[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z tej odleg³oœci móg³ tylko rozpoznaæ, ¿e to mê¿czyzna i kobieta.Wygl¹d mê¿czyzny nic mu nie mówi³, ale gdy para podesz³a bli¿ej z zaskoczeniem stwierdzi³, ¿e kobieta to panna Hastings.Szybko spojrza³ w stronê sali gimnastycznej, sk¹d dochodzi³ jednostajny odg³os pracy przyrz¹du do æwiczeñ.Uspokojony, z powrotem odwróci³ g³owê ku nadchodz¹cemu mê¿czyŸnie, jednak po kilku dalszych sekundach wnikliwej obserwacji, przybysz nadal wydawa³ mu siê nieznajomy.Wci¹¿ kryj¹c siê w cieniu filarów, Hume wycofa³ siê poœpiesznie do specjalnego skrzyd³a i wszed³ do sali, gdzie æwiczy³a Jacqueline.Dotkn¹³ lekko jej ramienia i uœmiechn¹³ siê szeroko.Podnios³a na niego nieprzytomny wzrok.Obiema d³oñmi uj¹³ j¹ za rêkê.- Spisujesz siê doskonale, Jacqueline - pochwali³.- Robisz znaczne postêpy.Mo¿e sama tego nie czujesz, ale moje wieloletnie doœwiadczenie mówi mi, ¿e kuracja przyniesie po¿¹dany skutek szybciej, ni¿ siê spodziewa³em.Patrzy³a na niego zapad³ymi, podkr¹¿onymi oczami.Gdy us³ysza³a pochwa³ê w jej zmêczonym spojrzeniu pojawi³ siê natychmiast b³ysk nadziei.Hume dostrzeg³ go i postanowi³ wykorzystaæ okazjê.Mocniej œcisn¹³ jej d³oñ.- Nie wolno ci przerywaæ leczenia pod ¿adnym pozorem - powiedzia³ z naciskiem.- Jeœli to zrobisz, ca³y twój trud pójdzie na marne.Kontynuuj æwiczenia i nie przestawaj bez wzglêdu na okolicznoœci.Obiecujê, ¿e nied³ugo bêdziesz w tak wspania³ej formie jak nigdy - zakoñczy³ ³agodnym tonem.Uœmiechaj¹c siê do niej, wyszed³ z sali.Byli kilka metrów od schodów, gdy siê pojawi³.Mia³ na sobie elegancki garnitur z nieskazitelnie bia³ego lnu.Wyszed³ wolno zza marmurowych kolumn, uœmiechaj¹c siê pogodnie i wyci¹gn¹³ ramiona w powitalnym, serdecznym geœcie.Manley przystan¹³, czuj¹c rosn¹cy niepokój.- Panna Hastings! - ucieszy³ siê Hume.- Pani wizyta jest nieoczekiwana, ale jak zwykle, wiêcej ni¿ mile widziana.Zapominaj¹c o czujnoœci, Manley odwróci³ siê do Sheili.Otworzy³a usta, jakby chcia³a coœ powiedzieæ, ale by³a tak zaskoczona, ¿e nie mog³a wymówiæ s³owa.Wargi zaczê³y jej dr¿eæ.- A kim¿e jest ten d¿entelmen? - ci¹gn¹³ Hume, zwracaj¹c uœmiechniêt¹ twarz ku Manleyowi.Kiedy ich spojrzenia spotka³y siê, w pierwszej chwili Manleya opanowa³ lêk.Niebieskie oczy Hume’a zahipnotyzowa³y go na moment jak jelenia, który natknie siê na myœliwego i znieruchomieje, by w sekundê póŸniej rzuciæ siê do ucieczki i skryæ w gêstwinie lasu.Ale jego instynktowna obawa szybko ust¹pi³a miejsca trzeŸwemu myœleniu.Rozpozna³, z kim ma do czynienia, bo nagle uœwiadomi³ sobie, ¿e zna to spojrzenie.Widywa³ takie uœmiechy niezliczon¹ iloœæ razy i w ró¿nych odmianach, ju¿ od pierwszych dni sta¿u na oddziale psychiatrycznym.Widzia³ taki wyraz w oczach maniaka, zanim do jego krwiobiegu dotar³ lit i w oczach pacjenta z depresj¹ psychotyczn¹, zanim jego mózg porazi³y elektrowstrz¹sy.A tak¿e w oczach wrzeszcz¹cego mordercy, zanim spêta³ go kaftan bezpieczeñstwa.I ju¿ wiedzia³.Ten cz³owiek by³ jednym z nich.Kiedy to zrozumia³, ca³y jego plan wzi¹³ w ³eb.Nadzieja na to, ¿e przemówi temu mê¿czyŸnie do rozs¹dku lub nastraszy go, rozwia³a siê.Nie by³o sposobu, by porozumieæ siê z szaleñcem.Powoli - upomnia³ siê.- Dzia³aj rozwa¿nie.- Doktorze Hume, jestem doktor Manley.Oznajmi³ to spokojnym, pewnym g³osem.Nie spuszcza³ Hume’a z oka, ale te¿ stara³ siê nie przygl¹daæ mu zbyt natarczywie i zachowaæ obojêtny wyraz twarzy.Sta³ w swobodnej pozie, z rêkami luŸno opuszczonymi wzd³u¿ tu³owia.Chcia³ zademonstrowaæ sw¹ ca³kowit¹ neutralnoœæ i liczy³ na to, ¿e takie zachowanie upewni Hume’a, i¿ nie ma z³ych zamiarów oraz ¿e zapewni mu wygran¹.O ile wykorzysta swe umiejêtnoœci i dopisze mu szczêœcie.Zastanawia³ siê, czy Sheila to zauwa¿y³a.Nie wiedzia³, czy obserwuje Hume’a, bo nie móg³ sobie pozwoliæ na luksus odwrócenia wzroku w jej stronê.Ale Manley zauwa¿y³ - gdy tylko wypowiedzia³ swoje nazwisko, miêœnie wokó³ uœmiechniêtych ust Hume’a lekko stê¿a³y, a w k¹cikach jego oczu zarysowa³y siê drobniutkie zmarszczki.Jego nozdrza wydê³y siê ostrzegawczo, choæ niemal niedostrzegalnie.Lecz te subtelne zmiany zniknê³y tak szybko, jak siê pojawi³y.Uœmiechaj¹c siê przyjaŸnie, Hume wolno opuœci³ lewe ramiê i wyprostowa³ praw¹ rêkê do uœcisku d³oni.Facet jest dobry - pomyœla³ Manley.- Spryciarz z tego pieprzonego wariata.- To dla mnie prawdziwa przyjemnoœæ - ci¹gn¹³ Hume.- Spodziewa³em siê, ¿e siê spotkamy, doktorze Manley.Nie odrywaj¹c wzroku od oczu Hume’a, Manley post¹pi³ krok naprzód i wyci¹gn¹³ rêkê.Wiedzia³, jaki uœcisk d³oni poczuje: tacy ludzie mieli zazwyczaj przesadnie mocny chwyt, bêd¹cy w ich mniemaniu oznak¹ si³y, której w rzeczywistoœci nie posiadali.Jednak ku jego zdumieniu d³oñ Hume’a by³a wiotka, a ch³odne palce ledwo otoczy³y rêkê Manleya.Poczeka³, a¿ Hume pierwszy rozluŸni s³aby uœcisk i cofnie d³oñ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]