[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaskier zastukał w ołowiane ramki.Okno nie było zamknięte, ustąpiło przylekkim pchnięciu. - Geralt! Hej, Geralt! - Jaskier? Zaczeka].Nie wchodź, proszę. - Jak to, nie wchodź? Co to znaczy, nie wchodź? - poeta pchnąłokno.- Nie jesteś sam, czy co? Czy może chędożysz akuratnie? Nie doczekawszy się odpowiedzi i nie czekając na nią, wgramoliłsię na parapet, strącając leżące na nim jabłka i cebule. - Geralt.- sapnął i natychmiast umilkł.A potem zakląłpółgłosem, patrząc na jasnozielony strój medyczki leżący na podłodze.Otworzyłusta ze zdumienia i zaklął jeszcze raz.Wszystkiego mógł się spodziewać.Ale tego nie. - Shani.- pokręcił głową.- A niech mnie. - Bez komentarzy, bardzo proszę - wiedźmin usiadł na łóżku.AShani zakryła się, podciągając prześcieradło aż po zadarty nos. - No, wejdźże - Geralt sięgnął po spodnie.- Skoro właziszoknem, to musi to być ważna sprawa.Bo jeśli to nie jest ważna sprawa, to zarazcię tym oknem wyrzucę. Jaskier zlazł z parapetu, strącając resztę cebul.Usiadł,przysunąwszy sobie nogą zydel.Wiedźmin podniósł z podłogi odzież Shani i własną.Minę miał nietęgą.Ubierał się w milczeniu.Medyczka, kryjąc się za jego plecami,mocowała się z koszulą.Poeta obserwował ją bezczelnie, w myśli szukając porównańi rymów do złotawego w świetle kaganka koloru jej skóry i kształtu malutkich piersi. - O co chodzi, Jaskier? - wiedźmin zapiął klamry butów.- Gadaj. - Pakuj się - odrzekł sucho.- Musisz pilnie wyjechać. - Jak pilnie? - Niezwykle pilnie. - Shani.- Geralt chrząknął.- Shani powiedziała mi oszpiclach, którzy cię śledzili.Zgubiłeś ich, jak rozumiem? - Niczego nie rozumiesz. - Rience? - Gorzej. - W takim razie naprawdę nie rozumiem.Zaraz.Redańczycy?Tretogor? Dijkstra? - Zgadłeś. - To jeszcze nie powód. - To już powód - przerwał Jaskier.- Im już nie chodzi o Rience'a,Geralt.Chodzi im o dziewczynkę i o Yennefer.Dijkstra chce wiedzieć, gdzie one są.Zmusi cię, byś mu to wyjawił.Teraz rozumiesz? - Teraz tak.Wiejemy zatem.Trzeba będzie oknem? - Bezwzględnie.Shani? Dasz sobie radę? Medyczka obciągnęła na sobie szatę. - To nie pierwsze okno w moim życiu. - Byłem tego pewien - poeta spojrzał na nią uważnie, licząc, żezobaczy godny rymu i metafory rumieniec.Przeliczył się.Wesołość w piwnych oczachi bezczelny uśmiech były wszystkim, co zobaczył. Na parapet bezszelestnie spłynęła wielka szara sowa.Shanikrzyknęła cicho.Geralt sięgnął po miecz. - Nie wygłupiaj się, Filippa - powiedział Jaskier. Sowa znikła, w jej miejscu zjawiła się Filippa Eilhart,niezgrabnie przykucnięta.Czarodziejka natychmiast wskoczyła do izby, wygładzającwłosy i ubranie. - Dobry wieczór - powiedziała zimno.- Przedstaw mnie, Jaskier. - Geralt z Rivii.Shani z Medycyny.A ta sowa, która taksprytnie leciała moim śladem, to wcale nie sowa.To Filippa Eilhart z RadyCzarodziejów, obecnie w służbie króla Vizimira, ozdoba dworu w Tretogorze.Szkoda,że mamy tu tylko jedno krzesło. - Wystarczy w zupełności - czarodziejka rozsiadła się nazwolnionym przez trubadura zydlu, powiodła po obecnych powłóczystym spojrzeniem,nieco dłużej zatrzymując wzrok na Shani.Medyczka, ku zdumieniu Jaskra,zarumieniła się nagle. - W zasadzie to, z czym przybywam, dotyczy wyłącznie Geralta zRivii - zaczęła Filippa po krótkiej chwili.- Świadoma jestem jednak, żewypraszanie stąd kogokolwiek byłoby nietaktem, a zatem. - Mogę wyjść - powiedziała niepewnie Shani. - Nie możesz - mruknął Geralt.- Nikt nie może, dopóki sytuacjanie będzie jasna.Czy nie tak, pani Eilhart? - Dla ciebie Filippa - uśmiechnęła się czarodziejka.- Odrzućmykonwenanse.I nikt nie musi stąd wychodzić, niczyje towarzystwo mi nieprzeszkadza.Co najwyżej zaskakuje, ale cóż, życie to nieprzerwane pasmoniespodzianek.jak mawia jedna z moich znajomych.Jak mawia nasza wspólnaznajoma, Geralt.Studiujesz medycynę, Shani? Który rok? - Trzeci - burknęła dziewczyna. - Ach - Filippa Eilhart nie patrzyła na nią, lecz na Wiedźmina.- Siedemnaście lat, cóż za piękny wiek.Yennefer wiele by dała, by znowu tylemieć.Jak sądzisz, Geralt? Zresztą zapytam ją o to przy sposobności. Wiedźmin uśmiechnął się paskudnie. - Nie wątpię, że zapytasz.Nie wątpię, że wzbogacisz pytaniekomentarzem.Nie wątpię, że ubawi cię to setnie.A teraz przejdź do rzeczy, proszę. - Słusznie - kiwnęła głową czarodziejka, poważniejąc.- Najwyższy czas.A czasu za dużo nie masz.Jaskier zapewne już zdążył ciprzekazać, że Dijkstra nabrał nagle ochoty na spotkanie z tobą i na rozmowę mającąna celu ustalenie miejsca pobytu pewnego dziewczęcia.Dijkstra ma w tej sprawierozkazy od króla Vizimira, sądzę więc, że będzie bardzo nalegał, byś mu owomiejsce wyjawił. - Jasne.Dziękuję za ostrzeżenie.Jedno tylko dziwi mnietrochę.Mówisz, że Dijkstra dostał rozkazy od króla.A ty nie otrzymałaś żadnych?W radzie Vizimira zasiadasz wszakże na prominentnym miejscu. - Owszem - czarodziejka nie przejęła się drwiną.- Zasiadam.Ipoważnie traktuję moje obowiązki, polegające na tym, by ustrzegać króla przedpopełnianiem omyłek.Niekiedy, tak jak w tym konkretnym przypadku, nie wolno mimówić królowi wprost, że popełnia błąd, i odradzać pochopne działanie.Po prostumuszę mu uniemożliwić popełnienie pomyłki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]