[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie byłeśneutralny. - Nie byłem.Ale ty żyjesz.Triss żyje. - Co z nią? - Uderzyła się w głowę, wypadając z wozu, który Yarpen usiłowałocalić.Ale już jest sprawna.Leczy rannych. Ciri rozejrzała się.Wśród dymu dopalających się furgonówmigały sylwetki zbrojnych.A dookoła leżały skrzynie i beczki.Część z nich byłarozbita, a zawartość rozsypana.Były to zwykłe, szare polne kamienie.Popatrzyłana nie ze zdumieniem. - Pomoc dla Demawenda z Aedirn - zgrzytnął zębami stojący obokYarpen Zigrin.- Pomoc sekretna i niezwykle ważna.Konwój o specjalnym znaczeniu! - To była pułapka? - Krasnolud odwrócił się, spojrzał na nią, na Geralta.Potemznów popatrzył na wysypujące się z beczek kamienie, splunął. - Tak - potwierdził.- Pułapka. - Na Wiewiórki? - Nie. Zabitych ułożono równym szeregiem.Leżeli obok siebie nierozdzieleni - elfy, ludzie i krasnoludy.Był wśród nich Yannick Brass.Byłaciemnowłosa elfka w wysokich butach.I krasnolud z czarną, błyszczącą od skrzepłejkrwi brodą, zaplecioną w warkoczyki.A obok nich. - Paulie! - szlochał Regan Dahlberg, trzymając głowę brata nakolanach.- Paulie! Dlaczego? Milczeli.Wszyscy.Nawet ci, którzy wiedzieli, dlaczego. Regan obrócił ku nim skrzywioną, mokrą od łez twarz. - Co ja matce powiem? - zajęczał.- Co ja jej powiem? Milczeli. Niedaleko, otoczony żołnierzami w czarno-złotych barwachKaedwen, leżał Wenck.Oddychał ciężko, a każdy wydech wypychał mu na wargi krwawebańki.Obok klęczała Triss, nad nimi stał rycerz w lśniącej zbroi. - No i co? - spytał rycerz.- Pani czarodziejko? Przeżyje? - Zrobiłam, co mogłam - Triss wstała, zacisnęła usta.- Ale. - Co? - Używali tego - pokazała mu strzale o dziwnym grocie, uderzyłanią w stojącą obok beczkę.Czubek strzały rozdzielił się, rozpękł na czterykolczaste, haczykowate igły.Rycerz zaklął. - Fredegard.- odezwał się z wysiłkiem Wenck.- Fredegard,słuchaj. - Nie wolno ci mówić! - rzekła ostro Triss.- Ani ruszać się!Zaklęcie ledwo trzyma! - Fredegard - powtórzył komisarz.Krwawa bańka na jego wargachpękła, na jej miejscu natychmiast utworzyła się druga.- Myliliśmy się.Wszyscysię mylili.To nie Yarpen.Niesłusznie posądzaliśmy.Ręczę za niego.Yarpennie zdradził.Nie zdra. - Milcz! - krzyknął rycerz.- Milcz, Vilfrid! Hej, żywo, dajcietu nosze! Nosze! - Już nie trzeba - powiedziała głucho czarodziejka, patrząc nawargi Wencka, na których już nie tworzyły się bańki.Ciri odwróciła się,przycisnęła twarz do boku Geralta. Fredegard wyprostował się.Yarpen Zigrin nie patrzył na niego.Patrzył na zabitych.Na Regana Dahiberga wciąż klęczącego nad bratem. - To było konieczne, panie Zigrin - powiedział rycerz.- Tojest wojna.Był rozkaz.Musieliśmy mieć pewność. Yarpen milczał.Rycerz spuścił wzrok. - Wybaczcie - szepnął. Krasnolud wolno obrócił głowę, spojrzał na niego.Na Geralta.Na Ciri.Na wszystkich.Ludzi. - Co wyście z nami zrobili? - spytał z goryczą.- Co wyściezrobili z nami? Co zrobiliście.z nas? Nikt mu nie odpowiedział. Oczy długonogiej elfki były zeszklone i matowe.Na jejwykrzywionych wargach zastygł krzyk. Geralt objął Ciri.Wolnym ruchem odpiął od jej kubraczka białą,upstrzoną ciemnymi plamkami różę, bez słowa rzucił kwiat na ciało Wiewiórki. - Żegnaj - szepnęła Ciri.- Żegnaj, Różo z Shaerrawedd.Żegnaji. - I wybacz nam - dokończył wiedźmin.Strona główna Indeks
[ Pobierz całość w formacie PDF ]