[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I co, uda³o ci siê ,wykiwaæ Helenê? Aha, czy móg³byœ mi oddaæ latawiec?- Uda³o mi siê j¹ wykiwaæ - przytakn¹³ Faust.- K³amiê, by j¹ uspokoiæ.Dobrzeœ to odgad³.- Niczego nie odgad³em.Chcia³bym tylko, ¿ebyœ mi odda³ latawiec.Faust w dalszym ci¹gu bawi³ siê szpagatem.- A wiêc doskonale - rzek³ w koñcu.- To co, jedziesz?Wzruszy³em ramionami.- A mam jakiœ wybór? Faust zrobi³ zeza.- Je¿eli pytasz powa¿nie, to nie masz.Chcê ci jednak zostawiæ swobodê decyzji.Wiesz, jak sobie ceniê woln¹ wolê.Wola³bym, ¿ebyœ przytakn¹³ sam z siebie, bez ¿adnych czarnoksiêskich sztuczek.- Daruj sobie sztuczki - wtr¹ci³em.- A zatem do Rzymu?- Ale pod jednym warunkiem.(Oto nadchodzi pora na m¹ skromn¹ propozycjê!)- Niby jakim? - zapyta³ Faust.- ¯e bêdê móg³ zabraæ ze sob¹ moich siedem dziewcz¹t!- Czyœ ty oszala³? - Faust na to.- Po co masz je ci¹gn¹æ? Wzruszy³em ramionami.Ponownie.- Z przyczyn osobistych.Rozeœmia³ siê.Stary pierdo³a.Naprawdê siê rozeœmia³.To mi³o z jego strony.Perspektywa zg³adzenia papie¿a w cudowny sposób wp³ynê³a na stan jego miêœni w op³ucnej.- Niech ci bêdzie, Kusiu - oznajmi³.- Bierz z sob¹ ca³¹ paczkê.Koni mamy mnóstwo.- Przydadz¹ siê - przyzna³em.- Ale.Faust! Pos³uchaj, ty przecie¿ tak nie cierpisz jazdy konnej! Jêkn¹³ i zaniepokoi³ siê nie na ¿arty.- Jakoœ sobie poradzê.87- Postaraj siê - doda³em - a na przysz³oœæ wybij sobie z g³owy jazdê ma moim grzbiecie! A teraz, bardzo proszê! Latawiec!- Do Rzymu? - powstrzyma³ mnie Faust.- Pojadê z tob¹ do Rzymu.Poklepa³ mnie po g³owie œmierdz¹c¹ ³ap¹.Drug¹ ³ap¹ wet mi w d³oñ sznur od latawca.- Moja krew - us³ysza³em.37.Archanio³ GabrielFaust pocz³apa³ w dó³ krêconych schodów.Sam zosta³em miejscu.Naprawdê nie wiedzia³em, co o tym wszystkim myœleæ.' Skupi³em siê wiêc ca³y na latawcu.Latawce to fajna zabawa.Przynajmniej zajmuj¹ uwagê.Niebo te¿ by³o fajne.Lubiê zmierzchy.Za to Czarny Las by³ okropny.Pokaza³em mu plecy.Przeszed³em na przeciwleg³¹ stronê Wie¿y, w marszu zataczaj¹c moim jedwabnym, lataj¹cym smokiem potê¿ny ³uk po niebie.Jeœli starannie manewrowaæ sznurkiem, zwijaj¹c go i rozwijaj¹c, ci¹gn¹c to w te, to we wte, mo¿na przechytrzyæ nawet wiatr.Ustawi³em latawiec dok³adnie tam, gdzie chcia³em, daleko nad Zarten.Wie¿a jest grubaœna, o œcianach grubych na dwoje ch³opa.Z blanków, na których sta³em, ogarnia³em spojrzeniem ca³e wyniesienie Schlossbergu.Zboczy góry czepia³y siê nieliczne winnice.Na prawo, ponad zapadliskiem Merzhausen, Zahringen, Beltzenhausen, Gundelfingen.Po mojej lewej stronie, ogromny na tle Fryburga, wznosi³ siê gigantyczny pagór Schonbergu.Poœród zmierzchu jaœnia³o ju¿ kilkoro gwiazd.Ksiê¿yc rozb³yskiwa³ w bystrym nurcie Dreisam.Dreisam wpada do Renu, który p³ynie st¹d a¿ do Bazylei.Wzd³u¿ rzeki wije siê goœciniec.T¹ w³aœnie drog¹ zaczyna siê wêdrówkê do Rzymu.Us³ysza³em za sob¹ st¹panie, nios¹ce siê echem po schodach.W sklepionym wejœciu na Wie¿ê zamajaczy³a postaæ.Nasza Helena, rzecz jasna.Sta³a tak, przekrzywiaj¹c g³owê i mru¿¹c wzrok z pow¹tpiewaniem.Helena jest bowiem krótkowidzem.Powinna nosiæ szk³a, lecz88jpSt na to zbyt pró¿na.Przejœcie z mrocznych schodów w rozjaœniony gwiazdami zmierzch na szczycie Wie¿y nastrêczy³o jej pewnych problemów.Dlatego tak wyba³usza³a ga³y.Spostrzeg³em ponadto, ¿e mia³a na g³owie szeroki i niekszta³tny, b³êkitny kapelusz z rondem zdobnym motywem skrzy¿owanychkluczy.Nakrycie g³owy pielgrzymów.- £adny mamy wieczór - odezwa³em siê do niej.Podtoczy³a siê w moj¹ stronê.Praw¹ rêkê wyprostowa³a przed siebie.Mia³a na niej jasnoniebiesk¹ rêkawiczkê, a na niej jeszcze niebieœciuchniejsze pierœcionki.Czy chcia³a uœcisn¹æ mi d³oñ?Czy mo¿e mia³em j¹ uca³owaæ w pierœcionek?Kiedy siê wci¹¿ g³owi³em, jak osi¹gn¹æ to pierwsze, nie wypuszczaj¹c z d³oni sznurka od latawca, lub jak dopi¹æ tego drugiego, nie spadaj¹c na pysk z balustrady, Helena rozwi¹za³a dylemat, rozwieraj¹c piêœæ.Wyci¹gnê³a w moj¹ stronê otwart¹ d³oñ.Coœ na niej pob³yskiwa³o.- Co to takiego? - spyta³em.- Garœæ diamentów - oznajmi³a Helena.Jakoœ nie fikn¹³em za blanki.Widzicie, znam siê na sztuczkach Heleny.Przynajmniej na wiêkszoœci z nich.Dlatego siê przyjrza³em, czy w drugiej rêce nie trzyma siekiery.Siekiery nie dostrzeg³em.W drugiej rêce Helena trzyma³a latawiec o bardzo dziwnym kszta³cie.Wygl¹da³ niczym po³amany sêp.- Domyœlam siê, ¿e wiesz ju¿ wszystko od Jana - zaczê³a.Wysypa³a wszystkie „diamenty" na murek.Dziwnie s³abo rozb³yskiwa³y w ksiê¿ycowym blasku.Jeden potoczy³ siê za blanki i znikn¹³ w przepaœci.Przykucn¹³em nad klejnocikami i dotkn¹³em paru.Skaleczy³em siê w palec.- To nie diamenty, to szk³o - domyœli³em siê wreszcie.Helena si¹knê³a nosem pod gwiazdami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]