[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widzisz, co Anna z tobą robi? Ściąga cię na kolana przedmakabrycznym ołtarzykiem ku czci własnego ojca. - Zaraz, zaraz, Saxony, przecież i ty podobno jesteświelbicielką Fran. - Wiem, wiem, ja też.Ale ja już mam dosyć Marshalla France'a,Tomaszu.Nie chce się kochać ani z książką, ani z marionetką.Chce się kochać ztobą.Możemy robić wszystko, bo wszystko ma swój czas, ale reszta tego czasujest dla nas.Czekaj ! Poczekaj tu chwile! - Wstała z fotela i pokuśtykała dokuchni.Po chwili wróciła z kilkoma marionetkami w ramionach.- Widzisz? Wiesz,po co je zrobiłam? Żeby nie myśleć.Oto cała prawda.Pomyśl, jakie to żałosne,że całymi popołudniami siedzę i dłubie w drewnie, tylko po to, żeby jak najmniejmyśleć, gdzie ty akurat jesteś i co robisz.Kiedy jechaliśmy w te strona, doGalen, po raz pierwszy w życiu nie co dzień zajmowałam się pracą.I to byłocudowne! Lalki mnie nie obchodziły, za dużo działo się z tobą.Wiem, jak taksiążka jest dla ciebie ważna.Wiem, jakie to ważne, żebyś ją skończył. - Nie bardzo cię rozumiem, Sax. - Okej, przepraszam.Pamiętasz pierwszy dzień, kiedy tuprzyjechaliśmy? Ten rożen na wolnym powietrzu? Zagryzłem górną warga i kiwnąłem głową. - Pamiętasz, że ledwo otworzyłam usta do Gąseczki, zarazpowiedziałam jej o książce? - Pamiętam, jeszcze jak! Myślałem, że cię zamorduję.Dlaczegoto zrobiłaś? Przecież się umawialiśmy. Odłożyła marionetki na kanapę i obiema rękami przejechała powłosach.Dopiero ten gest uświadomił mi, jak bardzo jej włosy urosły.I nigdyjej nie mówiłem, jakie są ładne. - Słyszałeś coś o kobiecej intuicji? Nie rób głupich min,Tomaszu, to prawda.Coś takiego istnieje.Dodatkowy zmysł, albo co.Pamiętasz,mówiłam ci, że wiedziałam, kiedy zacząłeś sypiać z Anną.Zresztą nieważne,mniesz mi wierzyć lub nie, ale od chwili przybycia tutaj czułam, że jeżeliweźmiesz się za tę książkę, to między nami coś się popsuje.Robiłam co mogłam,żeby nas stąd wyrzucili jeszcze tego samego dnia.Przepraszam, ale taka jestprawda: Myślałam, że kiedy im powiem, co zamierzamy, za nic w świecie niedopuszczą nas do Anny France. - Sabotaż. - Zgadza się.Próbowałam sabotować nasze przedsięwzięcie.Niechciałam do niego dopuścić, po tym, jak tak bardzo byliśmy razem przez kilkadni.Bo czułam, że kiedy wejdziesz w tę książkę, wszystko się popsuje.I niemyliłam się, prawda? Pozbierała marionetki i wyszła z pokoju.Tej nocy już więcejnie rozmawialiśmy. W dwa dni później, przed halą targową, wpadłem prosto na paniąFletcher.Pchała metalowy wózek, na którym piętrzył się pięćdziesięciofuntowywór ziemniaków i z dziesięć butli syropu z suszonych śliwek. - Wiej, przybyszu.Rzadko cię ostatnio widuję.Takizapracowany? - Dzień dobry pani.Tak, dosyć. - Anna mówi, że książka posuwa się jak najlepiej. - Owszem, to prawda. Myślałem o stu rzeczach naraz i doprawdy nie byłem w nastrojuna zdawkowe pogawędki. - Musisz jak najszybciej odesłać stąd Saxony, Tom.Wiesz o tym? Gdzieś zaszczekał pies, zawarczał ruszający samochód.Wchłodnym powietrzu rozniosła się woń spalin. Kluska gniewu i rozpaczy utknęła mi w przełyku. - Co komu za różnica, czy ona tu zostanie, czy wyjedzie? JakBoga kocham, już mi bokiem wyłazi wysłuchiwanie dobrych rad.Komu przeszkadzaSaxony? Pani Fletcher przestała się uśmiechać. - Anna nic ci nie mówiła? - Położyła mi dłoń na ramieniu.-Naprawdę nic ci nie powiedziała? Ton jej głosu przeraził mnie. - Nie, nic.A co mi miała mówić? O co pani chodzi? Samochody i ludzie poruszali się obok nas jak ryby w akwarium. - Czy widziałeś.Nie, nie mogłeś widzieć.Posłuchaj, Tom,jeżeli powiem ci za dużo, mogę mieć poważne kłopoty.Nie żartuję.To bardzoniebezpieczne sprawy.Powiem ci tylko tyle - udała, że poprawia coś w wózku zzakupami - powiem ci, że jeżeli nie odeślesz stąd Saxony, ona się rozchoruje.Rozchoruje się tak poważnie, że w końcu umrze.Tak było w "Kronikach".W tenwłaśnie sposób Marshall izolował Galen od reszty świata. - A ja? Dlaczego ja się nie rozchoruję? Przecież też jestemobcy. - Ty jesteś biografem.Jesteś chroniony.Tak to napisałMarshall i tego nie da się zmienić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]