[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pierwszy patrol, przechodząc przez wszystkie podwórza, w porze kiedy ludzie jeszcze nie spali, miał oswoić wszystkich z widokiem wartowników. - Patrolując na pierwszej zmianie, zawsze się wszystkim pokażcie - mówił tato.- Wasz widok przypomni im, że będą patrole przez całą noc.Nie chcemy, by któryś sąsiad wziął was za rabusiów. Rozsądnie.Ludzie kładą się spać wkrótce po zmroku, aby oszczędzać prąd, lecz po kolacji, zanim się ściemni, większość spędza czas na werandzie albo na dziedzińcu, gdzie panuje większy chłód.Niektórzy słuchają radia na gankach od frontu lub z tyłu domu.Od czasu do czasu zbierają się grupki, by wspólnie pomuzykować i pośpiewać, pograć w planszowe gry, pogadać; inni wychodzą na brukowaną część ulicy poodbijać trochę w siatkówkę, porzucać do kosza, pograć w półkontaktowy futbol albo w tenisa.Dawniej grało się jeszcze w baseball, ale teraz nie stać nas na ciągłe wprawianie szyb, które się przy tym wybijało.Paru sąsiadów lubi znaleźć sobie ustronny kącik i poczytać, póki jest widno.To dla nas pora przyjemnego relaksu.Szkoda, że od dziś zakłóci ją widok, który będzie przypominać o rzeczywistości.Ale nie ma rady. - Co zrobicie, jak złapiecie złodzieja? - spytała moja macocha ojca, zanim wyszedł. Miał patrolować na drugiej zmianie i razem z Cory czekali w kuchni przy filiżance kawy, co było rzadkością.Kawa była na specjalne okazje.Miły aromat dotarł aż do mojego pokoju.Leżałam już w łóżku, choć wcale nie chciało mi się spać. Podsłuchiwaczka ze mnie.Wprawdzie nie przykładam szklanek do ściany ani nie kucam z uchem przy drzwiach, za to często
leżę do późna, kiedy dzieci już dawno powinny spać.Kuchnia jest naprzeciw mojego pokoju, po drugiej stronie holu, na końcu którego, całkiem blisko, znajduje się jadalnia, a sypialnia rodziców sąsiaduje z moją.Nasz dom jest stary i dobrze wyciszony.Przy zamkniętych drzwiach nie słyszę zbyt wiele.Ale w nocy, gdy wszystkie albo większość świateł jest pogaszona, zostawiam moje drzwi lekko uchylone i jeśli inne drzwi też są otwarte, mogę sporo podsłuchać.I sporo się dowiedzieć. - Mam nadzieję, że go przegonimy - odparł ojciec.- Tak ustaliliśmy.Porządnie go nastraszymy, a potem przemówimy do rozsądku tak, by zrozumiał, że gdzie indziej czeka go łatwiejszy zarobek. - Zarobek.? - Ano tak.Ci rabusie nie kradli z głodu.Oberwali z drzew wszystkie owoce; zabrali, co tylko mogli. - Widziałam - przytaknęła Cory.- Zaniosłam dziś państwu Hsu i Wyattom trochę cytryn i grejpfrutów i powiedziałam, że mogą sobie narwać od nas więcej, kiedy tylko będą potrzebowali.Dałam im też trochę nasion.W obu ogródkach stratowali mnóstwo młodych roślin, ale mamy dopiero początek sezonu, więc chyba da się jeszcze naprawić szkody. - Tak - zgodził się tato i zamilkł na chwilę.- Ale nie to jest istotne.Chodzi o to, że tak kradnie się dla pieniędzy.Ci ludzie to nie doprowadzeni do ostateczności desperaci, tylko chciwi i groźni bandyci.Może zdołamy ich odstraszyć, pokazując, że łatwiej obłowić się gdzie indziej. - A jeśli nie? - spytała niemal szeptem Cory, ściszając głos tak bardzo, aż przestraszyłam się, że może mi coś umknąć.- Co wtedy? Zastrzelicie ich? - Tak - odpowiedział. - Tak? - powtórzyła tym samym ściszonym tonem. Zachowywała się zupełnie jak Joanne - za nic nie chciała spojrzeć w oczy rzeczywistości.Na jakim świecie ci ludzie żyją? - Tak - potwierdził ojciec. - Ale dlaczego?! Zapadło dłuższe milczenie.Gdy w końcu tato znów przemówił, jego głos brzmiał niezwykle łagodnie: - Dziecinko, jeśli pozwolimy im nakraść wystarczająco dużo, to albo będziemy musieli kupować więcej jedzenia - a nie stać nas
na to - albo zajrzy nam w oczy widmo głodu.Już i tak marnie wegetujemy.Sama wiesz, jak jest ciężko. - Czy.nie moglibyśmy po prostu wezwać policji? - Za co? To dla nas za drogo, zresztą ich i tak nic nie obchodzi, póki nie mają zgłoszenia o przestępstwie, a i wtedy czeka się godzinami, nim się pojawią - łaskę robią, że nie przychodzą za dwa lub trzy dni. - Wiem o tym. - Więc skąd te wątpliwości? Chcesz, żeby nasze dzieci głodowały? Chcesz, by jak już bandziory ogołocą nam ogródki, zaczęli plądrować po domach? - Na to się jeszcze nie ośmielili. - Jak to? Ich ostatnią ofiarą była pani Sims. - Bo mieszkała sama.Stale jej powtarzaliśmy, że nie powinna. - Wydaje ci się, że nie zrobią krzywdy tobie albo dzieciom tylko dlatego, że jest nas siedmioro? Dziecinko, nie możemy dalej żyć i udawać, że świat jest taki sam, jak trzydzieści czy dwadzieścia lat temu. - Mogą posłać cię za to do więzienia! Płakała.Nie było słychać szlochu, jedynie ten nabrzmiały łzami głos, którym czasami mówiła. - Nie - uspokajał tato.- Jeśli rzeczywiście dojdzie do tego, że jakiś rabuś zginie, załatwimy to wszyscy razem.Zaniesie się ciało do najbliższego domu.Strzelanie do włamywaczy jeszcze nie jest karalne.Później narobi się trochę bałaganu, aby uwiarygodnić naszą wersję. Nastąpiła długa, męcząca cisza. - I tak możesz mieć kłopoty. - Trzeba zaryzykować. Po chwili milczenia Cory wyszeptała: - Nie zabijaj. - Nehemiasz, rozdział czwarty, werset czternasty - odpowiedział jej ojciec. Więcej się nie odezwali.Parę minut później usłyszałam, jak tato wychodzi.Odczekałam, aż Cory wróci do swego pokoju i zamknie za sobą drzwi.Wówczas wstałam z łóżka i zamknęłam swoje; odsuwając lampę tak, by światło nie przeświecało przez szparę pod drzwiami, zapaliłam ją i otworzyłam Biblię mojej babki.Miała mnóstwo różnych egzemplarzy Biblii i tato pozwolił mi jeden zatrzymać. Księga Nehemiaszowa, rozdział czwarty, werset czternasty: "I opatrzyłem, i wstałem i rzekłem do przedniejszych i urzędników, i do ostatka ludu pospolitego: Nie bójcie się od oblicza ich.Pamiętajcie na Pana wielkiego i strasznego, a walczcie za braci waszych, za synów waszych, i córki, i żony, i domy wasze". Ciekawe.Arcyciekawe, że tato miał już ten werset na podorędziu i że Cory od razu wiedziała, o co mu chodzi.Może nie pierwszy raz toczyli taką rozmowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]