[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zmuszę cię, byśsama mi to wyznała.Słowem albo czynem! Zmuszę cię,byś wyznała, kim jesteś.I wtedy cię zabiję. Esterhazy syknął, jakby ktoś go zranił. - A ten miecz - Bonhart nawet nie spojrzał na niego -był dla ciebie za ciężki.Przez to byłaś zbyt wolna.Byłaśwolna jak ślimak w ciąży.Esterhazy! To, co jej dałeś, byłoza ciężkie o co najmniej cztery uncje. Miecznik był blady.Wodził oczami od niej do niego, odniego do niej, a twarz miał dziwnie zmienioną.Wreszcieskinął na pachołka, półgłosem wydał mu rozkaz. - Mam coś - powiedział wolno - co powinno cięusatysfakcjonować, Bonhart. - Dlaczego więc nie pokazałeś mi tego od razu? -warknął łowca.- Pisałem, że chcę czegoś ekstra.Możesądzisz, że na lepszy miecz mnie nie stać? - Ja wiem, na co ciebie stać - rzekł z naciskiemEsterhazy.- Nie od dziś to wiem.A że nie pokazałem od razu?Nie mogłem przecież wiedzieć, kogo do mnie przyprowadzisz.na smyczy, z obrożą na szyi.Nie mogłem się domyślić,dla kogo ma być miecz i do czego ma służyć.Teraz już wiem wszystko. Pachołek wrócił, niosąc podłużne pudło. - Zbliż się, dziewczyno - powiedział cicho Esterhazy.-Spójrz. Ciri zbliżyła się.Spojrzała.I westchnęła głośno.Obnażyła miecz, szybkim, ruchem.Ogień z komina oślepiającozapłonął na faliście zarysowanym szwie ostrza,zajarzył się czerwono w ażurowaniach zastawy.***** - To ten - powiedziała Ciri.- Jak się pewnie domyślasz.Weźdo ręki, jeśli chcesz.Ale uważaj, jest ostrzejszyod brzytwy.Czujesz, jak rękojeść klei się do dłoni? Zrobionajest ze skóry takiej płaskiej ryby, co ma na ogonie jadowity kolec. - Raja. - Chyba.Ta ryba ma w skórze malutkie ząbki, dlategorękojeść nie ślizga się w ręku, nawet gdy się ręka spoci.Zobacz, co jest wytrawione na klindze. Vysogota pochylił się, przyjrzał, mrużąc oczy. - Elfia mandala - powiedział po chwili, unosząc głowę.- Tak zwana blathan caerme, girlanda losu: stylizowanekwiaty dębu, tawuły i żarnowca.Wieża, rażona piorunem,u Starszych Ras symbol chaosu i destrukcji.A nad wieżą. - Jaskółka - dokończyła Ciri.- Zireael.Moje imię.***** - Faktycznie, niebrzydka rzecz - powiedział wreszcieBonhart.- Gnomia robota, od razu widać.Tylko gnomytakie ciemne żelazo kuły.Tylko gnomy ostrzyły płomieniściei tylko gnomy ażurowały klingi, by zmniejszyć wagę.Przyznaj się, Esterhazy.To replika? - Nie - zaprzeczył miecznik.- Oryginał.Prawdziwygnomi gwyhyr.Ta głownia ma ponad dwieście lat.Oprawa,ma się rozumieć, jest o wiele młodsza, ale replikąbym jej nie nazwał.Gnomy z Tir Tochair robiły ją na mojezamówienie.Według dawnych technik, metod i wzorców. - Cholera.Może być, że faktycznie nie będzie mniestać.Ileż to zawinszujesz sobie za ten brzeszczot? Esterhazy milczał czas jakiś.Twarz miał nieprzeniknioną. - Ja go oddam za darmo, Bonhart - powiedział wreszciegłuchym głosem.- W podarunku.Żeby wypełniło się,co ma się wypełnić. - Dziękuję - rzekł Bonhart, widocznie zaskoczony.-Dziękuję Ci, Esterhazy.Królewski podarunek, iście królewski.Przyjmuję, przyjmuję.I jestem twym dłużnikiem. - Nie jesteś.Miecz jest dla niej, nie dla ciebie.Podejdź, dziewczyno nosząca obrożę na szyi.Przyjrzyj sięznakom wytrawionym na klindze.Nie rozumiesz ich, tooczywiste.Ale ja ci je objaśnię.Spójrz.Linia wytyczonaprzez los jest kręta, ale wiedzie ku tej oto wieży.Kuzagładzie, ku zniszczeniu ustalonych wartości, ustalonegoporządku.Ale oto nad wieżą, widzisz? Jaskółka.Symbolnadziei.Weź ten miecz.Niechaj wypełni się, co ma sięwypełnić. Ciri ostrożnie wyciągnęła rękę, delikatnie pogładziłaciemny brzeszczot z lśniącymi jak lustra krawędziami. - Weź go - rzekł powoli Esterhazy, patrząc na Ciriszeroko rozwartymi oczami.- Weź go.Weź go do ręki,dziewczyno.Weź
[ Pobierz całość w formacie PDF ]