[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszê j¹ znaleŸæ, póki nie bêdzie za póŸno.Jim pokrêci³ g³ow¹.— Ty wiesz — powiedzia³ Poi.Max zakoñczy³ rewizjê i Poi z niesmakiem.poprawi³ ubranie.— Wiesz, gdzie ona jest./ — Nie, ser.Wiesz dobrze, ¿e by mi nie powiedzia³a.— Na pewno ma tu inne kontakty.Inne kryjówki.Numery, rejestry.Nazwiska.— Nie zwierzy³aby mi siê z nich.— Musz¹ byæ jakieœ zapisy.— Max! — zawo³a³ Jim.— Niech Wojownik obejmie wartê przy centrali komputera.Natychmiast! Dzia³aj! Wojowniku!Max cofn¹³ siê, wyrwa³ z kabury miotacz.Poi znieruchomia³ w po³owie ruchu, potem odst¹pi³.Cieñ pojawi³ siê w drzwiach, wype³ni³ je, fasetowe oczy objê³y spojrzeniem ca³y pokój.— Ta-jednostka strze¿e — oznajmi³ Wojownik.— Ten obcy nie ma prawa zbli¿aæ siê do komputera.— Rozumiem.Centrala komputera: du¿o maszyn.Bezpieczna.Poi spojrza³ ponuro.— Zabijasz nas wszystkich.Morn nie zawaha siê przed zrównaniem tego domu z ziemi¹.Czy to rozumiesz?— Bardzo dobrze rozumiem.Przecie¿ jesteœmy tylko azi.Mo¿e Poi wyczu³ ironiê, gdy¿ spojrza³ na niego przeci¹gle.Region Wê¿a191— To uk³ad myœlowy Raen — stwierdzi³.— W mêskiej postaci niczym siê nie ró¿ni.Jim prze³kn¹³ œlinê.Spokój, spokój, spokój powtarza³a stara taœma gdzieœ w g³êbi jego mózgu.Zmiana tematu jest argumentem nie wymagaj¹cym logiki informowa³a inna, taœma Kontrin.Ppl opanowa³ tê taktykê doskonale.Jim uœmiechn¹³ siê z przymusem i naci¹gn¹³ na nogi róg koca.By³o mu ch³odno.Uzna³, ¿e to, co go czeka, nast¹pi przynajmniej szybko, chyba ¿e Poi albo Morn pochwyc¹ go w swoje rêce.— S³u¿ba zapewni ci wszelkie wygody, ser —- powiedzia³.'— Ale trzymaj siê z dala od komputera.— Zdajesz sobie sprawê, ¿e bezpoœrednie trafienie zetrze z powierzchni ziemi ca³y dom.Wobec stawek, o jakie toczy siê gra, Rodzina nie bêdzie siê przejmowaæ, czy przy okazji nie zgin¹ jakieœ bety, albo i Kontrin — skrzywi³ siê, jakby w³asne s³owa mia³y go zad³awiæ.— Nie obchodzi mnie garstka bet albo dom pe³en azi i majat.Ale ona to coœ zupe³nie innego, przynajmniej dla mnie.S³ysza³eœ, co mówiê.Nie powstrzyma mnie banda azi.— S¹ tak¿e majat.Twarz Kontrin skamienia³a.— S³u¿ba — powtórzy³ Jim — zapewni ci wszelkie wygody w tym pokoju.Ale nie wolno ci go opuszczaæ.Poi skrzy¿owa³ rêce.— Ona wróci — oznajmi³ Jim.— W¹tpiê, czy siê jej uda, azi — pokrêci³ g³ow¹ Poi.— Ten prom-nie by³ przystosowany do l¹dowania poza portem^ Ona umrze, o ile ju¿ nie zginê³a.Te s³owa podkopa³y w nim wiarê, a to odbi³o siê na jego twarzy.— Wiesz przecie¿ — mówi³ dalej Poi — ¿e sama mnie tu wpuœci³a.Nigdy nie dopuœci³aby wroga tak blisko.Masz jej umys³.Wiesz o tym lepiej ni¿ ktokolwiek inny.Nie wpuœci³aby mnie nawet na próg, ¿ebym nie zobaczy³ systemu obrony, gdyby nie by³a pewna, ¿e nie jestem jej wrogiem.— Nie staram siê myœleæ tak jak ona — Jim otuli³ siê kocem.— Nie posiadam wystarczaj¹cych informacji.Wiem tylko tyle, ile mi powiedzia³a: ¿e mam tu zostaæ i pilnowaæ domu.Mo¿esz mówiæ co chcesz, ser, jeœli to ciê bawi.Nic to nie zmieni.Poi zakl¹³ i Wojownik poruszy³ siê w drzwiach.; — Zielony kopiec — sykn¹³.— To jeszcze jeden powód — rzek³ Jim.— Po prostu poczekamy na ni¹.Kiedy wróci, mo¿e mi powie, ¿e siê myli³em.— Nie bêdzie mia³a tej szansy.• Jim wzruszy³ ramionami, podci¹gn¹³ nogi i usiad³ po turecku na ³Ã³¿ku.— 'Jak spêdzimy ten czas, ser? Ca³kiem nieŸle'gram w Sej.792C.J.CherryhWstrz¹sy przy dokowaniu obudzi³y dziecko.Wes Itawy przytuli³ córkê do siebie, milcz¹c spojrza³ na ¿onê.Myœla³ o rzeczach, które powinien powiedzieæ.Meris siedzia³a miêdzy nimi, trzyma³a ich za rêce i nie odzywa³a siê.Prom lecia³ niemal pusty — ich troje i piêcioosobowa rodzina z Przybrze¿a, równie niespokojna.W porcie roi³o siê od policji.Sprawdzali dokumenty, a Itawy dr¿a³ ze strachu, ¿e lada chwila ktoœ w t³umie pozna jego twarz, wykryje fa³szywe numery na bezcennych biletach.Przeszli.W poœpiechu nie zabrali niemal niczego.Katastrofa wisia³a w powietrzu.Czuli j¹ niemal dotykaln¹ w mieœcie, w podziemnych korytarzach patrolowanych przez uzbrojonych po zêby policjantów z broni¹ gotow¹ do strza³u, w zamkniêtych sklepach, cenzurowanych wiadomoœciach i wycofanych programach.Uda³o siê im.Stacja zezwoli³a na dokowanie.Procedura dobieg³a koñca i za³oga otworzy³a luki.— ChodŸcie — powiedzia³ macaj¹c kieszeñ, gdzie mia³ dokumenty.Frachtowiec ju¿ czeka³.powinni tam iœæ jak najszybciej, be¿ krêcenia siê po stacji.Wynieœli baga¿, w biegu potr¹cili któregoœ z Przybrze¿an.Policja.I jeszcze ktoœ — uzbrojeni mê¿czyŸni z emblematem wê¿a na kombinezonach, celuj¹cy do nich z karabinów.— Papiery — odezwa³ siê jeden z nich.Itawy wyj¹³ dokumenty.Przez jedn¹ chwilê mia³ nadziejê, ¿e pozwol¹ im przejœæ, lecz tamten sprawdzi³ dok³adnie, tak samo jak papiery tych z Przybrze¿a.— Jedni i drydzy na Phoenixa — powiedzia³ przez komunikator
[ Pobierz całość w formacie PDF ]