[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie potrafi³ w ¿aden sposób zapanowaæ nad tym perceptualnym konfliktem — kiedy chcia³namalowaæ Pontito, nie wiedzia³, jak to zrobiæ:— Oba te obrazy, widziane jednoczeœnie, ca³kowicie zbija³y mnie z tropu —powiedzia³ mi póŸniej.— S¹dzi³em, ¿e bêdê malowa³ Pontito takim, jakie by³o, ale „widzê" jetakim, jakie jest.Myœla³em, ¿e oszalejê.Co mog³em zrobiæ? Mo¿e ju¿ nigdy nie móg³bymnamalowaæ Pontito; to przera¿aj¹ce.Mój Bo¿e — zaczynaæ teraz wszystko od nowa?.Przezdziesiêæ dni nie mog³em siê tego pozbyæ.Po dziesiêciu dniach halucynacyjne, barwne obrazy nowego Pontito zniknê³y,przesta³y wspó³zawodniczyæ ze starym Pontito; dziesiêæ dni trwa³o rozwi¹zywanieczuciowego konfliktu.Franco by³ emocjonalnie wycieñczony, ba³ siê w ogóle myœleæ onowych obrazach Pontito.„Chcia³bym, ¿eby ju¿ nigdy nie wraca³y.Najlepiej pracuje mi siê zmoimi fantazjami.Teraz nie mogê pracowaæ".Wróci³ do malowania dopiero po miesi¹cu.Jego nowe, niewielkie rysunki i obrazy by³y niezwykle delikatne i intymne: przedstawia³yzak¹tki, gdzie móg³ przycupn¹æ ma³y ch³opiec, gdzie on sam siadywa³ i marzy³ jako dziecko.Te scenki, choæ nie by³o na nich postaci ludzkich,198przes¹czone by³y jednak ludzk¹ obecnoœci¹.By³y zupe³nie inne od wyidealizowanychi bezludnych scen, które zwyk³ by³ malowaæ.Wspominaj¹c póŸniej swoj¹ wizytê w Pontito, Franco uzna³ j¹ za interesuj¹c¹, ale zbytpowierzchown¹, gdy¿ podczas trzytygodniowego pobytu w ogóle nie mia³ czasu dla siebie— ka¿dy dzieñ wype³niony by³ spotkaniami i wywiadami.Nie mia³ czasu nawet naszkicowanie i myœlenie.Poczu³ potrzebê ponownego wyjazdu do Pontito, by móc g³êbiejodczuæ owo doœwiadczenie, mieæ czas na samotne przemyœlenia i kontemplacjê.W marcu 1991 roku zorganizowano we W³oszech drug¹ wystawê pranca — tym razemw Palazzo Medici-Riccardi we Florencji.Wybra³em siê do W³och razem z Frankiem.By³speszony widokiem swoich obrazów wisz¹cych we wspania³ych pa³acowych salach.—„Czujê siê jak intruz — powiedzia³.— One tu nie pasuj¹".Uwa¿a³, ¿e i on, i jego obrazy s¹zakorzenione w górskim krajobrazie Toskanii; czu³ siê nieswojo w kosmopolitycznymsplendorze Florencji.Nastêpnego ranka jedziemy z Frankiem do Pontito; po raz pierwszy bêdziemy razemw jego rodzinnym miasteczku.Mijamy Duomo i Baptysterium w centrum Florencji; mijamystary szpital dzieciêcy Innocenti, przeje¿d¿amy przez wspaniale zachowane stare miasto,schludne i wyludnione o tej porze — w niedzielê przed œwitem.Franco siedzi ko³o mnie,poch³oniêty swoimi myœlami.Mijamy drogê na Pistoiê i kierujemy siê na Montecatini.Po obu stronach drogi ci¹gn¹siê wzgórza usiane tu i ówdzie starymi osadami.„Ka¿dy artysta nosi w g³êbi umys³u pewienwzór, typ architektury — napisa³ G.K.Chesterton.— Jest to krajobraz jego marzeñ, œwiat,który chcia³by stworzyæ lub przez który chcia³by wêdrowaæ; dziwaczna fauna i flora jegow³asnej sekretnej planety".Dla Audena krajobrazem tym by³y ska³y wapienne i kopalniegrafitu, dla Franca stary, niezmienny krajobraz Toskanii.Na widok znaku ostrzegaj¹cego kierowców przed œniegiem pytam Franca, czy wPontito pada œnieg, czy kiedykolwiek namalowa³ je owiane œniegiem.Odpowiada, ¿e tak, ¿ejest tam œnieg, i on kiedyœ199zacz¹³ malowaæ oœnie¿one Pontito, ale prawie wszystkie jego obraz przedstawiaj¹ Pontito inprimavera, wiosn¹.W Pesci, po³o¿onej u podnó¿a gór tu¿ pod Pontito, Franco rozpoznaje ludzi imiejsca: sklep, w którym czterdzieœci lat temu kupowa³ farby; piwniczny bar.Niewiele siêzmieni³o, czas bardzo leniwie posuwa siê tu do przodu.Franco rozpoznaje starego listonosza— znajomego z lat czterdziestych: padaj¹ sobie w ramiona na œrodku ulicy.Wszyscy ciesz¹siê z przybycia Franca; uœmiechaj¹ siê na widok marnotrawnego syna, który raz jeszczepowróci³ do domu Idziemy do ratusza miejskiego, gdzie podczas pierwszej wizyty witanoFranca z honorami.Prorok jest teraz witany na swojej ziemi Ta miejscowa s³awa sprawia muprzyjemnoœæ; czuje, ¿e jest u siebie, zupe³nie inaczej ni¿ we Florencji.Droga z Pesci do Pontito jest w¹ska i stroma.Pniemy siê powoli w górê na drugimbiegu, wczeœniej — tu¿ za Pietrabuona — o ma³y w³os nie wje¿d¿aj¹c do rowu.Pietrabuonato po³o¿one na wzgórzu stare miasteczko, którego nazwa pochodzi od szlachetnego kamie-nia.Mijamy jego tarasowate wzgórza poroœniête sêkatymi drzewkami oliwnymi, po którychpn¹ siê winoroœle; s¹ to staro¿ytne, etruskie tarasy.Przeje¿d¿amy przez wiele malutkichwiosek — Castelvec-chio, Stiappa, San Quirico.Wreszcie, za kolejnym zakrêtem po razpierwszy wy³ania siê Pontito.— Mój Bo¿e, spójrz na to! — wykrzykuje Franco pó³g³osem.— Jezu Chryste, widzêmój dom.Nie, nie widzê.Te chwasty nie s¹ dobre, wszystko zaros³y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]