[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozpacz, beznadziejnoœæ, lêk o najbli¿szych, tak ju¿ wymêczonych - prze³ama³y wszelkie tamy.Zerwa³ he³m z g³owy, rzuci³ go na ziemiê gestem ostatecznej rezygnacji.Zakrzykn¹³:- Doœæ! Na wszystkie bogi, doœæ! Nie ma nadziei! Ratowaæ choæ tê garœæ! Ratowaæ was! Poddam siê! Poddam miasto!Elissar wyprostowa³a siê nagle, jakby rana przesta³a jej dokuczaæ.- Milcz, Hasdrubalu, milcz! Poddaæ siê? Po takiej walce? Nigdy! Nigdy!- Ju¿ nie ma nadziei! O co dalej walczyæ?- O nasz¹ godnoœæ! O to, aby imiê Kart Hadaszt po wieki wieków pozosta³o wielkie.- Nie poœwiêcê was dla takich celów!Elissar cofnê³a siê nieco.Synkowie tulili siê do niej przera¿eni.- Myœlisz o nas? Tego ci nie wolno! Bronisz miasta, nie nas! My nie znaczymy nic! Zreszt¹.Hasdrubalu, ani.ja, ani synowie nasi nie pójdziemy do rzymskiej niewoli! Pamiêtaj przysiêgê! ¯ywa nie pójdê do niewoli!Hasdrubal ju¿ siê odwróci³, pó³przytomny, nie s³ysz¹c prawie s³Ã³w ¿ony.- Poddam siê! Scypion musi byæ gdzieœ tu, na œwiêtych schodach! Niech nam pozwoli wyjœæ, niech zabiera sobie te gruzy! Byle zapewni³ ¿ycie wam i reszcie ludnoœci! Bogowie wiedz¹, ¿e nie mo¿emy dalej walczyæ!- Stój! Stój! Pamiêtaj o mojej przysiêdze! - wola³a ochryple Elissar w œlad za mê¿em, który skoczy³ ku walcz¹cym.Jego z³ocona zbroja widoczna by³a z daleka.Przepchn¹³ siê miêdzy szeregami zdziesi¹tkowanej lochy Kadmosa, wybieg³ przed front w momencie, gdy Rzymianie znów cofnêli siê na chwilê.Zakrzykn¹³, sam dziwi¹c siê, sk¹d bierze si³y i g³os, unosz¹c w górê miecz.- Gdzie wasz Wódz, Rzymianie?Jakiœ setnik, stoj¹cy w pierwszym szeregu, widz¹c z³ocist¹ zbrojê i poznaj¹c po niej wodza, ukaza³ grupkê przywódców, stoj¹c¹ poni¿ej nieco, na wystêpie ska³y obok schodów.- Dostojny konsul Korneliusz Scypion Emilian stoi tam!- Przerwijcie walkê! Kadmos, twoich ludzi w ty³! Rzymianie, przerwijcie walkê! Poddajemy siê! ProwadŸcie mnie do konsula!Przez szeregi rzymskie przecisn¹³ siê jakiœ dowódca, bogat¹ zbroja odró¿niaj¹cy siê od ¿o³nierzy.Twarz mia³ such¹, groŸn¹, nie rozjaœnion¹ odb³yskiem radoœci triumfu.- Ktoœ jest, Punijczyku? - zapyta³ ostro.- Jam jest Hasdrubal, wódz miasta.Chcê mówiæ z waszym konsulem.- Tutaj dowodzê ja, legat Gajusz Leliusz.Mówi³eœ o poddaniu? O zaprzestaniu walk? Na kolana i oddaj mi swój miecz!W górze, wychylona przez mur ogrodów œwi¹tyni, Elissar widzia³a wszystko: wstrzymanie walki, z³ocist¹ zbrojê mê¿a wystêpuj¹cego przed front, zbli¿aj¹cego siê Rzymianina.Po chwili poczê³a zazdroœciæ poleg³ym, poczê³a zazdroœciæ œlepcom wiecznej nocy, w której ¿yj¹.Bo oto ujrza³a mê¿a klêkaj¹cego przed wrogiem i podaj¹cego mu swój miecz.Miecz Kart Hadaszt!Odwróci³a siê bez jêku, ale blada œmiertelnie.Wzrok zwróci³a ku p³on¹cej i otulonej ju¿ ciê¿kim, gêstym dymem œwi¹tyni Eszmuna.To jedno ju¿ tylko widzia³a, s³ysza³a ju¿ tylko trzask p³omieni.Nie dopuœci³a do œwiadomoœci nag³ego jêku, który przetoczy³ siê przez ogrody i place, wszêdzie, gdzie schronili siê ludzie.Nie potrzebowa³a s³yszeæ, bo widzia³a, widzia³a, widzia³a.- Hasdrubal siê podda³! Koniec, koniec, koniec!Nie widzia³a ju¿, jak odprowadzaj¹ mê¿a do konsula, nie widzia³a sk³adania broni przez resztê walcz¹cych oddzia³Ã³w ani szalonego ataku resztek lochy Kadmosa, który nie chcia³ siê poddaæ i wraz ze swymi ludŸmi wybra³ œmieræ w walce, nie widzia³a, jak spêdzaj¹ resztê ocala³ej ludnoœci, która mia³a iœæ do niewoli, na rozproszenie i zag³adê.Zdecydowanie, mocno ujê³a synów za rêce i prawie nie kulej¹c, jakby nawet rana da³a w tej chwili o sobie zapomnieæ - poczê³a iœæ ku p³on¹cej œwi¹tyni.Znik³a w ogromnych wrotach, w dymie, k³êbi¹cym siê tam coraz gêœciej, za migotliw¹ zas³on¹ buchaj¹cych ju¿ z boków p³omieni.I w momencie gdy krzyk: „Hasdrubal siê podda³!” - dotar³ do ludu st³oczonego na placu przed œwi¹tyni¹, runê³y do œrodka dachy i ogromna z³ota kopu³a.P³omieñ buchn¹³ na krótk¹ chwilê wysoko i zapad³ siê, jakby sam Eszmun oznajmi³ koniec Kartaginy.PRZYPISYAbaddiry - „œwiête kamienie”; od³amki meteorytów, otaczane kultem przez Fenicjan, którzy wierzyli, ¿e spadaj¹ one z ksiê¿yca.Ager publicus (³ac.) - ziemia pañstwowa.Podbijaj¹c ludy Italii, Rzym zabiera³ im czêœæ gruntów, które przechodzi³y na w³asnoœæ pañstwa.Grunty te sprzedawano, wydzier¿awiano, a czêœciowo przydzielano ubogim obywatelom na w³asnoœæ.W ten sposób zapobiegano przez d³u¿szy czas pauperyzacji ch³opów.Na dalsz¹ metê by³o to jednak niemo¿liwe, gdy¿ po zakoñczeniu podboju Italii nowych ziem pañstwowych ju¿ nie by³o, a bogacze zdo³ali skupiæ w swych rêkach nadmiern¹ iloœæ gruntów.Projekt reformy rolnej Tyberiusza I Gajusza Grakchów, zak³adaj¹cy pozostawienie w rêkach dotychczasowych posiadaczy maksimum 500 morgów (1000 morgów w wypadku posiadania dwóch synów) i przeznaczenia reszty gruntów dla ch³opów bezrolnych, zosta³ obalony przez arystokracjê rzymsk¹ (133 i 121 r.p.n.e.)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]