[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Albo świnię - wtrącił gnom. - Albo dziką świnię - dodał poważnie Jaskier. - Głupiś, poeto.Rzecz w tym, by to sobaka albo świniamandragorę z ziemi wytargała, wówczas klątwy i urokizielska na ciągnącego zwierzaka spadną, zielarz zasię,daleko i bezpiecznie w chaszczach ukryty, cało ujdzie.Co,panie Regis? Słusznie mówię? - Metoda jest interesująca - przyznał alchemik,uśmiechając się zagadkowo.- Głównie przez jej pomysłowość.Minusem jest jednak daleko posunięta komplikacja.Wszakże teoretycznie wystarczyłby sam postronek, bezpociągowego zwierzęcia.Nie posądzałbym mandragoryo zdolność rozpoznania, kto ciągnie za postronek.Czaryi klątwy zawsze powinny spaść na sznurek, który jestprzecież tańszy i mniej kłopotliwy w obsłudze niż pies, żeo świni nie wspomnę. - Kpicie? - Gdzieżbym śmiał.Mówiłem, podziwiam pomysłowość.Bo jakkolwiek mandragora, wbrew powszechnejopinii, nie jest zdolna do rzucania uroków czy klątw, jestto w stanie świeżym roślina silnie toksyczna, tak dalece,że trująca jest nawet gleba wokół korzenia.Pryśniecieświeżego soku na twarz lub na skaleczoną dłoń, ba,nawet wdychanie oparu może mieć fatalne skutki.Jaużywam maski i rękawic, co nie znaczy, bym miał coś dozarzucenia metodzie postronka. - Hmmm.- zastanowił się krasnolud.- A z owymkrzykiem straszliwym, który wyrywana alrauna wydaje,prawda to? - Mandragora nie posiada strun głosowych - wyjaśniłspokojnie alchemik.- To raczej typowe dla roślin, nieprawdaż?Wydzielana przez kłącze toksyna ma jednak silnedziałanie halucynogenne.Głosy, krzyki, szepty i innedźwięki to nic innego, jak halucynacje wytwarzane przezporażony centralny ośrodek nerwowy. - Ha, na śmierć zapomniałem - z ust Jaskra, którywłaśnie wychylił menzurkę, wyrwało się stłumione beknięcie.-Mandragora jest silnie trująca! A ja brałem ją doręki! A teraz chlamy ten wywar bez opamiętania. - Toksyczny jest wyłącznie świeży korzeń alrauny -uspokoił go Regis.- Mój jest sezonowany i właściwieprzygotowany, a destylat jest filtrowany.Nie ma powodudo obaw. - Pewnie, że nie ma - zgodził się Zoltan.- Bimberzawsze będzie bimbrem, pędzić go można nawet z szaleju,pokrzywy, rybich łusek i starych sznurowadeł.Dawajszklankę, Jaskier, bo kolejka czeka. Konsekwentnie napełniana menzurka okrążyłakompanię.Wszyscy porozsiadali się wygodnie na polepie.Wiedźminsyknął i zaklął, poprawił pozycję, bo przy siadaniuból znowu przeszył mu kolano.Zobaczył, że Regis przygląda mu się uważnie. - Świeża rana? - Niezbyt.Ale dokucza.Masz tu jakieś zioła, zdolneuśmierzyć ból? - To zależy od rodzaju bólu - uśmiechnął się nieznaczniecyrulik.- I od jego przyczyn.W twoim pocie, wiedźminie,wyczuwam dziwny zapach.Byłeś leczony magią?Podawano ci magiczne enzymy i hormony? - Podawano mi różne leki.Nie miałem pojęcia, żejeszcze można je wywęszyć w moim pocie.Masz cholernieczuły węch, Regis. - Każdy ma jakieś zalety.Dla wyrównania wad.Jakądolegliwość leczono ci magicznie? - Miałem złamaną rękę i trzon kości udowej. - Jak dawno temu? - Miesiąc z okładem. - I już chodzisz? Niebywałe.Driady z Brokilonu, prawda? - Jak na to wpadłeś? - Tylko driady znają leki, zdolne tak szybko odbudowaćtkankę kostną.Na wierzchach twoich dłoni widzęciemne punkty, miejsca, w które wniknęły korzonki conynhaeli isymbiotyczne pędy purpurowego żywokostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]