[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A że w drodze mówił trochę o tej.Ciri, czy jakjej tam.i o przeznaczeniu.Więc ułożyłem tę balladę.Więcej nie wiem,przysięgam! Rience popatrzył na niego spode łba. - A gdzie jest obecnie ów wiedźmin? - spytał.- Ten najemnyzabójca potworów, poetyczny rzeźnik, lubiący rozprawiać o przeznaczeniu? - Mówiłem, po raz ostatni widziałem go. - Wiem, co mówiłeś - przerwał Rience.- Pilnie słucham tego, comówisz.A ty pilnie słuchaj mnie.Odpowiadaj precyzyjnie na zadawane ci pytania.Pytanie brzmiało następująco: jeżeli nikt nie widział Wiedźmina Geralta czyGeralda od ponad roku, to gdzie ów się ukrywa? Gdzie zwykł się ukrywać? - Nie wiem, gdzie to jest - powiedział prędko trubadur.- Niekłamię.Naprawdę nie wiem. - Za szybko.Jaskier, za szybko - Rience uśmiechnął sięzłowrogo.- Za skwapliwie.Sprytny jesteś, ale nieostrożny.Nie wiesz, powiadasz,gdzie to jest.Ale założę się, że wiesz, co to jest. Jaskier zacisnął zęby.Ze złości i rozpaczy. - No? - Rience dał znak śmierdzącemu.- Gdzie ukrywa sięwiedźmin? Jak nazywa się to miejsce? Poeta milczał.Sznur napiął się, boleśnie wykręcił ręce, stopystraciły kontakt z ziemią.Jaskier zawył, urwanie i krótko, bo czarodziejskipierścień Rience'a natychmiast go zakneblował. - Wyżej, wyżej - Rience oparł ręce o biodra.- Wiesz, Jaskier,mógłbym magicznie wysondować ci mózg, ale to wyczerpujące.Poza tym lubię patrzeć,jak oczy z bólu wyłażą z orbit.A ty i tak powiesz. Jaskier wiedział, że powie.Powróz przytwierdzony do jegokostek napiął się, napełniony wapnem ceber ze zgrzytem przesunął się po klepisku. - Panie - powiedział nagle drugi drab, zasłaniając latarnięopończą i wyglądając przez szparę w drzwiach chlewika.- Ktoś tu idzie.Jakaśdziewka chyba. - Wiecie, co robić - syknął Rience.- Zgaś latarnię. Śmierdzący puścił linę, Jaskier zwalił się bezwładnie na ziemię,ale tak, że widział, jak ten od latarni staje przy drzwiczkach, a śmierdzący, zdługim nożem w ręku, czai się z drugiej strony.Przez szpary w deskach przeświecałyświatła zamtuza, poeta słyszał dobiegające stamtąd gwar i śpiewy. Drzwi chlewa skrzypnęły i otwarły się, stanęła w nich niewysokapostać owinięta płaszczem, w okrągłej, ciasnoprzylegającej do głowy czapeczce.Po chwili wahania niewiasta przekroczyła próg.Śmierdzący przypadł do niej, z rozmachem ciął nożem.I zwalił się na klęczki, bonóż nie napotkał oporu, przeszedł przez gardło postaci jak przez kłąb dymu.Bopostać faktycznie była kłębem dymu, który już zaczynał się rozwiewać.Ale nimzdążył się rozwiać, do chlewa wpadła druga postać, niewyraźna, ciemna i zwinna jakłasica.Jaskier zobaczył, jak ciskając płaszczem w tego od latarni przeskoczyłanad śmierdzącym, widział, jak coś błysnęło w jej dłoni, usłyszał, jak śmierdzącyzakrztusił się i dziko zarzęził.Drugi drab wymotał się z płaszcza, skoczył,zamachnął się nożem.Z dłoni ciemnej postaci wystrzeliła z sykiem ognistabłyskawica, z upiornym trzaskiem rozlała się, jak płonąca oliwa, po twarzy i piersidraba.Drab wrzasnął przeraźliwie, chlew wypełnił obrzydliwy odór palonego mięsa. Wtedy zaatakował Rience.Czar, który rzucił, rozjaśnił ciemnośćniebieskim blaskiem, w którym Jaskier zobaczył smukłą kobietę w męskim stroju,dziwnie gestykulującą oboma rękami.Zobaczył ją na sekundę, bo niebieska poświataznikła raptownie wśród huku i oślepiającego błysku, a Rience z rykiem wściekłościpoleciał do tyłu, runął na drewniane przegrody, łamiąc je z trzaskiem.Kobieta wmęskim stroju skoczyła za nim, w jej dłoni zamigotał sztylet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]