[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawa³o misiê, ¿e w oddali b³yszcz¹ w powietrzu jakieœ pojazdy.Byæmo¿e to tylko moja nadmiernie pobudzona wyobraŸnia.Trzebadzia³aæ.Musimy zabraæ Tancerzy z tego rejonu, choæby nakrótki czas.Wahad³owce bêd¹ tu za kilka dni.Tancerzepowinni mieæ przynajmniej tak¹ przewagê.- Daj mi swoj¹ broñ- powiedzia³em.- Po co?- Ka¿ im pokazaæ roœliny.- Ale.- Szybko! Myœlê, ¿e œledzono nas, kiedy wyszliœmy pozakopu³ê.Powiedzia³a coœ do Tancerza.Tancerz zaœwiergota³, potemz³apa³ Latonê i poci¹gn¹³ j¹ miêdzy drzewa.Szliœmy t¹ sam¹drog¹ co przedtem, drog¹, która prowadzi³a do zagrody zdzieæmi.- Te roœliny s¹ wszêdzie dooko³a - powiedzia³a Latona.- Daj mi swoj¹ broñ - powtórzy³em.- Co chcesz z ni¹ zrobiæ?- Chcê podpaliæ roœliny, ¿eby pokazaæ, ¿e nie maj¹¿adnego znaczenia.- Ale dzieci.- Bêdzie doœæ czasu, ¿eby wydostaæ dzieci z zagrody.Przygryz³a doln¹ wargê.- Jeœli siê boisz, powiedz mu, co mamy zamiar zrobiæ.Ka¿ mu wys³aæ ludzi po dzieci.Powiedzia³a coœ do Tancerza.Tancerz wyda³ z siebiewarkot.Latona wyci¹gnê³a rêkê i dotknê³a broni¹ roœliny,podpalaj¹c liœcie.Tancerz gwizdn¹³ przeraŸliwie, a innipobiegli w dó³ œcie¿k¹.- Powiedz mu, ¿e nie blefujemy.Powiedz mu, ¿e musimyzniszczyæ roœliny i ¿e oni musz¹ uciekaæ.Nie obchodzi mnie,co za przyczynê im podasz.Tylko zabierz ich st¹d.Latona przemówi³a szybko.Tancerz s³ucha³, potem g³oœnopowtórzy³ jej s³owa.Mia³em uczucie, ¿e coœ przewierca miuszy.Chwyci³em broñ Latony, przez chwilê siê jejprzygl¹da³em, z jednej strony odnalaz³em cyngiel, z drugiejotwiera³a siê lufa.Wycelowa³em w roœliny i przycisn¹³emspust.Z lufy buchnê³o gor¹co, ogarniaj¹c liœcie i posy³aj¹cp³omieñ wzd³u¿ rzêdu roœlin.Stoj¹cy przy nad Tancerzkrzykn¹³ i pobieg³ w dó³ œcie¿k¹.Inni Tancerze tak¿e bieglijak cienie zwierz¹t uciekaj¹cych przez po¿arem lasu.Dalekow przodzie widzia³em, jak wynosz¹ dzieci z zagrody i,wpychaj¹c je sobie pod ramiê, biegn¹ dalej.Gor¹co przedostawa³o siê w g³¹b mojej skóry, powoduj¹cból w ca³ym ciele.Dym mia³ lekko s³odkawy zapach.Zachichota³em czuj¹c, ¿e krêci mi siê w g³owie.Baldachimowedrzewa zatrzymywa³y dym przy poszyciu.Je¿eli zaraz siê st¹dnie wydostaniemy, stracimy przytomnoœæ.Z³apa³em Latonê zaramiê i poci¹gn¹³em za sob¹.Kiedy dotarliœmy do skraju pustyni, nie widzia³em ju¿ ¿adnychpojazdów.Ale zobaczy³em za to niewielk¹ grupkê ludzi wpiaskowych szalach, którzy z determinacj¹ przemierzaj¹piaski.Przypomnia³o mi siê, ¿e ju¿ kiedyœ przygl¹da³em siêkolonistom, którzy szli w ten sposób, nios¹c broñ laserow¹,na pla¿e, które otacza³y ich rodzinn¹ wyspê i strzelali doma³ych, fokopodobnych stworzeñ, a¿ ca³y piach okry³ siê ichprzejrzyst¹ krwi¹.A w tym czasie nad naszymi g³owamikr¹¿y³y helikoptery rozpylaj¹c roztwór zasadowy nad kwaœnymoceanem.Osun¹³em siê pod drzewo.Piek³o mnie ca³e cia³o.Nie chcia³em patrzeæ na to jeszcze raz.Latona gdzieœ siê wymknê³a.Zapach dymu zgêstnia³ ju¿prawie nie do wytrzymania, a zarazem zwiêkszy³y siê zawrotyg³owy.Zastanawia³em siê, gdzie móg³bym poczekaæ doprzybycia statku.Spojrza³em na swoj¹ skórê.By³a czarna.Najej powierzchni utworzy³y siê wielkie b¹ble z ropnymiczubkami.Kiedy pêkn¹, bêdzie bola³o.- Nie ma ich - powiedzia³a Latona.Spojrza³em na ni¹, potem na kolonistów.Byli.Zbli¿alisiê.- Tancerzy - powiedzia³a.- Nie ma ich.Poczu³em, jak przesuwa siê przeze mnie ulga niby powiewch³odnego powietrza.Wzi¹³em g³êboki oddech, ¿eby coœpowiedzieæ i run¹³em twarz¹ w spieczony s³oñcem piach.XIV Teraz le¿ê tu, w tym ch³odnym ³Ã³¿ku, cia³o pokryte mammaœci¹ na oparzenia, a miejscach, gdzie przeszczepy skóryjeszcze siê nie przyjê³y, owiniête s¹ lekkimi banda¿ami.Pokoje tutaj maj¹ ¿Ã³³te œciany.W rogach wisz¹ zieloneroœliny, a okna wyzieraj¹ na wielk¹ i przestronn¹ galaktykê.Odwiedzi³a mnie Latona.Mówi, ¿e Tancerze przenieœli siê doinnego baldachimowego lasu, bli¿ej solnych klifów, gdziezdaniem historyków by³o wczeœniej ich siedlisko.Baza na Linie likwiduje koloniê na Dobrodziejce.Netta iprzywódcy kolonii maj¹ stan¹æ przed s¹dem.Bêdê musia³zeznawaæ.Latona mówi te¿, ¿e kilku chemików próbujeodtworzyæ w³asnoœci chemiczne solnego soku.Mam nadziejê,choæby tylko ze wzglêdu na Tancerzy, ¿e im siê to uda.Tak wiêc le¿ê tutaj, w tym ch³odnym ³Ã³¿ku, mojeoparzeliny swêdz¹ i dopiek³y mi ju¿ do ¿ywego.I rozmyœlam,na mod³ê Tancerzy, o tym, co mnie czeka.Odzyska³em swoj¹pozycjê, w oczach innych okupi³em ju¿ swoje przewiny.Tak misiê wydaje.W snach nie nawiedzaj¹ mnie ju¿ Minaranie, tylkotamte dzieci, szczególnie Michael Dengler.Mam pracowaæ z tymi dzieæmi, kiedy wyzdrowiejê.Mamokreœliæ stan ich psychiki.Tutejsi psycholodzy podzielaj¹moje obawy; ¿e dzieci przejê³y zachowanie Tancerzy, ¿e dlanich jest ono normalne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]