[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O co mi chodzi, wiecie ażza dobrze.Chcecie chować głowy w piasek, wasza sprawa.Ale tobie, Geralt, dziwięsię mocno. - Triss - białowłosy wiedźmin znowu spojrzał jej prosto w oczy.— Czego ty ode mnie oczekujesz? Aktywnego udziału w walce o ocalenie walącego sięw gruzy świata? Mam zaciągnąć się do wojska i powstrzymać Nilfgaard? Powinienem,gdyby doszło do kolejnej bitwy o Sodden, stanąć z tobą na Wzgórzu, ramię w ramię,i bić się o wolność? - Byłabym dumna - rzekła cicho, opuszczając głowę.- Byłabymdumna i szczęśliwa, mogąc walczyć u twojego boku. - Wierzę.Ale ja nie jestem na to dość szlachetny.I nie dośćmężny.Ja nie nadaję się na żołnierza i bohatera.Dojmujący strach przed bólem,przed kalectwem lub śmiercią nie jest jedynym powodem.Nie można zmusić żołnierza,by przestał się bać, ale można go wyposażyć w motywację, która pomoże mu przełamaćstrach.A ja takiej motywacji nie mam.Nie mogę mieć.Jestem wiedźminem.Sztuczniestworzonym mutantem.Zabijam potwory.Za pieniądze.Bronię dzieci, gdy rodzice mizapłacą.Jeśli zapłacą mi nilfgaardzcy rodzice, będę bronił nilfgaardzkich dzieci.A jeśli nawet świat legnie w gruzach, co nie wydaje mi się prawdopodobnym, będęzabijał potwory na gruzach świata dopóty, dopóki jakiś potwór mnie nie zabije.Tojest mój los, moja motywacja, moje życie i mój stosunek do świata.I nie ja gowybrałem.Zrobiono to za mnie. - Jesteś rozgoryczony - stwierdziła, nerwowo szarpiąc pasemkowłosów.- Albo udajesz rozgoryczonego.Zapominasz, że cię znam, nie odgrywajprzede mną nieczułego mutanta, pozbawionego serca, skrupułów i własnej woli.Aprzyczyny rozgoryczenia odgaduję i rozumiem je.Przepowiednia Ciri, prawda? - Nie, nieprawda - odpowiedział chłodno.- Widzę, że jednakmało mnie znasz.Boję się śmierci jak każdy, ale z myślą o niej oswoiłem się jużbardzo dawno temu, nie mam złudzeń.To nie jest użalanie się nad losem, Triss, tozwykła chłodna kalkulacja.Statystyka.Jeszcze żaden wiedźmin nie zmarł zestarości, w łóżku, dyktując testament.Żaden.Ciri nie zaskoczyła mnie ani nienastraszyła.Wiem, że umrę w jakiejś śmierdzącej padliną jamie, rozszarpany przezgryfa, lamię lub mantikorę.Ale na wojnie nie chcę umierać, bo to nie jest mojawojna. - Dziwię ci się - odrzekła ostro.- Dziwię się, że tak mówisz,dziwię się twojemu brakowi motywacji, jak zechciałeś uczenie określić lekceważącydystans i obojętność.TY byłeś w Sodden, w Angrenie i na Zarzeczu.Wiesz, co stałosię z Cintrą, wiesz, co spotkało królową Calanthe i kilkanaście tysięcytamtejszych ludzi.Wiesz, przez jakie piekło przeszła Ciri, wiesz, dlaczego onakrzyczy po nocach.Ja również to wiem, bo ja też tam byłam.Ja również boję siębólu i śmierci, dzisiaj boję się jeszcze bardziej, niż wtedy, mam po temu powody.Co do motywacji, to wtedy wydawało mi się, że mam jej równie mało co ty.Miałymnie, czarodziejkę, obchodzić losy Sodden, Brugge, Cintry czy innych królestw?Kłopoty mniej lub bardziej udolnych władców? Interesy kupców i baronów? Byłamczarodziejką, też mogłam powiedzieć, że to nie moja wojna, że mogę na gruzachświata mieszać eliksiry dla Nilfgaardczyków.Ale stanęłam wtedy na Wzgórzu, obokVilgefortza, obok Artauda Terranovy, obok Fercarta, obok Enid Findabair i FilippyEilhart, obok twojej Yennefer.Obok tych, których już nie ma - Koral, Yoela,Vanielle.i był taki moment, że zapomniałam ze strachu wszystkich zaklęć opróczjednego, za pomocą którego mogłam teleportować się z tamtego strasznego miejsca dodomu, do mojej maleńkiej wieżyczki w Mariborze.Była taka chwila, że rzygałam zprzerażenia, a Yennefer i Koral podtrzymywały mnie za kark i włosy. - Przestań.Przestań, proszę. - Nie, Geralt.Nie przestanę.Przecież chcesz wiedzieć, co sięstało tam, na Wzgórzu.Posłuchaj więc - był huk i płomień, były świetliste groty irozrywające się kule ognia, był wrzask i łoskot, a ja nagle znalazłam się naziemi, na jakiejś kupie zwęglonych, dymiących szmat, i nagle zrozumiałam, że takupa szmat to jest Yoel, a to obok, to coś okropnego, ten kadłub bez rąk i nóg,który tak makabrycznie krzyczy, to jest Koral.I myślałam, że krew, w której leżę,jest krwią Koral.Ale to była moja własna.I wtedy zobaczyłam, co mi zrobiono, izaczęłam wyć, wyć jak bity pies, jak krzywdzone dziecko.Zostaw mnie! Nieobawiaj się, nie rozpłaczę się.Nie jestem już dziewczynką z wieżyczki wMariborze.Psiakrew, ja jestem Triss Merigold, Czternasta Poległa spod Sodden
[ Pobierz całość w formacie PDF ]