[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przecież podczas tego niby - kontaktu pięć lat temu udzieliÅ‚ mi zgody na objÄ™cie tronu.OczywiÅ›cie, mogÅ‚o mu chodzić o regencjÄ™.      - Nie pomogÅ‚eÅ› Erykowi, gdy siÄ™gaÅ‚ po wÅ‚adzÄ™ - powiedziaÅ‚em.- Czy pomógÅ‚byÅ› teraz, gdyby ktoÅ› próbowaÅ‚ mu jÄ… odebrać?      - Jest tak, jak powiedziaÅ‚em - odparÅ‚.- Uważam go za regenta.Nie twierdzÄ™, że mi siÄ™ to podoba, ale nie chcÄ™ wiÄ™cej konfliktów w Amberze.      - WiÄ™c pomógÅ‚byÅ› mu?      - PowiedziaÅ‚em już wszystko, w miaÅ‚em do powiedzenia w tej kwestii.Z radoÅ›ciÄ… powitam ciÄ™ w Avalonie, lecz nie pozwolÄ™ użyć go jako terenu, z którego wyprowadzisz atak na Amber.Czy to wyjaÅ›nia sprawy, jeÅ›li chodzi o twoje plany, jakiekolwiek by byÅ‚y?      - WyjaÅ›nia - potwierdziÅ‚em.      - A wiÄ™c czy nadal chcesz tu pozostać?      - Nie wiem - odparÅ‚em.- Czy twoje pragnienie, by zapobiec konfliktom w Amberze, dziaÅ‚a w obie strony?      - Nie rozumiem.      - Widzisz, gdybym wbrew swojej woli musiaÅ‚ wrócić do Amberu, to możesz być cholernie pewny, że rozpÄ™taÅ‚bym tyle konfliktów, ile bym tylko potrafiÅ‚, byle uniknąć znalezienia siÄ™ w sytuacji, w jakiej byÅ‚em poprzednio.      ZbladÅ‚ i spuÅ›ciÅ‚ wzrok.      - Nie zdradziÅ‚bym ciÄ™, Corwinie.Czy sÄ…dzisz, że jestem pozbawiony uczuć? Nie chciaÅ‚bym widzieć ciÄ™ na powrót uwiÄ™zionego, oÅ›lepionego, może jeszcze gorzej.Zawsze chÄ™tnie ciÄ™ powitam.Swe lÄ™ki, razem ze swymi ambicjami, możesz pozostawić na granicy.      - W takim razie chciaÅ‚bym tu jeszcze pozostać - oÅ›wiadczyÅ‚em.- Nie mam armii i nie przybywam tu, by jÄ… zdobyć.      - Wiedz zatem, że chÄ™tnie ciÄ™ widzÄ™.      - DziÄ™ki, Benedykcie.Nie spodziewaÅ‚em siÄ™, że spotkam ciÄ™ tutaj.CieszÄ™ siÄ™, że tak siÄ™ staÅ‚o.      ZarumieniÅ‚ siÄ™ lekko.      - Ja także - powiedziaÅ‚.- Czy jestem pierwszy, którego spotykasz.po swojej ucieczce?      - Tak - kiwnÄ…Å‚em gÅ‚owÄ….- I jestem bardzo ciekawy, co siÄ™ dzieje z resztÄ….Masz jakieÅ› wiadomoÅ›ci?      - Å»adnych zgonów - odparÅ‚.      RozeÅ›mieliÅ›my siÄ™ obaj i wiedziaÅ‚em, że sam bÄ™dÄ™ musiaÅ‚ dotrzeć do rodzinnych plotek.No cóż, warto byÅ‚o spróbować.      - ChcÄ™ tu zostać jeszcze przez jakiÅ› czas - poinformowaÅ‚ Benedykt.- BÄ™dÄ™ utrzymywaÅ‚ staÅ‚e patrole, by siÄ™ przekonać, czy nie ma już nieprzyjaciół w okolicy.Może to potrwać jakiÅ› tydzieÅ„, nim siÄ™ wycofamy.      - Och? WiÄ™c to nie byÅ‚o caÅ‚kiem zwyciÄ™stwo?      - WierzÄ™, że tak, ale po co podejmować niepotrzebne ryzyko? Warto poÅ›wiÄ™cić parÄ™ dni, żeby siÄ™ przekonać.      - RozsÄ…dnie - pokiwaÅ‚em gÅ‚owÄ….     .Tak wiÄ™c, jeżeli nie masz ochoty siedzieć w obozie, to nie widzÄ™ powodow, byÅ› nie ruszyÅ‚ dalej, w stronÄ™ miasta.UtrzymujÄ™ w Avalonie kilka rezydencji i pomyÅ›laÅ‚em sobie, że mógÅ‚byÅ› zaczekać w jednej z nich.To niewielki dworek, moim zdaniem, caÅ‚kiem miÅ‚y.Leży niedaleko od miasta.      - ChÄ™tnie go zobaczÄ™.      - Rano dam ci mapÄ™ i list do zarzÄ…dcy.      - DziÄ™ki, Benedykcie.      - DoÅ‚Ä…czÄ™ do ciebie, gdy tylko zakoÅ„czÄ™ swoje sprawy tutaj - dodaÅ‚.- A do tego czasu moi goÅ„cy codziennie bÄ™dÄ… tamtÄ™dy przejeżdżać.Przez nich bÄ™dÄ™ siÄ™ z tobÄ… kontaktowaÅ‚.      - Doskonale.      - A wiÄ™c.znajdź sobie jakiÅ› wygodny kawaÅ‚ek ziemi - zakoÅ„czyÅ‚.- Jestem pewien, że nie przeÅ›pisz sygnaÅ‚u na Å›niadanie.      - Rzadko mi siÄ™ to zdarza - przyznaÅ‚em.- Czy możemy spać tam, gdzie leżą nasze rzeczy?      - OczywiÅ›cie - zgodziÅ‚ siÄ™, po czym dokoÅ„czyliÅ›my wino.      Kiedy wychodziliÅ›my z namiotu, chwyciÅ‚em wysoko pÅ‚achtÄ™ u wejÅ›cia i Å›ciÄ…gnÄ…Å‚em kilka cali w bok.Benedykt życzyÅ‚ mi dobrej nocy i odwróciÅ‚ siÄ™ pozwalajÄ…c jej opaść swobodnie.Nie zauważyÅ‚ szczeliny, która powstaÅ‚a wzdÅ‚uż jednego z boków.      PrzygotowaÅ‚em sobie legowisko spory kawaÅ‚ek na prawo od naszych rzeczy, tak bym mógÅ‚ patrzeć na namiot Benedykta.GrzebiÄ…c w bagażu przeniosÅ‚em go także.Ganelon spojrzaÅ‚ na mnie pytajÄ…co, lecz skinÄ…Å‚em tylko gÅ‚owÄ… i wskazaÅ‚em wzrokiem namiot.SpojrzaÅ‚ tam, przytaknÄ…Å‚ i rozÅ‚ożyÅ‚ swoje koce jeszcze bardziej na prawo.      ZmierzyÅ‚em wzrokiem odlegÅ‚ość i podszedÅ‚em do niego.      - Wiesz - powiedziaÅ‚em - wolaÅ‚bym spać w tym miejscu.Możesz siÄ™ zamienić? - I mruknÄ…Å‚em znaczÄ…co.      - Mnie tam bez różnicy - wzruszyÅ‚ ramionami.      Ogniska pogasÅ‚y lub dogasaÅ‚y i wiÄ™kszość ludzi już spaÅ‚a.Strażnik zwracaÅ‚ na nas uwagÄ™ jedynie przy kilku pierwszych obchodach.W obozie panowaÅ‚a cisza.Å»adna chmura nie przysÅ‚aniaÅ‚a Å›wiatÅ‚a gwiazd.ByÅ‚em zmÄ™czony; zapach dymu i wilgotnej ziemi przyjemnie drażniÅ‚ moje nozdrza, przypominajÄ…c o innych czasach i miejscach, o odpoczynkach u kresu dni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]