[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamknięto go wraz ze mną.Pani Thorne,czy nie mogłaby go pani wykupić? Zwrócę pieniądze najszybciej, jak to będziemożliwe.Siedzieliśmy z nim w jednym pomieszczeniu.To cholernie miły facet. Spojrzała na niego zaintrygowana. - Zobaczę, co da się zrobić. Odeszła.Blaine czekał zaciskając dłonie.Tak by chciał, żebymiędzy nimi znajdowała się teraz szyja Orca! Marie Thorne wróciła po kilkuminutach. - Jest mi naprawdę przykro.Rozmawiałam z Orcem.Pan Melhillzostał sprzedany pół godziny później.Naprawdę jest mi przykro.Niewiedziałam. - W porządku - przerwał jej.- Zdaje mi się, że mam ochotę sięnapić.9 Pan Reilly, mimo że siedział wyprostowany, nieomal ginął wprzepastnym fotelu, przypominającym miękki tron.Był drobnym, łysym, starymczłowiekiem upodabniającym się powoli do pająka.Wysuszona skóra ciasno opinałaczaszkę, wyraźnie widać było zarys kości.Zdawało się, że krew bardzo leniwiepłynie napuchłymi żyłami, w każdej chwili mogąc wstrzymać bieg.Mimo tych oznakstarości, Reilly w niczym nie przypominał śliniącego się starucha.Wprostprzeciwnie, z pomarszczonej, jakby małpiej twarzy patrzyły bystre oczy. - A więc to jest nasz człowiek z przeszłości - powitał ich jegogłos.- Proszę usiąść, sir.Właśnie rozmawiałem o panu z dziadkiem. Blaine rzucił wzrokiem dookoła, jakby spodziewał się zobaczyćnieżyjącego od pięćdziesięciu lat mężczyznę, świecącego gdzieś w pobliżu.Ale wwysokim, bogato udekorowanym pokoju nic nie wskazywało na jego pobyt. - Odszedł - wyjaśnił Reilly.- Kochany dziadek nie może długotrwać w postaci ektoplazmy.Ale i tak jest lepszy niż wiele innych duchów. Na twarzy Blaine'a musiał się pojawić dziwny grymas, gdyżReilly zapytał: - Pan nie wierzy w duchy? - Obawiam się, że nie. - To naturalne.Przypuszczam, że to słowo kojarzy się panu zdwudziestowiecznymi przesądami i bajkami: szkielety, pobrzękujące łańcuchy iinne głupstwa.Ale znaczenie słów ulega zmianie. - Tak, rozumiem - odpowiedział uprzejmie Blaine. - Uważa pan, że plotę banialuki - powiedział dobrodusznieReilly.- A tak nie jest.Niech pan weźmie pod uwagę zmiany, jakie zaszły wznaczeniu słów w ciągu pańskiego wieku.Na przykład słowo "atom" było nadużywanew science fiction, lecz dla przeciętnego człowieka znaczyło ono niewiele.Podobnie jak pan ignoruje słowo "duch".A jednak kilka lat później ludziezaczęli przywiązywać wagę do słowa "atom" - kojarzyło się im z czymś bardzorealnym, stanowiło zagrożenie.Nikt nie mógł go już ignorować! - uśmiechnął się.- Promieniowanie przestało być terminem pojawiającym się tylko w nudnych,naukowych książkach."Choroba przestrzeni kosmicznej" w pańskich czasach niebudziłaby żadnych emocji, ale pięćdziesiąt lat później szpitale wypełniły sięposkręcanymi ciałami.Słowa zmieniają swoje znaczenie: wychodzą poza językakademicki i zaczynają żyć w umysłach ludzi, zatracając abstrakcyjny charakter.Zdarza się to zawsze, gdy teoria staje się praktyką. - A duchy? - To podobny proces.Panie Blaine, jest pan staroświecki!Powinien pan zmienić swoją koncepcję świata. - To będzie trudne. - Ale konieczne.Niech pan zauważy, że zawsze istniały pewneprzesłanki świadczące o ich istnieniu.A kiedy życie po śmierci zostałoudowodnione naukowo - przestając tym samym być jedynie mrzonką - duchy równieżstały się faktem. - Sądzę, że wpierw bym musiał któregoś zobaczyć odpowiedziałBlaine. - Niewątpliwie dojdzie i do tego.Ale skończmy ten temat.Niechmi pan powie, jak podobają się panu nasze czasy? - Jak dotąd - nie bardzo.Reilly zachichotał rozbawiony. -Nie powie pan nic miłego na temat porywaczy ciał? Nie powinienbył pan opuszczać budynku.Leżało to w interesie nie tylko pana, ale i naszym. - Przepraszam, panie Reilly - wtrąciła Marie Thorne.- Ale jestto wyłącznie moja wina. Reilly spojrzał na nią, potem ponownie zwrócił się do Blaine'a. - Przykre, oczywiście.Powinien pan, szczerze mówiąc, wrócić do1958 roku i dopełnić swego przeznaczenia.Pańska obecność tutaj jest w pewnymstopniu kłopotliwa. - Ubolewam nad tym. - Niestety, chyba poniewczasie, wspólnie z dziadkiem doszliśmydo wniosku, aby nie wykorzystywać pana publicznie.Ta decyzja powinna zapaść owiele wcześniej.Pomimo naszych chęci może jednak dojść do rozgłosu.Jest bardzoprawdopodobne, że rząd podejmie działanie, skierowane przeciw korporacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]