[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mam ochoty rozmawiaæ z obcymi o przyjacio³ach.Chyba ¿e maj¹ naprawdê wa¿ne powody.Roz³o¿y³ szeroko rêce.- Niczego nie knujê.Wiem przecie¿, ¿e wszystko mu pan powtórzy.Wiêcej nawet, proszê o to.On mnie zna.Chcê, ¿eby wiedzia³, ¿e o niego pytam.Dobrze? W³aœciwie to dla jego dobra.Do licha, zwracam siê przecie¿ do przyjaciela.Kogoœ, kto móg³by sk³amaæ, ¿aby mu pomóc.A chodzi mi tylko o kilka prostych faktów.- A mnie chodzi o jeden prosty powód: po co panu te informacje?Westchn¹³.- No dobrze.Przedstawi³ mi, na próbê, muszê zaznaczyæ, pewne bardzo interesuj¹ce mo¿liwoœci inwestycyjne.W grê wchodzi³aby du¿a suma pieniêdzy.Istnieje element ryzyka, jak w wiêkszoœci przedsiêwziêæ dotycz¹cych nowych firm na wysoce konkurencyjnym rynku, ale mo¿liwe zyski czyni¹ tê propozycjê atrakcyjn¹.Pokiwa³em g³ow¹.- I chcia³by pan sprawdziæ, czy jest uczciwy.Zachichota³.- Szczerze mówi¹c, nie obchodzi mnie, czy jest uczciwy.Interesuje mnie tylko, czy potrafi dostarczyæ produkt czysty w sensie prawnym.Jego sposób mówienia przypomina³ mi kogoœ, ale mimo wysi³ków nie mog³em sobie przypomnieæ kogo.- Rozumiem - odpar³em, poci¹gaj¹c z kufla.- Jakoœ wolno dzisiaj kojarzê.Przepraszam.Oczywiœcie, chodzi o interes z komputerami.- Oczywiœcie.- Chcia³by pan siê dowiedzieæ, czy aktualny pracodawca móg³by go przygwoŸdziæ, gdyby z kimœ innym wprowadzi³ na rynek to, co obieca³ dostarczyæ.- Krótko mówi¹c, tak.- Poddajê siê - przyzna³em.- Trzeba o wiele lepszego fachowca, ¿eby odpowiedzieæ na to pytanie.W³asnoœæ intelektualna to doœæ zagmatwana dziedzina prawa.Nie wiem, co chce sprzedaæ, i nie wiem, sk¹d to pochodzi.On du¿o podró¿uje.Ale nawet gdybym wiedzia³, to nie mam pojêcia, jaka by³aby pañska sytuacja prawna.- Niczego wiêcej nie oczekiwa³em - zapewni³ z uœmiechem.Uœmiechn¹³em siê w odpowiedzi.- Czyli przekaza³ pan swoj¹ wiadomoœæ - stwierdzi³em.Skin¹³ g³ow¹ i podniós³ siê.- Ach, jeszcze jedna sprawa - zacz¹³.- Tak?- Czy wspomina³ kiedyœ - powiedzia³, patrz¹c mi prosto w oczy - o miejscach zwanych Amberem i Dworcami Chaosu?Nie móg³ nie zauwa¿yæ mojego zaskoczenia, które z kolei musia³o wywrzeæ na nim ca³kowicie fa³szywe wra¿enie.By³em pewien, ¿e jest pewien, ¿e k³amiê, chocia¿ odpowiedzia³em zgodnie z prawd¹:- Nie.Nigdy nie s³ysza³em, by wymienia³ te nazwy.Czemu pan pyta?Potrz¹sn¹³ g³ow¹, odsun¹³ krzes³o i wyszed³ zza stolika.Znów siê uœmiecha³.- To niewa¿ne.Dziêkujê, panie Corey.Nus u dhabzhuu dhuilsha.Niemal biegn¹c znikn¹³ za rogiem.- Chwileczkê! - zawo³a³em tak g³oœno, ¿e na moment w barze zapad³a cisza i wszystkie g³owy zwróci³y siê w moj¹ stronê.Zerwa³em siê i ruszy³em za nim, kiedy ktoœ wykrzykn¹³ moje imiê.- Hej, Merle! Nie uciekaj! Ju¿ jestem!Obejrza³em siê.Luke stan¹³ w³aœnie w wejœciu tu¿ za mn¹.W³osy mia³ jeszcze wilgotne po prysznicu.Podszed³, klepn¹³ mnie w ramiê i opad³ na krzes³o zwolnione przez Martineza.Usiad³em znowu, a on skin¹³ g³ow¹ w stronê mojego do po³owy opró¿nionego kufla.- Te¿ mi siê przyda - stwierdzi³.- Bo¿e, ale¿ mi siê chce piæ! - Po czym doda³: - Gdzie siê wybiera³eœ, kiedy wszed³em?Wola³em nie opowiadaæ mu o niedawnym spotkaniu - z wielu powodów, z których nie najmniej wa¿nym by³o jego zakoñczenie.NajwyraŸniej nie zd¹¿y³ zobaczyæ Martineza.Zatem.- Szed³em do toalety.- Jest tam - ruchem g³owy wskaza³ kierunek, sk¹d przyszed³.- Mija³em j¹ po drodze.Spuœci³ wzrok.- S³uchaj, ten pierœcieñ, który masz na palcu.- A tak.- Przypomnia³em sobie.- Zapomnia³eœ go w motelu New Line.Wzi¹³em go, kiedy przyjecha³em po twoj¹ wiadomoœæ.Zaraz, poczekaj.Szarpn¹³em, ale nie chcia³ siê zsun¹æ.- Chyba utkn¹³ - zauwa¿y³em.- To zabawne.W³o¿y³em go bez trudu.- Mo¿e palec ci spuch³ - zasugerowa³.- To mo¿e mieæ jakiœ zwi¹zek z ciœnieniem.Jesteœmy dosyæ wysoko.Przywo³a³ kelnerkê i zamówi³ piwo.Ja tymczasem zmaga³em siê z pierœcieniem.- Chyba bêdê musia³ ci go sprzedaæ - stwierdzi³.- Dam ci dobr¹ cenê.- Zobaczymy - odpar³em.- Wracam za moment.Leniwie uniós³ d³oñ i pozwoli³ jej opaœæ, a ja ruszy³em do toalety.Wewn¹trz nie by³o nikogo, wiêc wymówi³em s³owa, które uwolni³y Frakir z czaru utajnienia, jaki rzuci³em na ni¹ w autobusie.Zanim zd¹¿y³em wydaæ kolejny rozkaz, Frakir rozwinê³a siê p³on¹c blaskiem.Przesunê³a siê na grzbiet d³oni i owinê³a serdeczny palec.Patrzy³em zafascynowany, jak palec sinieje i zaczyna boleæ w coraz silniejszym uœcisku.RozluŸnienie nast¹pi³o szybko, a mój palec wygl¹da³ jak nagwintowany.Zrozumia³em, o co jej chodzi³o.Wykrêci³em pierœcieñ wzd³u¿ wyciœniêtego w ciele œladu.Frakir poruszy³a siê znowu, jakby chcia³a go zaatakowaæ, a ja pog³adzi³em j¹.- Ju¿ w porz¹dku - powiedzia³em.- Dziêkujê.Wracaj.Zawaha³a siê przez chwilê, lecz moja wola wystarczy³a bez potrzeby dodatkowych rozkazów.Wycofa³a siê po d³oni na nadgarstek, owinê³a rêkê i zniknê³a.Za³atwi³em, co mia³em tam do zrobienia, i wróci³em do baru.Usiad³em, odda³em Luke’owi pierœcieñ i napi³em siê piwa.- Jak go zdj¹³eœ? - zdziwi³ siê.- Wystarczy³ kawa³ek myd³a.Owin¹³ pierœcieñ w chusteczkê i schowa³ do kieszeni.- W tej sytuacji nie mogê chyba braæ za niego pieniêdzy.- Chyba nie.Nie w³o¿ysz go?- Nie, to prezent.Wiesz, nie spodziewa³em siê, ¿e przyjedziesz.- Nabra³ garœæ orzeszków z miseczki, która pojawi³a siê na stole pod moj¹ nieobecnoœæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]