[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jak przez mgłę słyszałem, jak żegna się ze wszystkimi iodchodzi Łysy. - Żegnaj pupilku-popaprańcu - powiedział do mnie.- Mamnadzieję, że szybko ci tu przytrą rogów. Zrozumiałem, że jest przepełniony nienawiścią do mnie. Nieoczekiwanie Łysy mocno dźgnął mnie czubkiem buta w bok,chciałem mu oddać, ale w głowie mi się kręciło, więc postanowiłem, że później -jeśli będę żył, to też go uderzę.Łysy wyszedł, jacyś ludzie wchodzili iwychodzili.Stopniowo humor mi się poprawił, nawet mogłem stanąć na nogach,chociaż od razu zaniosło mnie w bok i musiałem szukać ściany, że się jejprzytrzymać. Wszedł kędzierzawy, właściwie - pojawił się w polu mojegowidzenia.Jego oczy znajdowały się blisko moich, - Żyjesz? - zapytał. - Bardzo żyję.- Uśmiechnąłem się głupio. - No to świetnie - powiedział.- Chodźmy, urządzę cię. - A kiedy ona przyjdzie? - Kto? - Pani Markiza, a któżby jeszcze? Moja pani-madamka mnie doniej skierowała. - Wkrótce.wkrótce - powiedział kędzierzawy, fałszywym tonem,jakim przemawia się do dzieci, żeby się odczepiły. Poszedłem za kędzierzawym na zewnątrz, a nogi mi się plątały.Był śmiesznie. Ciężarówka Łysego odjechała.W krzakach zobaczyłem czarny krytypowóz. - Właź - polecił kędzierzawy - i śpij. - Przepraszam - zaoponowałem.- Nie przedstawiłem się jeszcze. Wyciągnąłem do niego dłoń i przedstawiłem się: - Timofiej.Zuch, że hej! - A ja jestem aż do śmierci twoim panem - powiedziałkędzierzawy.- Możesz mówić do mnie panie Achmecie. Coś robił z moimi rękami - szczęknął zamek, moje przegubyznalazły się w metalowych obrączkach, połączonych krótkim łańcuchem. - Co pan? - zapytałem.- Czy wszyscy tu powariowali? - To żeby mieć pewność, że nie uciekniesz.No - idź kładź się! Ciągle chichocząc spróbowałem wleźć do powozu, ale ręce miprzeszkadzały.Pan Achmet podsadził mnie.W środku było siano.Położyłem się ipowiedziałem, że będę spał.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]