[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie rozumia³.Ale wiedzia³, ¿e prowadz¹ go ku wyjœciu i gdy zobaczy³ œwiat³o gwiazd, poczu³ siêznów wolny.Droga, któr¹ mia³ przed sob¹ nie przera¿a³a go, wydawa³a siê ³atwa doprzebycia.Kadeni zniknêli, nie mówi¹c ani s³owa, a on sta³ jeszcze chwilê u wylotukorytarza wpatrzony w czerñ wiecznej nocy.Szed³ ca³y czas na wschód.Musia³ dotrzeæ do Gór Bramowych, potem szukaæprze³êczy albo, jeszcze lepiej, posuwaæ siê wzd³u¿ Rzeki Eskimosów i przejœæWy³omem Honsye'a.Ten drugi wariant by³ trochê niebezpieczniejszy, ze wzglêdu namo¿liwoœæ spotkania Aranei.Piotr nie chcia³ jednak traciæ czasu na poszukiwaniedrogi w górach, które zna³ doœæ s³abo.Zreszt¹, tam te¿ móg³ natkn¹æ siê na Kadenów.Po pewnym czasie skrêci³ z pierwotnego szlaku nieco na po³udnie.Jak na razie sz³osiê ca³kiem nieŸle.Chocia¿ temperatura utrzymywa³a siê w okolicach 270 stopni, nieby³o zimno.W plecaku, który dosta³ od swej wybawczyni, by³ œpiwór, ocieplanakurtka, buty, zapasy jedzenia, kostki paliwowe, zapalniczki, garnuszek.Musia³a mieæwiêc dostêp do magazynu rzeczy zabranych przez Kadenów ludziom.29Spa³ ju¿ dwa razy.Zak³ada³ wtedy ciep³e ubrania, a œpiwór z hoelenu doskonaleizolowa³ od zmro¿onej ska³y.Najwiêkszym problemem Piotra by³o okreœlenie czasu iprzebytej drogi.Musia³ tu zawierzyæ swemu organizmowi, zatrzymywa³ siê, gdy czu³g³Ã³d lub sennoœæ.Wody mu starcza³o, wœród ska³ek sporo by³o ma³ych ka³u¿,czasem pokrytych cienk¹ warstw¹ lodu.Drugiego dnia obserwowa³ walkê alberta z dentyst¹.Albert, drapie¿nik wielkoœciwilka atakowa³ broni¹c¹ siê wœciekle samicê.Dentyst¹ nazwali ludzie stworzenieprzypominaj¹ce skoczka pustynnego, nieco od niego wiêksze, pokryte, jak zreszt¹wszystkie zwierzêta ¿yj¹ce po ciemnej stronie, gêstym futerkiem.Na czole u ka¿degodoros³ego osobnika wyrasta³a guzowata naroœl, która s³u¿y³a do obrony, a któr¹samce podczas walk godowych wybija³y sobie zêby.St¹d wziê³a siê nazwa gatunku.Pojedynek wygl¹da³ doœæ œmiesznie.Albert powoli acz nieustêpliwie posuwa³ siêw stronê ukrytego pod skalnym za³omem gniazda dentysty, usi³uj¹c siêgn¹æ ³ap¹przeciwnika.Zdesperowana matka skaka³a dooko³a, krzycz¹c skrzekliwie, co jakiœczas udawa³o jej siê uderzyæ g³ow¹ w pysk alberta.Ciosy musia³y byæ bolesne, bozwierzak zatrzymywa³ siê wtedy, wstrz¹sa³, ale po chwili rusza³ dalej: Stworzenia takzajête by³y walk¹, ¿e nie zauwa¿y³y zbli¿aj¹cego siê cz³owieka.Dopiero gdy Piotrtupn¹³, znieruchomia³y, a potem, jednakowo przera¿one, prysnê³y na boki, dentystado swojego gniazda, albert miêdzy ska³ki.Piotr zbli¿y³ siê do nory ostro¿nie st¹paj¹cpo mchu.Gdy by³ od niej o dwa kroki, dentysta wychyli³ ³ebek i zaskrzecza³ groŸnie.Mê¿czyzna uœmiechn¹³ siê, odwróci³ i spogl¹daj¹c na kompas poszed³ dalej.Gwiazdyznowu skry³y siê za chmurami.W zamierzch³ej przesz³oœci l¹dy zajmowa³y na Araneidzie olbrzymi obszarpó³nocnej pó³kuli.Dwa kontynenty — le¿¹ca po dziennej stronie Atlantyda izajmuj¹cy ca³¹ ciemn¹ Tartar — po³¹czone by³y w¹skim pasem l¹du.¯ycie, którepowsta³o w morzach dziennej pó³kuli, rozprzestrzeni³o siê wkrótce na wszystkiekontynenty, przystosowuj¹c siê nawet do polarnych warunków ciemnej strony.Dwamiliony lat temu ocean zala³ po³¹czenie miêdzy Atlantyd¹ a Tartarem.Od tej poryewolucja prymitywnych humanoidów, zamieszkuj¹cych ziemie dziennej stronyAraneidy zaczê³a przebiegaæ odmiennie.U tych z Atlantydy — podobnie jak naZiemi, co doprowadzi³o w koñcu do powstania rozwiniêtej cywilizacjiprzedtechnicznej.Inaczej rzecz siê mia³a na ziemiach drugiego kontynentu.Teobszary Tartaru, które le¿a³y po dziennej stronie, powoli i stopniowo — trwa³o todziesi¹tki tysiêcy lat — zalewa³ ocean.Wszystkie stworzenia zamieszkuj¹ce te terenymusia³y wycofywaæ siê coraz bardziej na wschód, najpierw w strefê pó³cienia, potemw mrok i zimno.Stopniowo te¿ przystosowywa³y siê do ¿ycia w ciemnoœciach.Prakadeni nigdy nie u¿ywali ognia.Mija³y tysi¹clecia.Na Atlantydzie powsta³a cywilizacja, przodkowie Urali zaczêli budowaæ okrêty,p³ywaæ po morzach, kiedyœ wreszcie odwa¿yli siê przekroczyæ granicê30terminatora.Odkryli nowy l¹d, a na nim prymitywne, lecz inteligentne ma³poludy —Kadenów.Przypuszczaæ nale¿y, ¿e zbudowali swe faktorie, osady kupieckie, po to,by ³owiæ Kadenów i jako niewolników wywoziæ za morze.Nie wiadomo jak potoczy³yby siê dalej losy cywilizacji Araneidy.Byæ mo¿e, i jestto hipoteza bardzo prawdopodobna, cywilizacja ta osi¹gnê³aby poziom techniczny, anawet kosmiczny.Jednak trzy i pó³ tysi¹ca lat temu przysz³a katastrofa.Potê¿ny meteor uderzy³ wAtlantydê i zatopi³ ten niewielki, w porównaniu z Tartarem, kontynent.Olbrzymia falazala³a zachodnie wybrze¿a Tartaru, zniszczy³a ural-skie miasta.Niedobitki musia³yszukaæ ratunku wœród Kadenów.I ci, do niedawna ³owieni jak zwierzêta, przyjêli ich.Bynajmniej nie z dobrego serca.Urali mieli ogieñ, mogli siê nim zajmowaæ.A Kadenipoznali ju¿ b³ogos³awieñstwo ognia, choæ sami nie byli w stanie go wykorzystywaæ.I tak powsta³a ta przedziwna, z³o¿ona struktura spo³eczeñstwa Aranei.Przez trzytysi¹ce lat szczepy wêdrowa³y w poszukiwaniu ¿ywnoœci wzd³u¿ wybrze¿y MorzaPo³udniowego.Pr¹d Teslinga umo¿liwia³ egzystowanie w krainie zimna.W morzu¿y³y ryby, na wybrze¿ach wegetowa³y roœliny nocnej strony — od miliardów latprzystosowane do termosyntezy.W koñcu aranejskie hordy, po przejœciu wszerz ca³ego kontynentu, dotar³y dowschodnich jego krañców.Tu pas l¹du o szerokoœci dochodz¹cej do tysi¹cakilometrów siêga³ poza strefê pó³cienia, w g³¹b dziennej strony.Kadeni nie mogli przekroczyæ tej granicy, œwiat ciep³a i œwiat³a nie by³ ichœwiatem.Urali zaœ nie stanowili ju¿ osobnego szczepu, od wieków ¿yli wœródKadenów, czuli i myœleli tak jak oni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]