[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nie odstępuj od zaleceńlekarskich! - nastawał Andre.- Posiłki, praca, przechadzki, sen - zgodnie zprzepisanym planem.Po powrocie zażądam sprawozdania. - A ty nie choruj i nie zalecaj się do pięknychdziewczyn z innych gwiazd, jeśli takie napotkasz.Jestem zazdrosna. - Zazdrość to przeżytek z najgorszych czasów historiiludzkości. - Dla mnie to nie jest przeżytek.Nieodpowiedziałeś mi, Andre, i to mnie niepokoi! -Uspokój się, na Orze nie będzie ludzi, a nie zamierzam zakochiwać się wjaszczurkach lub anielicach.Wziąłem Romera pod rękę i poszedłem z nim dorakiety. - Ciekawe, jaki oni mają stopień wzajemnegoprzystosowania? - zapytał Paweł.- Przecież od trzech lat nie odstępują jedno oddrugiego. - Wielki nie zdradza tajemnic osobistych, asami też nie są skorzy do zwierzeń.Nie mogę zaspokoić pańskiej ciekawości,Romero. Człowiek to jednak dziwne stworzenie.Niczegotak nie pragnąłem jak podróży na Orę, ale zrobiło mi się smutno, kiedy patrzyłemprzez okno rakiety na oddalającego się Plutona.Pragniemy nowego i jednocześnieboimy się utracić stare.Jedną ręką nie można uchwycić dwóch przedmiotów, jednąnogą nie da się stąpnąć w dwa miejsca naraz, a jednak w gruncie rzeczy zawsze dotego dążymy.Czy nie stąd przypadkiem wywodzi się obrzęd pożegnania, z jegoobjęciami, łzami i smutkiem? Na myśl, że ktoś mnie na Plutonie zastąpi i ósme,najpiękniejsze słońce powstanie beze mnie, straciłem humor.Do diabła, jakmawiano w starożytności, czemu nie możemy być wszechobecni? Co przeszkadza namzostać wszechobecnymi? Niski poziom techniki, czy po prostu to, że nigdy niezastanawialiśmy się nad tym problemem? Czemu każdy z nas jest jednym, jedynym?Lusin tworzy od niechcenia nowe zwierzęta oddziałując na kwasy nukleinowezarodków, czyż więc tak trudno zdublować się, stworzyć kilka identycznych"egzemplarzy" tego samego człowieka? Dwie Wiery, ośmiu Romerów, Andre w czterechosobach: jeden buduje nowe deszyfratory, drugi pieści swoją Żannę, trzecikomponuje, czwarty poszukuje Galaktów! Odjechać, ale pozostawić siebie,jednocześnie być obecnym i nieobecnym, to byłoby wspaniałe! - Założę się, że pan fantazjuje na jakiś niebywałytemat - powiedział Romero. Oprzytomniałem.- RozstanieAndre i Żanny naprowadziło mnie na myśl, że urządziliśmy swoje życie nie takznów wygodnie, jak się tym ciągle chwalimy. -Pragnienia zawsze wyprzedzają możliwości, nie na darmo Andre utyskuje, że połowajego potrzeb nie jest zaspokojona, mieszając dla większego wrażenia potrzeby zpragnieniami.A propos, on ciągle jeszcze żegna się, proszę spojrzeć. Andre nie odstępował od okna.Planeta zmniejszała się,po jej tarczy toczyły się trzy słońca, które z oddali wydawały się jaskrawszeniż były w istocie. Odwróciłem się od Plutona.Przednami wyrastał podobny do gigantycznej soczewki "Pożeracz Przestrzeni", a obokniego, zachowując przepisową odległość, wisiały pozostałe statki galaktyczne.Tylko z wielkiej odległości można było ogarnąć wzrokiem te ogromy.Oczywiścieziemski Księżyc jest większy od każdego z tych statków, ale całą Stolicę wraz zjej piętnastomilionową ludnością można by swobodnie zmieścić we wnętrzugwiazdolotu. W burcie statku galaktycznego rozwarł sięwylot tunelu kosmodromu i rakieta wylądowała. .21. W drugim dniu lotu odwiedziłem halę dowódczą, stąd kieruje sięlotem statku. Ma ona kształt wydrążonej kuli pokrytejna całej powierzchni wklęsłymi ekranami.W środku hali wisi na polach siłowychpięć foteli swobodnie obracających się na rozkaz myślowy w dowolnejpłaszczyźnie.W centralnym fotelu siedziała Olga, po bokach jej pomocnicy:Leonid i siwiutki staruszek Osima.Przy każdym z foteli znajduje się obrotowalorneta o gigantycznym powiększeniu.W sali było ciemno. Pasażerowie nie mogą tu wchodzić, ale dla mnie Olgazrobiła wyjątek. - Jutro w południe przechodzimy znapędu fotonowego na anihilację przestrzeni - powiedziała wkrótce po starcie.-Bądź o ósmej przy wejściu do sterówki. Za dwie ósmapodszedłem do zamkniętych drzwi.Nikt na mnie nie czekał, zastukałem więc, alenikt nie odpowiedział.Punktualnie o ósmej drzwi rozwarły się i coś z nieodpartąsiłą wessało mnie w ciemność.Krzyknąłem z nagłego przestrachu i wtedy poczułem,że siedzę w wygodnym fotelu.Normalnie na zwykłych meblach przez chwilęusadawiamy się, tutaj natychmiast linie pola wybrały mi najwygodniejszą pozycję.Zorientowałem się w tym wszystkim znacznie później, a na razie nie mogłem wyzbyćsię przerażenia: poczułem się jakby wyrzucony na zewnątrz, w bezmiar kosmosu.Gwiazdy były nade mną i przede mną, z prawej i lewej, z przodu i za plecami!Usłyszałem spokojny głos Olgi: - Zdaje się, żejęknąłeś, Eli? Z największym wysiłkiem opanowałemdrżenie głosu. - To z zachwytu.Nigdy nie czułem siętak dobrze.Wytłumacz, co tu do czego służy. Olgawyjaśniła mi, że w sali nie ma dołu ani góry, wszystkie kierunki są równoprawne.Zaraz też z zimną krwią obróciła się do góry nogami.Poszedłem za jej przykłademi ta część nieba, która była pode mną, znalazła się nad ciemieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]