[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Innej drogi jednak nie było.Wyczerpano już wszystkie możliwościnegocjacji.Mimo nieprzeciętnej inteligencji i wspaniałych warunkówfizycznych, Sspari odznaczali się szczególnym uporem.Na dodatekrobili wciąż wiele hałasu o nic, nie chcąc spojrzeć na sprawę zwłaściwego dystansu. Nawet tradycyjny pokaz siły nie przyniósł efektów.Co gorsza,ostrzeżony przeciwnik miał czas na poczynienie stosownych przygotowań.Ampliturowie liczyli się z taką ewentualnością, ale mimo to uznali, żetrzeba spróbować.Dążąc do Celu nie można zdawać się jedynie na walkę,trzeba rozmawiać; ostatecznie ich zamiarem nic był podbój, tylkointegracja. W drugiej kolejności podjęto wysiłki, aby podporządkować sobiemiejscowy rząd.Do akcji ruszyli przypominający fizycznie tubylcówczłonkowie sojuszu.Proponowanie łapówek i rozgłaszanie pomówieńuznawano wprawdzie powszechnie za metody moralnie wątpliwe, jednak wtym wypadku cel uświęcał środki.Wszystko, tylko nie wojna. Niestety.Rząd Sspari jakoś nie upadł. Skutkiem był wieloletni konflikt.Sspari bywali w nim górą, jednakmimo ich pełnej determinacji i poświęcenia, połączone siły Wspólnotyograniczały powoli ojczysty świat dzielnych aż do szaleństwaprzeciwników.Raz zdobytych obszarów Ampliturowie bronili nie zważającna koszty, podczas gdy Ssparich można było niekiedy zmusić dorejterady. Na co liczyli, przeciwstawiając się Celowi? Nie wiadomo.Musielipotykać się z antagonistą, który górował nad nimi moralnie imilitarnie, i był na dodatek przeciwnikiem cierpliwym.Zwycięstwojawiło się jako pewne i pozostawało tylko kwestią czasu. Decydent nie pojmował, jakim sposobem mogło Ssparim umknąć coś takoczywistego.Czyżby naprawdę nie rozumieli, że ostateczna integracja,zjednoczenie wszystkich ludów jest nieuniknione? To przeznaczeniewszystkich istot inteligentnych.Prócz tych, które trzeba byłozgładzić.Dowódca postanowił sobie, że nie dopuści, aby ten losspotkał także i Ssparich.Gdy wojna dobiegnie końca, minimalnainterwencja bioinżynicrów uczyni te istoty naprawdę szczęśliwymi. To straszne, pomyślał, że istoty rozumne muszą zabijać się nawzajem,aby stworzyć coś szlachetnego. Umieszczony na czole dowódcy, tuż nad oczami, półkolisty monitorprzekazywał nieustannie informacje o przygotowaniach do walki.Gdybyjednostka flagowa orbitowała nieco bliżej macierzystego świataSsparich, można by dostrzec drobne światełka znamionujące obecnośćokrętów wojennych, przerzucających właśnie z pomocą wahadłowcówoddziały na powierzchnie planety.Statki Wspólnoty miały wyjść nabliskim dystansie z podprzestrzeni, nawiązać krótki kontakt bojowy zsiłami Ssparich i po kolei zniknąć z pola widzenia. Walka w podprzestrzeni byłaby oczywistym absurdem.Trudno zdziałaćcokolwiek, gdy systemy uzbrojenia i czujniki zawodzą zmylonenadświetlną szybkością celu.Do potyczek dochodziło zatem najczęściejna orbitach spornych światów, gdzie statki wyłaniały się z niebytu wnormalną przestrzeń.W razie uszkodzenia można było wtedy próbowaćucieczki w podprzestrzeń, przynajmniej jeśli w systemach zostało dośćmocy na skok.Taki bój kontaktowy trwał zwykle tylko kilka lubkilkanaście sekund i jego wynik zależał nierzadko od zwykłegoprzypadku. Rzeczywiste kampanie toczono na powierzchniach planet, gdzienajcięższe bronie były bezużyteczne, bowiem mogłyby zniszczyć nietylko przeciwnika, ale i pole bitwy, a nie o to przecież stronomchodziło.Wygrywał zatem ten, kto utrzymał swoje statki w przestrzenirzeczywistej na tyle długo, aby wysadzić na powierzchnię planety siływystarczające do jej obrony lub zdobycia.Sspari wiedzieli to równiedobrze.Gdyby Wspólnota opanowała centra przemysłowe i łącznościoweprzeciwnika, walka musiałaby się zakończyć.Ciąg dalszy byłby prosty.Ampliturowie wiedzieli z doświadczenia, że kwestię, polilykiwewnętrznej można będzie potem powierzyć nowym władzom Ssparich, któredadzą sobie radę także z pozostałymi jeszcze po klęsce fanatykamistarych porządków. Trzeba było przyznać, że jak na niepozorną rasę, Sspari bili siędzielnie i dość długo już stawiali opór.Ale wszystko na próżno.FlotaWspólnoty dotarła do macierzystego układu przeciwnika.Ssparipróbowali stawić jej czoło w okolicy otoczonego trzema pierścieniamigazowego giganta, ale została odepchnięta w głąb systemu. Dowódca spojrzał przez przezroczystą ścianę, na coraz bliższą planetę.Piękny świat, zielonobrunatny.Niedługo już obejrzy go dokładnie. Decydentowi przypadł w udziale zaszczyt poprowadzenia floty doostatniego, decydującego uderzenia.Boki okryły mu się z wrażeniabrudno pomarańczowymi plamami, ale nic dziwnego.Wzbogacenie Wspólnotyo nową rasę zawsze jest momentem podniosłym. Z początku Sspari okryją się żałobą po poległych, ale Ampliturowie niezwykli wykorzystywać swoich zwycięstw, nie chcieli okupować zdobytychświatów.Nie żądali nigdy żadnych reparacji, nie pragnęli zemsty.Odpierwszej do ostatniej chwili domagali się niezmiennie tego samego:zrozumienia rzeczy podstawowych. Nastanie pokój i Sspari odkryją niebawem, że życie płynie im tak samo,jak biegło przed wojną.Z jednym wyjątkiem: zamiast marnować czas isiły na budowę potęgi swej własnej rasy, przyłączą się do wielkiegowspólnego dzieła.Bywało, że odmienione i należycie poinformowanespołeczeństwo dawało wyraz ogromnej irytacji związanej z poczynaniamipoprzedniego reżimu, który okłamując opinię publiczną doprowadził dokrwawej, bezsensownej wojny. Ampliturowie gotowi byli uczynić wszystko, aby zapobiec podobnymwypadkom, mogącym łatwo przerodzić się w gwałtowne zamieszki.Na raziejednak trzeba było wygrać finalną bitwę.Meldunki napływające zwynurzających się na krótkie chwile z podprzestrzeni i statkówzwiadowczych pozwalały sądzić, że to już niedługo. Dowódca ujrzał nagle ze zdumieniem, że na innym ruchomym stanowiskupłynie ku niemu dwoje oficerów: Korath Suern i Krygolitka Co'oi. Co'oi zameldowała przez translator o niespodziewanym ataku ze stronygrupy nie zidentyfikowanych statków.Decydent nie poddał się panice.Ampliturom obce były podobne emocje. Komunikator na czole pozwalał na szybkie nawiązanie łączności z innymiAmpliturami, którzy przebywali na pokładach pozostałych statków floty.Było ich dwunastu i odgrywali w tej kampanii rolę autorytetówmoralnych raczej, niż militarnych.Korathowie byli dość biegłymitaktykami, aby samodzielnie uporać się z flotą Ssparich. Drugim zadaniem Ampliturów było stawienie czoła ewentualnymkomplikacjom i to była niewątpliwie taka właśnie sytuacja.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]