciwie szukasz?P³omienna Góra zosta³a za nimi.Wydawa³o siê, ¿e ma³y stateczek moczy³teraz naprzód w innym kierunku, przemykaj¹c nad lœni¹c¹ biel¹ lan¹ jakoRównina Ostrego Piasku.Przez d³ugi czas mijali niskie ydmy, fale u³o¿oneprzez wiatr z doskona³¹ regularnoœci¹.Lark nie luwa¿y³ ¿adnych karawanwlok¹cych siê przez po³yskuj¹c¹ pustyniê poczt¹ czy towarami handlowymidla odosobnionych osiedli Doliny.drugiej strony nikt zdrowy na umyœle niepodró¿owa³ przez to spalone oñcem pustkowie za dnia.By³y tam ukryteschronienia, w których êdrowcy oczekiwali na zachód s³oñca.Nawetpromienie Kunna pra-dopodobnie nie powinny ich wykryæ wœródoœlepiaj¹cego ogromu.Ten blady po³ysk by³ niczym w porównaniu z nastêpn¹ nag³¹ zmian¹,rzejœciem od oceanu piasku do Têczowego Wycieku, przestworu za-lazanych, ci¹gle zmieniaj¹cych siê kolorów, od których Larka szczy-a³yoczy.Ling i Besh próbowa³y spogl¹daæ na to os³aniaj¹c oczy toñmi, nimwreszcie da³y za wygran¹, Kunn zaœ mamrota³ z niezado-'oleniem,rozz³oszczony zak³Ã³ceniami pokrywaj¹cymi ekran.Lark himi³ naturaln¹chêæ przymru¿enia oczu.Spróbowa³ zamiast tego eupiaæ wzrok mniej ni¿zwykle.Dwer t³umaczy³ mu kiedyœ, ¿e to idyny sposób, by coœ zobaczyæ wtym królestwie, w którym egzotyczne ryszta³y lœni³y szalon¹, ci¹glezmieniaj¹c¹ siê luminacj¹.By³o to wkrótce po tym, jak jego brat zdoby³ status mistrza myœliwskiego.Przygna³ wtedy do domu, by do³¹czyæ do Larka i Sary u ³o¿a ³atki, podczaschoroby, która na koniec j¹ zabra³a, zamieniaj¹c Nela iemal z dnia na dzieñw starego cz³owieka.Podczas ostatniego tygo-nia Melina nie przyjmowa³a¿adnych pokarmów i bardzo niewiele apojów.Wydawa³o siê, ¿e niepotrzebowa³a ju¿ niczego od dwojga tarszych dzieci, na których umys³ywp³ywa³a codziennie od chwili, dy zosta³a ich matk¹ jako przebywaj¹ca odniedawna w Dolo m³oda, ona papiernika.Ch³onê³a jednak opowieœcinajm³odszego syna o tym, o widzia³, s³ysza³ i pozna³ w dalekich zak¹tkachStoku, do których iewielu kiedykolwiek dotar³o.Lark przypomnia³ sobie, ¿epoczu³ [k³ucie zazdroœci, ujrzawszy zadowolenie, jakie historie Dwera spra-yi³y jej w ostatnich godzinach ¿ycia.Czyni³ sobie potem wyrzuty za akniegodne myœli.279Teraz to wspomnienie przemknê³o przez jego umys³, najwyraŸniejprzywo³ane dra¿ni¹cymi kolorami.£atwowierne osoby spoœród Szeœciu utrzymywa³y, ¿e te warstwy truj¹cejska³y maj¹ magiczne w³aœciwoœci, które zawdziêczaj¹ nak³adaj¹cym siê nasiebie przez eony wulkanicznym efuzjom.Nazywali je „krwi¹ Matki Jijo".Wowej chwili Lark by³ pod tak uderzaj¹cym wp³ywem niesamowitych falodczucia powtarzalnoœci, ¿e móg³by niemal uwierzyæ w ten przes¹d.Ca³kiemjakby kiedyœ, dawno temu, ju¿ tu by³.Gdy to pomyœla³, jego oczy przystosowa³y siê
[ Pobierz całość w formacie PDF ]