[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - Nie prosiłem cię, abyś tu za mną przychodził, a poza tymczemu mielibyśmy się bać Gigantów? Paralizator załatwia człowieka niezależnie odjego rozmiarów. - Chyba będzie lepiej, jeżeli wrócimy, Roffery.Nie mażadnego sensu sterczeć tu dalej, a poza tym powinienem pełnić wartę. - O tym należało wcześniej pomyśleć rzekł Roffery.-Przyprowadzimy tu później Marsppera, aby dowiedzieć się, co on myśli o morzu.Zanim stąd odejdę, chciałbym na coś rzucić okiem.Na miejsce, gdzie zniknęliGiganci. Wskazał ręką miejsce obok kajut, gdzie kilkanaściecentymetrów nad powierzchnią wody wystawał kwadratowy krawężnik.Padało na niegopojedyncze światło, które wyglądało, jakby Giganci umieścili je specjalnie w tymcelu. - Za tym krawężnikiem znajduje się klapa - wyszeptał.-Giganci zeszli w dół i zamknęli ją za sobą.Chodź, podejdziemy bliżej iprzyjrzymy się dokładnie. Ten projekt wydał się Complainowi całkowicie pozbawionysensu, nie chcąc się jednak sprzeciwiać rzekł: - Dobrze, ale trzymajmy się cienia, na wypadek gdyby ktośtu wszedł. - Woda jest tylko do kostek - powiedział Roffery.- Chybanie boisz się zamoczyć nóg? Był dziwnie podniecony, zupełnie jak dziecko, lecz mimodziecięcego braku poczucia niebezpieczeństwa posłuchał rady Complaina i trzymałsię blisko ściany.Brnęli jeden za drugim brzegiem morza, trzymając broń wpogotowiu, i w ten sposób dotarli do klapy zupełnie suchej za osłoną krawężnika. Roffery mrugnął porozumiewawczo do Complaina, po czympowoli uniósł klapę.W otworze pojawiło się łagodne światło, w którym ujrzeliżelazną drabinkę prowadzącą w głąb studni pełnej rur i przewodów.Dwie, ubrane wrobocze kombinezony postacie pracowały w milczeniu na dnie szybu robiąc coś kołozaworu odcinającego.Po otwarciu klapy musieli usłyszeć szum wody dochodzący zgóry, gdyż obaj równocześnie unieśli głowy patrząc ze zdumieniem na Complaina iRoffery'ego.Byli to niewątpliwie Giganci - ogromni, potężnie zbudowani, ociemnych twarzach. Roffery stracił od razu głowę.Z hukiem zatrzasnął klapę,odwrócił się i zaczął uciekać.Complain brnął tuż za nim.Jeszcze chwila iRoffery zniknął pod wodą.Complain zatrzymał się gwałtownie.Tuż przed sobą, podsamą powierzchnią morza, zobaczył brzeg studni.Z jej głębi, kilka kroków odniego, wypłynął Roffery krzycząc i bezładnie machając rękami.Wychylając się natyle, na ile pozwalało bezpieczeństwo, Complain wyciągnął rękę, aby mu pomóc.Mimo usilnych starań Roffery nie uchwycił ręki i wśród piany i baniek powietrzazanurzył się znowu.Chlupot odbił się w jaskini ogłuszającym echem. Roffery pojawił się znowu, lecz tym razem udało mu sięzgruntować i stał po piersi w wodzie.Dysząc ciężko i przeklinając usiłowałposunąć się naprzód, by uchwycić rękę Complaina, w tym samym jednak momencieotworzyła się klapa.Giganci zamierzali wyjść.Gomplain odwrócił sięgwałtownie i zauważył, jak Roffery chwyta za paralizator, któremu zupełnie niezaszkodziła wilgoć.Dostrzegł także dziwne światło pełgające gdzieś wysoko nadich głowami.Nie celując strzelił w kierunku wyłaniającej się z otworu głowy.Nie trafił.Gigant skoczył ku nim i Complain ogarnięty paniką rzucił broń.Gdysię pochylił, aby ją odnaleźć w ciemnej wodzie, Roffery strzelił nad jegoplecami.Celował lepiej niż Complain - Gigant zachwiał się i zwalił do wody zpluskiem, który wielokrotnie powtórzyło echo.Znacznie później Complainuświadomił sobie bardzo istotny szczegół - potwór nie miał broni. Drugi Gigant był uzbrojony.Widząc, jaki los spotkał jegotowarzysza, przykucnął na drabiną i osłonięty krawężnikiem, strzelił dwukrotnie.Pierwszy strzał trafił Roffery'ego w twarz - ranny bez słowa osunął się w wodę. Complain rzucił się na brzuch, wznosząc nogami obłokipiany, ale d1a wprawnego strzelca stanowił nadal dobry cel; pocisk trafił go wskroń.Bezwładnie, twarzą w dół, zapadł się w wodę. Gigant wygramolił się ze studni i, groźnie ruszył w jegokierunku.następny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]