[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaraz stał się głośniejszy i wypełnił cały dom.Wreszcieucichł.Pojęłam, że matka wybiegła w tę pogodę, złapała dziecko i wniosła poddach. Oczywiście to było bezcelowe.Kiedy następnego dnia, poogłoszeniu Bez Zmian, pojechałyśmy do stacji nagłych wypadków, dziewczynkaumierała.Była taka malutka.Do końca ściskała skrawek koca, odwracając się odmojej matki i od pielęgniarki z miłosierną igłą zapomnienia.Tylko ten łachmanbył jej przyjacielem.Kawałek koca, który towarzyszył jej cierpieniom pośróddeszczu. Kiedy matka płaciła za zabieg i za nasze odkażanie, obsługastacji mówiła jej straszne rzeczy, ganiąc jej głupotę, aż zaczęłam płakać zestrachu i poniżenia.Matka zignorowała mnie i przyjęła uwagi z podniesionymczołem, tylko warczała przez zęby jak rozjuszone zwierzę. Całą drogę do domu płaczliwie narzekałam.Dlaczegozaprowadziła mnie do tych okropnych ludzi, którzy poszturchiwali nas swoiminarzędziami, oblewali gorącym prysznicem, mówili i robili rzeczy nieprzyjemne ibolesne? (Teraz widzę, że okazywałam w ten sposób zazdrość o małego, skażonegointruza.Wtedy byłam jedynym dzieckiem w domu.) - Do łóżka ! - krzyknęła matka.Nie posłuchałam.Wreszciewzięła się za mnie i sprała plastykowym pasem.Tak gwałtownie, jakby spuszczałacięgi całemu światu; na koniec zmusiła się, by przestać. Ale teraz jestem tutaj, z moim kochanym i z moim ślicznymśpiewającym ptaszkiem.Widzę skraj zielonego parku z obu okien.I nigdy, nigdynie pada. To dziwne, że tak bardzo tęsknię za matką.przekład : Barbara Jankowiak powrót
[ Pobierz całość w formacie PDF ]