[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.108— Niech ciê diabli wezm¹! — zrobi³ krok naprzód i groŸnie uniós³ rêkê.— Chcesz chyba dostaæ solidne lanie.Jeœli nie,uciekaj st¹d, bo mam cholern¹ chêtkê, ¿eby st³uc ci dupê na kwaœne jab³ko, tu i teraz!— Ellen! Frank! — Samanta wœliznê³a siê pomiêdzy nich.Sta³a twarz¹ do Franka, ty³em do dziecka.— Och, Frank, tak miprzykro! Jeœli jest coœ, co mog³abym zrobiæ.— Jedyn¹ rzecz¹, któr¹ mog³abyœ zrobiæ, ¿eby mi pomóc jest naprawienie fotografii — opad³ z si³, jego oczy zalœni³y ³zami, aramiona dr¿a³y.— Ale poniewa¿ to niemo¿liwe, najlepsz¹ rzecz¹ bêdzie, jeœli siê wyniesiecie z wyspy.£Ã³dŸ bêdzie tu wpo³udnie.Musicie ni¹ odp³yn¹æ!Obróci³ siê, ruszy³ do drzwi i otworzy³ je.Jake pod¹¿y³ za nim i wybieg³ na zewn¹trz.Frank zatrzyma³ siê, odwróci³ i utkwi³w Samancie zwê¿one oczy.— Powiedz mi prawdê — warkn¹³.— Skarci³aœ swoje dziecko czy nie? No, szybciej, odpowiadaj!Samanta spojrza³a na jego pobiela³¹ twarz¹, po czym spuœci³a oczy.— Nie — odrzek³a cicho.— Nie zrobi³am tego.Nie s¹dzi³am, ¿e to takie wa¿ne.— Dziêkujê — podniós³ g³os do krzyku.— To wszystko, co chcia³em wiedzieæ.A teraz wynoœcie siê z mojej wyspy i nigdynie wracajcie!Rozdzia³ XVEdith przysz³a na Moss wkrótce po wschodzie s³oñca.Wyœliznê³a siê z domu, gdy matka i siostry jeszcze spa³y;bieg³a ca³¹ drogê, choæ wiedzia³a, ¿e minie jeszcze parê godzin, nim zjawi siê tu Margaret.Jeœli w ogóle przyjdzie.Chcia³azapamiêtaæ ten dzieñ: szare niebo, œwie¿y wiatr, deszczowe chmury.Jej ma³e cia³o dr¿a³o w oczekiwaniu.By³a opêtana przez¿¹dzê, której do tej pory nie zazna³a:¿¹dzê krwi.Gêsi by³y tego ranka na bagnie.Us³ysza³a je, zanim jeszcze mog³a cokolwiek zobaczyæ.Do jej uszu dobieg³y pojedyncze,gard³owe krzyki, którymi zaczyna³y poranne poszukiwanie ¿eru.Edith rzuci³a siê na ziemiê, w trzciny i próbowa³a znaleŸæmiejsce, gdzie siê znajduj¹.Przed ni¹ majaczy³a ciemna, bry³owata sylwetka wzgórza.Teraz, gdy zrobi³o siê ca³kiem jasno, mog³azobaczyæ, gdzie koñczy siê obszar poroœniêty trzcin¹, a zaczyna siê bujna zielona trawa.Gdy przyjdzie czas, musi poruszaæ siêpo tej linii, uwa¿aj¹c, aby nie stan¹æ na kêpy trawy.Mia³a uczucie dziwnej samotnoœci, które przedtem by³o jej obce.Przez tygodnie zadowala³a siê swoim towarzystwem, z dalaod innych, pewna tego, ¿e Mistrz nad ni¹ czuwa.Tak by³o do tej pory, teraz wszystko mia³o siê zmieniæ.Ktoœ mia³ dzisiajumrzeæ.Kiedy stanê³a twarz¹ w twarz z tym faktem, przestraszy³a siê.Nienawidzi³a i chcia³a zabiæ, ale kiedy mia³o siê to spe³niæ —poczu³a siê dziwnie.Nie, nie, ¿eby chcia³a zachowaæ Margaret przy ¿yciu; po prostu wola³aby, ¿eby siê to odby³o bez jejudzia³u.By³a ciekawa, czemu Mistrz110nie wykona tego sam.Mo¿e dlatego, ¿e nigdy nie pokazywa³ siê poza grot¹.A mo¿e dlatego, ¿e chcia³ j¹ wypróbowaæ.Nerwowoprzesuwa³a palcami po kurcyfiksie, potem odwróci³a go.Robi³ wra¿enie pozbawionego ¿ycia, nawet nie zab³ysn¹³ w œwietle dnia.Myœla³a, czy by nie wróciæ do domu.To by³oby ³atwe wyjœcie, tylko ¿e nie rozwi¹za³oby niczego.Matka grozi³a, ¿e j¹uwiêzi w domu, jeœli nie przestanie chadzaæ swoimi drogami.To znaczy³o, ¿e coœ podejrzewa.A gdzie by³ Zo-ke? Nie spa³ naswoim miejscu, gdy wychodzi³a z domu.Ukradkiem uchyli³a drzwi na parê cali i zajrza³a do œrodka.Te¿ gdzieœ wyszed³.Prawdopodobnie na polowanie.Ale na co chcia³ polowaæ?Edith czu³a siê Ÿle i mia³a nudnoœci, i pusty ¿o³¹dek.Morskie zielsko by³o obrzydliwe.Gotowali je po kilka godzin na du¿ymkamiennym piecu, ale nie by³o sposobu, ¿eby usun¹æ zeñ ostry, zje³cza³y smak.Potrzebowa³a miêsa.Nastêpnym razem, gdyzobaczy Zoke'a, zagrozi mu, ¿e je¿eli nie znajdzie jej czegoœ do jedzenia, to.— Dziecko, co ty tu robisz?Edith odskoczy³a, upad³a przestraszona miêdzy trzcinami.Serce bi³o jej jak szalone.Gdy zobaczy³a nad sob¹ niewydarzon¹przykucniêt¹ postaæ kar³a, z jej ust doby³ siê zduszony krzyk.Dziurawe ubranie ukazywa³o gdzieniegdzie zniszczone, oblepionebrudem cia³o, Zoke cuchn¹³ niczym dzikie zwierzê.Wysun¹³ do przodu pociemnia³¹ od gniewu twarz.— N ooo, co ty tu robisz?— Ja.obserwujê dzikie gêsi, Zoke.Jak œmiesz w³Ã³czyæ siê za mn¹ i straszyæ mnie w taki sposób?!— K³amiesz — splun¹³.— Tak leniwe dziecko jak ty nie wylaz³oby tak wczeœnie z ³Ã³¿ka po to, ¿eby obserwowaæ ptaki.Czujê w tobie coœ z³ego.Ty coœ knujesz, ma³a!— W porz¹dku — wsta³a i otrz¹snê³a z siebie b³oto.111— Knujê.Ale to nie twój interes.— Z³oœæ momentalnie pozbawi³a j¹ ostro¿noœci, chcia³a koniecznie rozbudziæ strach w starymkarle, który zwleka³ z wykonywaniem jej poleceñ.— Mój ojciec jest na wyspie.Zoke cofn¹³ siê, a jego dziobata twarz zbiela³a.Porusza³ bezzêbnymi dzi¹s³ami i sycza³, jak gad przyparty do muru.— To k³amstwo!— Nie, to nie k³amstwo — teraz ona by³a gór¹, rozkoszowa³a siê moj¹ przewag¹.Jest w du¿ej grocie przy Kotle.Uciek³ tamprzed Anglikami i chce pozostaæ w ukryciu.Ja wykonujê jego rozkazy, a na ciebie jest bardzo z³y.On te¿ chce zabiæ resztêkobiet, tak jak mi kiedyœ powiedzia³eœ.Ale ty zwlekasz i przynosisz im jedzenie, bo nie masz odwagi ich zag³odziæ.Ojciecpowierzy³ mi zadanie usuniêcia ich.Ciebie te¿, jeœli mi nie pomo¿esz!Zoke rozejrza³ siê wokó³ i skuli³ siê ze strachu, jakby siê obawia³, ¿e w ka¿dej chwili spoœród trzcin móg³by powstaæ lordUlver, pragn¹c zemœciæ siê na tym, który go zawiód³.Zoke zawiód³ lorda; zamiast zostawiæ kobiety na odludnej wyspie, ¿ebyzginê³y z g³odu, karmi³ je, trzymaj¹c przy ¿yciu.Z ust z³oœliwego dziecka pad³y s³owa prawdy.Niespokojnie zaszura³ nogami,chlupi¹c w b³otnistej ka³u¿y.— A zatem, pani, co mogê zrobiæ? — zawy³.— Musisz zabiæ Margaret.Dzisiaj! — odrzek³a.— Ale jak?— Przyjdzie tutaj ogl¹daæ gêsi.Jestem pewna, ¿e przyjdzie.Musisz wyprowadziæ j¹ z sitowia na moczary, gdzie bagnawci¹gn¹ j¹, nie pozostawiaj¹c œladu.Rozumiesz?— Tak — kiwn¹³ lekko g³ow¹.Edith nie posiada³a siê z radoœci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]