[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jakiej sprawie, tego złoczyńca Nazarian nie wie,bo się przed nim ani rzeczony wcześniej Ryens, ani pólelfSchirru z sekretu nie spuścili.Ale gdy Ryensowi raporto konszachtach tych zdany został, Ryens rozkazałjurystów zgładzić. Dalej zeznał złoczyńca Nazarian: wspólnik jego Schirruz domu jurystów dokumenta skradł, które Ryensowidostarczone były do Carreras, do oberży "Pod Lisem Przecherą".O czym Ryens i Schirru tam konwersowali, Nazarianowinie jest wiadome, ale nazajutrz cała owa przestępcza trójcado Brugge się udała i tam Czwartego dnia ponowiu dopuściła się porwania młodej panny z domu z cegłyczerwonej, na drzwiach którego mosiężne nożyce przybitebyły.Pannę Ryens magicznym napojem oszołomił,a zbrodniarze Schirru i Nazarian w wielkim pośpiechykolaską ją powieźli do Verden, do twierdzy Nastrog.Araz rzecz następuje, którą wielkiej uwadze JWP Hrabiegopolecam: złoczyńcy wydali porwaną pannę nilfgaardkiemukomendantowi twierdzy, upewniając jego, ze owa porwanazwie się Cyryla z Cintry.Komendant, jako zeznałzbrodzień Nazarian, wielce tą wiadomością był ukontentowany. Powyższe ściśle tajnie kurierem JWP Hrabiemuekspediuję.Dokładny protokół przesłuchania takoż poślę, jenogo skryba na czysto przepisze.Uniżenie JWP Hrabiegoo instrukcje upraszam, co ze złoczyńcą Nazarianem uczynić.Azali wsypać mu kąsać bizunem, by więcej ostali raczyłprzypomnieć sobie, azali obwiesić wedle obserwancyi. Kreślę się z szacunkiem etc, etc. Vascoigne zamaszyście podpisał raport, odcisnąłpieczęć i wezwał gońca. Treść raportu znana byla Dijkstrze wieczorem tegosamego dnia.Filippie Eilhart znana była w południe dnianastępnego.***** Gdy niosący wiedzmina i Jaskra koń wyłonił się znadbrzeżnych olszyn, Milva i Cahir byli mocno zdenerwowani.Wcześniej już słyszeli odgłosy bitwy, woda Iny niosładźwięki na dużą odległość. Pomagając ściągnąć poetę z siodła, Milva widziała, jakGeralt stężał na widok Nilfgaardczyka.Nie zdążyłapowiedzieć słowa, Wiedźmin zresztą też nie, bo Jaskierjęczał rozpaczliwie i leciał przez ręce.Położyli go napiasku, wkładając pod głowę zwinięty płaszcz.Milva zabierałasię już do zmiany przemoczonego krwią prowizorycznegoopatrunku, gdy poczuła na ramieniu rękę i zwęszyłaznajomy zapach piołunu, anyżku i innych ziół.Regis, swoimzwyczajem, zjawił się nie wiadomo kiedy, nie wiadomejak i nie wiadomo skąd. - Pozwól - powiedział, wyciągając ze swej przepastnejtorby medyczne utensylia i instrumenty.- Ja się tym zajmę. Gdy cyrulik odrywał opatrunek od rany, Jaskierzajęczał boleśnie. - Spokojnie - rzeki Regis, przemywając ranę.- To nic.Trochę krwi.Tylko trochę krwi.Ładnie pachnie twojakrew, poeto. I właśnie wówczas Wiedźmin zachował się w sposób,jakiego Milva nie mogła oczekiwać.Podszedł do konia iwyciągnął z przypiętej pod tybinką pochwy długi nilfgaardzki miecz. - Odejdź od niego - warknął, stając nad cyrulikiem. - Ładnie pachnie ta krew - powtórzył Regis, niezwracając na wiedźmina najmniejszej uwagi.- Nie wyczuwamw niej zapachu zakażenia, które w ranie głowy mogłobymieć fatalne skutki.Arteria i żyła nie naruszone.Terazzaszczypie. Jaskier zajęczał, gwałtownie wciągnął powietrze.Mieczw dłoni wiedźmina zadrgał, zalśnił światłem odbitym odrzeki. - Założę kilka szwów - powiedział Regis, nadal niezwracając uwagi ani na wiedźmina, ani na jego miecz.-Bądź mężny.Jaskier. Jaskier był mężny. - Już kończę - Regis zabrał się za bandażowanie.- Dowesela, trywialnie mówiąc, zagoi się.Rana w sam raz dlapoety.Jaskier.Będziesz chodził jak wojenny bohater, z dumnymbandażem na czole, a serca patrzących na ciebiepanien topić się będą jak wosk.Tak, iście poetyczna rana.Nie to, co postrzał w brzuch.Rozwalona wątroba, rozdartenerki i jelita, wylana treść i kał, zapalenie otrzewnej.No, gotowe.Geralt, już jestem do twojej dyspozycji. Wstał, a wówczas Wiedźmin przystawił mu miecz dogardła.Ruchem tak szybkim, że aż umykającym oczom. - Cofnij się - warknął do Milvy.Regis nie drgnąłnawet, choć sztych miecza delikatnie opierał się o jego szyję.Łuczniczka wstrzymała oddech, widząc, jak oczy cyrulikarozpalają się w mroku dziwnym, kocim światłem. - No, dalejże - powiedział spokojnie Regis.- Pchnij. - Geralt - stęknął z ziemi Jaskier, całkiem przytomnie.- Czyś ty do reszty zwariował? On uratował nas spodszubienicy.Opatrzył mi łeb. - Ocalił w obozie dziewczynę i nas - przypomniała cichoMilva. - Milczcie.Nie wiecie, kim on jest. Cyrulik nie poruszył się.A Milva nagle z przerażeniemdostrzegła to, co powinna była dostrzec już dawno,Regis nie rzucał cienia. - W samej rzeczy - powiedział wolno.- Nie wiemkim jestem.A pora, byście wiedzieli.Nazywam się EmielRegis Rohellec Terzieff-Godefroy.Żyję na tym świecieczterysta dwadzieścia osiem lat według waszego rachunku,sześćset czterdzieści dwa lata według rachuby elfów.Jestem potomkiem rozbitków, nieszczęsnych istot uwięzionychwśród was po kataklizmie, który wy nazywacieKoniunkcją Sfer.Uchodzę, delikatnie mówiąc, za potwora.Za krwiożercze monstrum.A teraz trafiłem na wiedźmina,który zawodowo para się eliminowaniem takich jakja.To wszystko. - I wystarczy - Geralt opuścił miecz.- Aż nadto.Zmykajstąd, Emielu Regisie Coś Tam Jakoś Tam.Wynoś się. - To niebywałe - zadrwił Regis
[ Pobierz całość w formacie PDF ]