[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zacząłem szybko myśleć i spróbowałem taktykiobronnej: - Z drugiej strony - powiedziałem szybko - przypuśćmy, że rozwinęłabyśtę teorię poza Judeę. Zmarszczka pojawiła się, wyrażając jednak bardziejzdziwienie niż gniew.- Co to znaczy: poza Judeę? - No, przypuśćmy, że ta judejsko-chrestiańska.jak tonazwać? Filozofia? Religia? - Myślę, że jedno i drugie po trochu. - A więc filozofia religijna.Powiedzmy, żerozprzestrzeniłaby się po świecie, nie tylko po Judei.To mogłoby byćinteresujące.- Ale nic takiego się nie sta. - Rachelo, Rachelo - powiedziałem, delikatnie kładąc jejpalec na ustach - mówimy o tym, co by było gdyby, pamiętasz? Każdy twórcaromansów naukowych ma prawo do swego wielkiego kłamstwa.Powiedzmy, że to jestmoje kłamstwo.Powiedzmy; że ten chrestiano-judeizm stał się światową religią.Poddał się jej nawet Rzym.Może Miasto zostanie tym, no, jak się to nazywa,miejscem sanhedrynu chrestiano-judejczyków.I co się wówczas dzieje? Ty mi powiedz - odparła, na wpół rozbawiona, na wpółpodejrzliwa. - No, wówczas - powiedziałem wysilając całą wyobraźnięwyszkolonego autora romansów - może powstać taka sytuacja, jaką opisywałaśmówiąc o dawnych czasach w Judei.Może cały świat podzieliłby się na części isekty, które walczyłyby ze sobą.- W w o j n a c h? - zapytała zniedowierzaniem. - W w i e 1 k i c h wojnach.Czemu nie? Coś takiegowydarzyło się w Judei, prawda? I walki trwałyby przez cały czas, aż do teraz.Wkońcu to Pax Romana utrzymuje cały świat w jedności od ponad dwóch tysięcy lat.Bez tego.No, bez tego - kontynuowałem coraz szybciej, robiąc w pamięcinotatki z tego, co mówię - powiedzmy, że wszystkie plemiona Europy przemieniłybysię w niezależne miasta-państwa.Tak jak greckie, tylko większe.I potężniejsze.I walczyliby, Frankowie przeciwko Wikom z północy, przeciwko Belgom, przeciwkoKeltom. Rachela potrząsała głową.- Ludzie nie byliby tacy głupizwróciła mi uwagę. - A skąd to wiesz? Tak czy inaczej, to tylko romansnaukowy, kochanie.- Nie zamilkłem, by sprawdzić, jak zareagowała na to,"kochanie".Mówiłem dalej, nie pomijając jednak jej sprzeciwu: - Ludzie będątacy głupi, jakimi ich wymyślę.póki będzie to do przyjęcia przez czytelników.Ale nie usłyszałaś jeszcze ode mnie najlepszego.Powiedzmy, że cijudejscy-chrestianie będą poważnie brali swoją religię.Nie zrobią niczego wbrewwoli swego boga.To co powiedział Jahwe, obowiązuje nadal, cokolwiek by sięwydarzyło.Czy rozumiesz? Oznacza to, że ich w ogóle nie interesowałyby odkrycianaukowe na przykład. - Nie, tego już za wiele! - przerwała mi, nagle oburzona.-Czy twoim zdaniem my Judejczycy nie interesujemy się nauką? Ja? Albo stryj Sam?A my z pewnością jesteśmy Judejczykami. - Ale nie chrestianami, moja droga.To wielka różnica.Dlaczego? Ponieważ ja ją ustaliłem, a to moja opowieść.Chwileczkę więc -przerwałem na chwilę namysłu - no dobrze, powiedzmy, że chrestianie wchodzą wdługi okres stagnacji intelektualnej i wówczas.- zamilkłem, nie dlatego, żenie wiedziałem, co dalej, ale dla spotęgowania efektu - i wówczas pojawiają sięOlimpijczycy! Spojrzała na mnie nie pojmując.- Tak? - odezwała się zzachętą, niezbyt wszakże entuzjastyczną. - Nie rozumiesz? I wówczas ten chrestiański świat,pogrążony w ciemnocie, bez samolotów, bez radia, nawet bez prasy drukarskiej czypoduszkowca - nagle staje wobec przedstawicieli supertechnicznej cywilizacji zKosmosu! - Rachela nadal marszczyła czoło, zapomniawszy o jedzeniu, próbując siędomyślić, do czego zmierzam.- To straszny szok kulturowy - wyjaśniłem.- I nietylko dla mieszkańców Ziemi.Możliwe, że Olimpijczycy przybywają, żeby się namprzyjrzeć, ale gdy zobaczą, że jesteśmy zacofani technicznie i podzieleni nawojujące ze sobą narody, to.to co zrobią? Oczywiście, że się stąd zabiorą, anas pozostawią samym sobie! I to już koniec książki. Wydęła wargi.- Możliwe, że teraz właśnie stało się cośtakiego - powiedziała ostrożnie. - Ale z pewnością nie z tego powodu.Nie mówimy przecież on a s z y m świecie.Mówimy o świecie w y m y ś 1 o n y m. - Trochę poniosła cię fantazja - zauważyła Rachela. - To moja specjalność - odparłem, zadowolony z siebie.Przecież nie wiesz, bo skąd masz wiedzieć, jak powstaje romans naukowy.Autormusi tu dać fantazji pole do popisu - do granic wiarygodności - aż trafi w takiemiejsce, skąd jeden krok dalej sprawiłby, że całość rozpadłaby się jako wierutnabzdura.Zaufaj mi, Rachelo, potrafię sprawić, że czytelnicy mi uwierzą. Nadal wydymała swe kształtne wargi, ale tym razem nieczekałem, aż się odezwie.Schwyciłem okazję w lot.Pochyliłem się ku niej ipocałowałem te cudne usta, tak jak już dawno chciałem zrobić.Potem powiedziałemdo niej: - Muszę wyjść i nająć skrybę; powinienem to wszystko zapisać, nimzapomnę.Wrócę, jak najprędzej będę mógł, a tymczasem. I znowu ją pocałowałem, łagodnie, mocno i długo; a Rachelaszybko dała mi do zrozumienia, że oddaje mi pocałunek. Sąsiedztwo z barakami dla niewolnikówma swoje dobre strony.Szybko nająłem skrybę za niezbyt wysoką cenę, a zarządcatargu wypożyczył mi nawet jedną z sal, w której mogłem dyktować.O świcie miałemjuż gotowe pierwsze dwa rozdziały i szkic dalszych do romansu pt.Podróż doświata chrestiańskiego. Kiedy już zabrnę tak daleko w książkę, reszta nie sprawiami większych trudności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]