[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W naszej delegacjinie ma młodych staruszków. Wkrótce przypełzli inniAldebarańczycy i rozmowa stała się ogólna.Jeśli nawet oczekiwali nas zniecierpliwością, to nie dawali tego po sobie poznać: mieszkańcy Aldebaranaczęściej odpowiadali na nasze pytania, niż sami pytali.Zresztą już wcześniejwiedzieliśmy, że te istoty nie odznaczają się ciekawością. - Jakaś abrakadabra - powiedział Romero, gdyśmy się znimi pożegnali.- Dzieci-staruszkowie, grawitacja wzrasta w czasie snu. Spychalski ironicznie wykrzywił twarz w swoim dziwnymuśmiechu, do którego ciągle nie mogłem przywyknąć. -Czy pańskim zdaniem jedynie ludzkie obyczaje mają jakiś sens? Ich informacje sąw pełni logiczne. Spychalski opowiedział następnie, żedla Aldebarańczyków najważniejszym problemem życiowym nie jest zdobywaniepokarmu, jak się to dzieje u większości Niebian, łącznie z ludźmi, lecz sen.Pomyślność społeczeństwa zależy od możliwości zorganizowania odpoczynku.Przynormalnej w ich warunkach grawitacji Aldebarańczycy pracują, lecz nie mogązasnąć.Zasypiają jedynie w silniejszym polu grawitacyjnym, udają się więc nawypoczynek do głębokich jaskiń.Różnica ciężkości pomiędzy powierzchnią gruntu idnem groty jest wprawdzie niewielka, ale wystarczająca.Ponieważ Aldebarańczycynie mogliby o własnych siłach wydostać się z dna groty, wobec tego inne osobnikiwspólnymi siłami wyciągają ich na pomostach zawieszonych na pasach, którenawinięte są na kołowroty.Na Orze natomiast urządzono specjalne altany do snu.Kiedy ktokolwiek wpełza tam, natychmiast wzrasta pole siłowe i Aldebarańczyksłodko zasypia ukołysany potężniejącą grawitacją. -Posłuchajcie teraz, kim są ci młodzi staruszkowie - powiedział Spychalskizłośliwie. Okazało się, że Aldebarańczycy nie pisząksiążek i całą wiedzę przekazują "ustnie".Niektóre osobniki od dzieciństwaspecjalizują się w zapamiętywaniu.Ci uczeni Aldebarańczycy zwolnieni są zwszelkiej innej pracy, a na starość, gdy do wiadomości zasłyszanych dodadząwłasne doświadczenia, stają się prawdziwymi skarbnicami mądrości.Pod koniecżycia przekazują nagromadzoną wiedzę nowym strażnikom doświadczeń.Wszystkichwyuczonych (młodych i starych) Aldebarańczycy z czułością nazywają staruszkami.Słowo "staruszek", znaczy u nich tyle co "mądry".Aldebarańczyk radził zwrócićsię po informacje do młodych staruszków dlatego, że od leciwych mędrców niełatwosię czegokolwiek dowiedzieć - na starość kostnieją i niezwykle powoliuruchamiają swoją bibliotekę wspomnień.Młodzi natomiast operują wiedzą znacznieswobodniej. - Wlan to bardzo dziwne imię -powiedziałem.- Czy coś oznacza? - Takie połączeniedźwięków w rzeczywistości nie istnieje.Realnym imieniem Aldebarańczyka jestkombinacja barw, które deszyfrator przetłumaczył na postać dla nas zrozumiałą.Sam Wlan nie podejrzewa nawet, że jego imię tak dla nas brzmi. Za pofałdowaną równiną Aldebarańczyków ukazała siędruga strefa hotelu, jezioro ze skalistymi brzegami.W nadbrzeżnych skałachznajdowały się pieczary, jedyne pomieszczenia mieszkalne na tej ponurej pustyni.W jaskiniach przebywali goście z Capelli, równie masywni i niezgrabni jakAldebarańczycy, ale jeszcze mniej rozmowni.Poznaliśmy jednego z nich i zwielkim trudem wyciągnęliśmy od niego kilka słów.Capellańczyk podejrzliwiewpatrywał się w nas wstęgą oczu i odniosłem wrażenie, iż tylko uprzejmośćobowiązująca gościa powstrzymywała go od odwrócenia się tyłem.Zresztą te istotywidzą na wszystkie strony i niewykluczone, że od początku był zwrócony do nasplecami.Kiedy jednak zdecydował się mówić, okazało się, że ma wyrazisty język ijasne myśli.Zaświecił na ciemieniu kombinacją barw oznaczającą, że można tu żyći odpełzł do pieczary. Podjechałem do jeziora inachyliwszy się dotknąłem wody.Woda była zwyczajna, mokra.Ogromna siłaciężkości nie wpływała na właściwości wody.Natomiast jezioro jako całość byłoniezwykłe: bez fal, a nawet najdrobniejszych zmarszczek na powierzchni.Ryb wtym jeziorze też naturalnie nie było. Przy wyjściuRomero powiedział: - Nie wiem, jak dalece te istoty sąrozumne, ale w każdym razie nie mają za grosz człowieczeństwa. - Życie społeczne mieszkańców Aldebarana i Capelliprzypomina zwyczaje prymitywnych plemion ludzkich - zauważyła Wiera.- Jedynaróżnica, i to na ich korzyść, polega na tym, że nie walczą ze sobą. - Co dla pana jest oznaką człowieczeństwa? - zapytałSpychalski Romera.- Szczupła talia i blada cera?. -Lepsza jest bladość, nawet półprzezroczystość, od nieprzenikliwej masywności.Szczupła talia też mi bardziej odpowiada niż zwaliste cielsko.Wolę równieżdwoje niebieskich oczu od czterdziestu ośmiu bezbarwnych. Spychalski z zadowoleniem pokiwał głową. - Teraz odwiedzimy wysłanników Altairu.Jeśli nie uznaich pan za nadludzi, to nie wiem, jak panu dogodzić. .25. Po takim wstępie oczekiwałem z niecierpliwością na spotkanie zAltairczykami.Hotel "Gwiazdozbiór Orła" był niewielkim metalowym budynkiem bezokien, sprawiającym wrażenie skrzyni ustawionej na ziemi.W przedsionkuubraliśmy się w przezroczyste i elastyczne skafandry. Za hallem znajdowała się wysoka, pusta sala.Jedynąjej ozdobą, jeśli można to uznać za ozdobę, był pas reflektorów otaczającypomieszczenie tuż poniżej stropu. Spychalski patrzyłna nas z ironicznie-triumfalnym uśmiechem. - Skąd tenbrak uprzejmości, drodzy Ziemianie.Otaczają was sympatyczni Altairczycytęskniący do rozmowy z ludźmi, a wy nabraliście wody w usta! - powiedział. Romero ze zdumieniem rozejrzał się dokoła, starającsię cokolwiek dostrzec w otaczającej pustce i wreszcie powiedział: - Poddaję się, niczego nie rozumiem. Pas reflektorów rozjarzył się blado i momentalniewokół nas zapłonęły półprzezroczyste sylwetki, zielone i fioletowe.To byłyniewątpliwie żywe istoty, choć przypominały koszmarne widziadła: ni togigantyczne pająki, ni to kule najeżone sztywną szczecinką.Zjawy odbijały sięod podłogi pajęczymi nóżkami i grupowały dokoła, aż wreszcie otaczała nas całachmura tych istot. - Pająkokształtne z gwiazdozbioruOrła - powiedziała Wiera, uprzedzając złośliwe komentarze Spychalskiego.-Aktywne życiowo jedynie w strumieniu twardego promieniowania. Przestawiłem deszyfrator na program "Rejon Orła,promieniowanie przenikliwe".Romero nieco zmieszany, lecz nadal zadziorny,szepnął mi na ucho: - Te istoty są chyba bardziejprzejrzyste od naszych meduz, ale wdzięku mają chyba mniej od nich. Altairczycy krążyli wokół Wiery zasypując ją pytaniamii odpowiadając na jej pytania, a Spychalski opowiadał mnie i Romerowi o ichżyciu.Altair jest gwiazdą klasy A z temperaturą powierzchni około 9000 stopni.Jego widmo zawiera znacznie więcej promieniowania twardego niż Słońce.Organizmybiałkowe na planetach układu Altairu zginęłyby natychmiast pod wpływem radiacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]